Życie w UK
Dlaczego rząd powinien rozpisać DRUGIE REFERENDUM ws. Brexitu? Brytyjka podała argumenty nie do zbicia!
Fot. Twitter
Reporter Sky News zapytał w zeszłą niedzielę jedną z Brytyjek, dlaczego bierze udział w zgromadzeniu na rzecz zorganizowania drugiego referendum ws. Brexitu „Final Say”. Po odpowiedzi kobiety dziennikarz… zaniemówił.
Reporter „Sky News” zapytał Brytyjkę, matkę dwójki dzieci, o motywację, jaka kierowała nią oraz jej rodziną, by przyjść pod parlament i domagać się rozpisania ponownego referendum ws. Brexitu. Dziennikarz nie zawahał się także zasugerować, że zwolennicy pozostania UK w Unii Europejskiej nie szanują werdyktu Brytyjczyków wyrażonego podczas pierwszego referendum w czerwcu 2016 r. – Chcesz kolejnego referendum, ponieważ przegrałaś. Czy będziecie organizowali referenda do czasu, aż wreszcie wygracie? A co z ludźmi, którzy faktycznie wygrali w pierwotnym referendum? – zapytał podchwytliwie dziennikarz.
W tym jednak momencie Brytyjska rozpoczęła swój monolog, nie pozostawiając wiele miejsca na dyskusję. – Czy nie powinniśmy mieć kolejnych wyborów powszechnych? (…) …. Czy nigdy nie zagramy już w następnych Mistrzostwach Świata w piłce nożnej? Poważnie? To nie jest w żadnym wypadku jakikolwiek argument. Demokracja to jest toczący się proces, to nie jest jednorazowe wydarzenie. To się zdarza i nadal się dzieje. A kiedy wiemy więcej, to powinniśmy zostać zapytani ponownie – stwierdziła bez cienia wahania Brytyjka.
The challenge: to explain in 45 seconds why we need a People’s Vote.
Challenge accepted. pic.twitter.com/qYiaJ5n7tJ— David Schneider (@davidschneider) 20 października 2019
Zaraz potem Brytyjka doprecyzowała jeszcze swoją opinię na temat referendum „Final Say”: – Nie można mieć głosowania lub referendum opartych na kłamstwach (…) Musimy ponownie zwrócić się do ludzi. Teraz wiemy więcej. Ludzie powinni chcieć zagłosować, gdy mają pojęcie o tych sprawach. Nie powinni chcieć głosowania, gdy ich okłamano i nie powinni chcieć uznania takiego głosowania. To nie zasługuje na szacunek.