Styl życia
Przed wielkim finałem NBA. Czy „Wojownicy” znajdą sposób na geniusza LeBrona Jamesa?
Wybitna jednostka czy zgrana drużyna? W finale NBA zagrają Cleveland Cavaliers, a więc zespół zbudowany wokół jednego (ale za to jakiego!) gracza i Golden State Warriors, stanowiącego kolektyw równych graczy.
LeBron James po raz piąty z rzędu melduje się w wielkim finale najlepszej koszykarskiej ligi świata. W historii tylko Bob Cousy i Bill Russell dokonali czegoś podobnego, ale miało to miejsce w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy w NBA grało mniej zespołów i o walkę o mistrzostwo było obiektywnie łatwiej.
Mieli także znacznie mocniejsze zespoły – „Kawalerzyści” osłabieni brakiem dwóch kluczowych zawodników Kyriego Irvinga i Kevina Love`a, polegali niemal całkowicie na Jamesie.
Król w finale Konferencji Wschodniej wspiął się na szczyty. W zamkniętej w czterech meczach serii z Atlanta Hawks notował średnio 30.3 punktu, 11 zbiórek i 9.3 asysty – w dziejach NBA nikt jeszcze nie miał statystyk na takim poziomie! A to wszystko, gdy wydawało się, że szczyt formy LBJ ma już za sobą. W finale czeka na niego zespół Golden State Warriors, który ostatni raz po tytuł sięgał równo czterdzieści lat temu, w 1975. Lider „Wojowników” Stephen Curry również zapisał się w kartach historii.
W drodze do finałów pokonał pozostałych członków All-NBA First Team (najlepszej piątki sezonu). Po Anthony`m Davisie, Marcu Gasolu i Jamesie Hardenie przyszedł czas na LeBrona Jamesa. Ale w tej walce MVP fazy zasadniczej nie będzie sam. Curry został przez management Golden State znakomicie obudowany.
Ma świetnie broniącego „trumny” centra (Andrew Bogut), obwodowego plastra (Draymond Green), strzelca wyborowego za łuku (Klay Thompson), mięśnie w walce o zbiórki (David Lee), lidera ławki rezerwowych (Andre Iguadola)… GSW to zespół, któremu niczego nie brakuje, ale czy to wystarczy, aby powstrzymać fenomenalnego LeBrona Jamesa?