Styl życia

Zabójca owiec

W latach 90. XX wieku National Film Registry, dział amerykańskiej Biblioteki Kongresu, zaczął opracowywać listę filmów, które muszą zostać objęte programem ochrony ich kopii.

Zabójca owiec

Wśród pierwszych znalazł się „Killer of Sheep” Charlesa Burnetta. Zrealizowany za niecałe 10 tysięcy dolarów, filmowany osobiście przez samego reżysera, obsadzony przez nieprofesjonalistów – mieszkańców czarnego getta, powstał w 1977 roku jako praca magisterska Burnetta na UCLA (University of California Los Angeles). W wywiadzie dla prestiżowego pisma „Sight and Sound” (lipiec 2002), Burnett powiedział:

„Poza UCLA film ten właściwie nie miał być nigdzie pokazywany. Była to odpowiedź na te wszystkie filmy z realistycznymi, społecznymi wątkami, lecz poddanymi fabularnemu uromantycznieniu, gdzie wszyscy faceci się jednoczą, by rozwiązać problem w miejscu pracy, tworzą związek zawodowy, rozpoczynają strajk, sprawy się rozwiązują i życie staje się szczęśliwsze. W moim życiu tak to się nie działo. Najpierw problemem było to, jak dostać jakąś pracę, a potem to, jak ją utrzymać. To nie były wielkie sprawy – musiałeś zapłacić rachunki, próbować trzymać się z dala od problemów. I to właśnie był historyczny problem, który utrzymywał ludzi „na dole” i uniemożliwiał im pojmowanie i kierowanie własnych potrzeb w sposób inny niż to widziała klasa średnia. O tym głównie jest ten film”.

Jest to niezwykle smutny portret człowieka i pejzaż środowiska, w którym żyje. Stan pracuje w rzeźni. Ciężka i ogłupiająca praca, na którą jako czarnoskóry mieszkaniec getta jest skazany (jedyną alternatywą dla okropnej pracy jest tu drobna lub większa przestępczość), wyjaławia go psychicznie i emocjonalnie. Cierpi na bezsenność, a jego związek z żoną ulega wypaleniu, być może depresja wpędziła Stana w impotencję. Żona Stana czuje się odtrącona i osamotniona, nawet zazdrosna o gesty czułości, które Stan adresuje do córki. Jedyne, co jej zostaje, to społeczna więź z innymi kobietami z getta, na przykład wspólne przeżywanie ciąży młodszej koleżanki. „Killer of Sheep” to film człowieka, który znał to, o czym opowiadał, więc nie czynił obrazu w żaden sposób bardziej atrakcyjnym od rzeczywistości. Dlatego ten studencki film do lekkich nie należy, ale też zapracował sobie na porównania do Johna Cassavetesa czy Vittorio DeSiki i zasługuje na uważne mu się przyjrzenie. Szczególnie teraz – w czasach, kiedy świat ulega ponownej, coraz szybszej i ponurej izolacji. Krytyk „Sight and Sound” – Armond White ubolewał nawet, że publiczność nad poważny opis rzeczywistości w wykonaniu Burnetta, jako głosu Afroamerykanów, woli słuchać efekciarstwa Spike’a Lee.

Jarosław Pietrzak
[email protected]
 

author-avatar

Przeczytaj również

Oglądanie swojej twarzy podczas wideorozmów męczy psychicznieOglądanie swojej twarzy podczas wideorozmów męczy psychicznieWyciek fragmentu umowy koalicyjnej w HolandiiWyciek fragmentu umowy koalicyjnej w HolandiiMężczyzna udający policjanta nakazał kobiecie zatrzymać się na autostradzie M1Mężczyzna udający policjanta nakazał kobiecie zatrzymać się na autostradzie M1Systemy ministerstwa obrony stały się celem cyberatakuSystemy ministerstwa obrony stały się celem cyberatakuMężczyzna biegł po ulicy z piłą łańcuchową. Policjanci zostali ranniMężczyzna biegł po ulicy z piłą łańcuchową. Policjanci zostali ranniWizyta minister Barbary Nowackiej w Wielkiej BrytaniiWizyta minister Barbary Nowackiej w Wielkiej Brytanii
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj