Zakupy w stylu Camerona: premier nie chodzi do Sainsbury’s, bo „ludzie liczą tam każdego pensa”

Okazuje się, że David Cameron zna się nie tylko na polityce imigracyjnej. Na spotkaniu organizowanym w Manchesterze pochwalił się również znajomością, jak sam to określił, „socjologii supermarketów”. Według premiera, klienci delikatesów Waitrose znacznie różnią się od tych, którzy zakupy robią na przykład w Sainsbury’s.

Cameron i jego żona są częstymi klientami sieci, bo cenią sobie  spokojną atmosferę i nie lubią „latać między półkami” w zwykłych sklepach. Premier wyznał, że zakupy robi wyłącznie w delikatesach, a jedyną sytuacją kiedy odwiedza supermarkety jest pobyt w rodzinnym domu w Chipping Norton i to tylko dlatego, że „nie mają tam Waitrose”.

Na spotkaniu z ust premiera padło również stwierdzenie, że klienci Waitrose są bardziej skłonni do rozmów. „Zdałem sobie sprawę, że zakupy w Waitrose zajmują mi dwa razy więcej czasu niż powinny, bo wszyscy dookoła zatrzymują się, chcą porozmawiać. W innych supermarketach ludzie biegają od półki do półki, żeby załatwić wszystko jak najszybciej” – stwierdził premier.

Z obserwacjami Camerona nie zgadza się opozycja i wytyka premierowi pyszałkowatość. Minister Pracy gabinetu cieni, Michael Dugher, stwierdził, że Cameron żyje w błogiej nieświadomości, z dala od problemów zwykłych Brytyjczyków, którzy nie mogą sobie pozwolić na spacery sklepowymi alejkami, bo „zajęci są przeliczaniem każdego pensa”. Według Daughera, to, że premier robi zakupy w Waitrose samo w sobie nie jest złe, problem leży w tym, jak do nich podchodzi: „Cameron chce nas przekonać, że ci, którzy kupują w Waitrose są bardziej wartościowymi konsumentami” – twierdzi.

A z kim wy chętniej poszlibyście na zakupy? Z premierem do delikatesów czy z ministrem pracy do osiedlowego sklepiku?