Życie w UK
Rory Stewart odchodzi z Partii Konserwatywnej – rezygnuje z udziału w wyborach i jako niezależny polityk chce zostać burmistrzem Londynu
Były kandydat na premiera i lidera Partii Konserwatywnej odchodzi z partii – Rory Stewart zapowiedział, że nie tylko nie wystartuje w najbliższych wyborach, ale składa również partyjną legitymację torysów. Co dalej?
– To był wielki przywilej służyć okręgowi Penrith i The Border przez ostatnie dziesięć lat – komentował na Twitterze polityk, które był posłem w Izbie Gmin od 2010 roku. Rory Stewart w Partii Konserwatywnej był politykiem raczej drugiego szeregu, ale w swojej karierze wielokrotnie piastował istotne role – kierował resortem ds. rozwoju międzynarodowego, był ministrem więziennictwa, służył jak dyplomata w Czarnogórze i Indonezji.
Po tym, jak Theresa May ogłosiła swoją rezygnację ze stanowiska premiera, zgłosił swoją kandydaturę w wyścigu po tekę premierę. Zajął piąte miejsce ostatecznie, świetnie radząc sobie w telewizyjnych debatach. Był zdecydowanie najbardziej liberalnym i umiarkowanym kandydatem. Był przeciwko Brexitowi planowanym na 31 października, piętnował obietnice innych polityków starających się o nominację.
Później, 3 września wraz z kilkoma innymi posłami wraz z kilkoma innymi konserwatywnymi posłami (między innymi Dominickiem Grieve`m, Phillpem Hammondem, Caroline Nokes) zagłosował przeciwko swojej własnej partii, aby poprzeć wniosek parlamentu dotyczący przejęcia procedowania Brexitu. Za to został zawieszony przez whipa Partii Konserwatywnej. Już wtedy było wiadomo, że w szeregach torysów zbyt długo nie zagrzeje…
Teraz, po rezygnacji z członkostwa w partii i rychłym złożeniu mandatu posła Stewart będzie walczył o stanowisko burmistrza Londynu. Jak czytamy na lamach "The Evening Standard" polityk chce startować jako kandydat niezależny. W liście otwartym skierowanym do wszystkich mieszkańców brytyjskiej stolicy obiecuje nową jakość w polityce. Koniec z "wzajemnymi zniewagami", koniec z "lenistwem, na wpół dopieczonymi pomysłami i bezsensownymi kompromisami".
"Nasi liderzy stali się fatalni w słuchaniu zwykłych ludzie" – pisze. " Zamiast tego wycofali się do domu wariatów w gotyckiej sali krzyków w Westminsterze. W dyskusji pełnej wzajemnych zniewag napuszczali jedną grupę na drugą – bogaci przeciwko biednym, Londyn przeciwko reszcie, Brexit przeciw Remain. Cały czas coraz dalej odchodzili od kompromisu, praktycznych rozwiązań i wspólnego dobra. I dlatego zdecydowałem się do wzięcia udziału w walce, ale nie jako członek partii, ale jako kandydat niezależny".