Praca i finanse
Lekarze pierwszego kontaktu w Anglii zapowiadają protesty. Nie chcą zwiększać bezpośrednich wizyt w gabinetach lekarskich
Fot. Getty
Lekarze pierwszego kontaktu skarżą się, że są „rozbici i wyczerpani”. Teraz także zapowiadają protesty, po tym, jak rząd chce ich zmusić do zwiększenia bezpośrednich wizyt w gabinetach lekarskich.
Choć koronawirus nie odpuszcza, to w wielu krajach, w tym także w Polsce, lekarze powrócili do przyjmowania pacjentów w gabinetach lekarskich, czyli, mówiąc kolokwialnie, twarzą w twarz. Tymczasem w Anglii lekarze dość mocno bronią się przed powrotem do pełnego przyjmowania pacjentów bezpośrednio w przychodniach, a sprzeciw przeciwko temu jest tak silny, że GP zapowiadają nawet w tej sprawie strajk. Przedstawiciel lekarzy pierwszego kontaktu ostrzega, że „zdemoralizowani, rozbici i wyczerpani” lekarze rodzinni mogą odmówić podejmowania normalnych obowiązków, aby należycie okazać swój gniew.
Lekarze GP nie chcą przyjmować pacjentów w przychodniach
Aż 80 proc. lekarzy rodzinnych, którzy wzięli udział w głosowaniu orientacyjnym zorganizowanym przez Brytyjskie Stowarzyszenie Medyczne (ang. British Medical Association, BMA), poparło nieujawnianie informacji o tym, w jaki sposób odbywają swoje wizyty z pacjentami. Lekarze chcą w ten sposób udaremnić rządowy plan „wskazywania i zawstydzania” przychodni, które przyjmują zbyt małą liczbę pacjentów osobiście. – Wyniki orientacyjnego głosowania pokazują, że przedstawiciele tego zawodu mają już dość. Relacje zostały nadszarpnięte, a zaufanie utracone – zaznaczył dr Farah Jameel, nowy przewodniczący komitetu lekarzy pierwszego kontaktu GPC działającego w ramach BMA. – Ostatecznie my nie chcemy podejmować działań – my chcemy zobaczyć działania – dodał, apelując do ministra zdrowia Sajida Javida, aby zrobił więcej, by zmniejszyć ogromne obciążenie pracą lekarzy rodzinnych.
Dodajmy jednak, że choć przeważająca część głosujących lekarzy GP była za przeprowadzeniem akcji protestacyjnej, to jednak w samym głosowaniu wzięło udział jedynie ok. 35 proc. uprawnionych do tego medyków.