Życie w UK
Szkoccy tłumacze zwierają szeregi
Na rynku tłumaczeń w Szkocji zaszły duże zmiany. Dotychczasowe rozdrobnienie zostało zastąpione jednym centralnym kontraktem w wyniku, którego większość zleceń otrzymuje jedna firma – Global Language Services z Glasgow. Niestety dla tłumaczy nie są to dobre wieści – mają do wyboru pracować na warunkach oferowanych przez Global albo wcale. A warunki te, ich zdaniem, zdecydowanie dobre nie są.
Sobota, 12 września. Drugie już zebranie SITA – Scottish Interpreters and Translators Association. Dziś w planach zatwierdzenie statutu i wybór władz stowarzyszenia. Ricardo Mateus, jeden z założycieli SITA ma problemy z zapanowaniem nad wzburzonym tłumem. Nic dziwnego – dla wielu nowe warunki to utrata nawet 40 % dochodów. Szczególne emocje budzi kwestia płatności za dojazdy – nowy kontrakt nie przewiduje żadnego wynagrodzenia czy nawet zwrotu kosztów za podróże w promieniu do 70 mil od miejsca zamieszkania tłumacza. W końcu do głosu udaje się dojść zaproszonym gościom z Anglii. Przedstawiciele ACPI, Stowarzyszenia Tłumaczy Policyjnych i Sądowych zwracają uwagę zebranych na jeden aspekt sprawy: Jeżeli tłumacze nie będą w stanie utrzymać się z wykonywanej pracy pomyślą o odejściu od zawodu. Na ich miejsce zawsze znajdą się chętni, ale jakość usług może znacznie się pogorszyć. Wszyscy obecni zgadzają się, że trzeba podjąć jakieś działania. Prezesem stowarzyszenia wybrana zostaje Polka, Aleksandra Kęsek.
Tymczasem George Runciman, szef Globala, nie widzi żadnego problemu. – Zmian warunków z tłumaczami nie konsultowałem – mówi. – Jednak chodziło o to, żeby móc zaoferować im więcej pracy. Założenie jest takie, aby dany tłumacz pracował tylko lokalnie. Ma zarabiać na tłumaczeniach a nie na podróżowaniu. Stawki za tłumaczenia wzrosły. Do tego my, jako agencja, inwestujemy w naszych współpracowników – dotujemy specjalistyczne kursy i organizujemy własne szkolenia. Ostatnio odnotowaliśmy rekordową liczbę zgłoszeń – ludzie chcą dla nas pracować… – tłumaczy.
Tymczasem stawka godzinowa to nie wszystko. Tłumacz podejmując się zlecenia musi zarezerwować sobie na nie cały dzień. Sprawa w sądzie czy na policji może się przedłużyć. Jednak jeżeli wszystko pójdzie szybko (a tak jest najczęściej), tłumacz ma zagwarantowaną zapłatę równą dwóm godzinom pracy. Dla porównania: kierowca idąc do pracy z agencji ma zagwarantowane minimum osiem godzin. I nawet, jeśli pracuje za stawkę minimalną będzie to znacznie większa kwota.
Wszyscy tłumacze, z którymi rozmawialiśmy są zgodni, co do jednego: tak dalej być nie może. Jedni nawołują do bojkotu, inni myślą o zmianie profesji lub miejsca zamieszkania.
Tomasz Oryński
Przeczytaj również
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj