Życie w UK

Polski emigrant jak olimpijczyk

Wszyscy znamy anegdoty z serii „czym różni się A od B”. Spytani, zgadujemy różnicę między długopisem a trumną, zastanawiamy się czym różni się słoń od radia, itd. Lecz czy ktoś zna różnicę między olimpijczykiem a emigrantem?

Polski emigrant jak olimpijczyk

 Po ostatnich doniesieniach ze sportowego światka o morderczych, przedolimpijskich przygotowaniach, nie mogę opędzić się od refleksji, iż wyżej wymieniona różnica jest subtelna – jeśli w ogóle istnieje.

Oto olimpijczyk wyjeżdża na zgrupowanie, by ciężko pracować nad formą – rodak-tułacz też wyjeżdża, by ciężko pracować. Jedyna różnica to miejsce „zgrupowania” – emigrant ma dziwną tendencję do zgrupowań w zatłoczonym flacie.

Ponadto i olimpijczyk i emigrant często zmieniają miejsce zamieszkania; u olimpijczyka ciągły ruch, bo a to zawody, a to sparing, a to obóz. Lecz i u emigranta podobnie: a to tańszy room, a to większy room, a to nowa dziewczyna (więc i nowy room).

 
Lecz co najciekawsze, nawet meta jest przez obu pojmowana podobnie: i jednemu i drugiemu ciężko przychodzi powiedzieć „DOŚĆ”. Czytałem niedawno wywiad z Marcinem Dołęgą – naszym sztangistą, trzykrotnym Mistrzem Świata.
 
Facet otwarcie mówi o przejściu czterech operacji kolan (z powodu przeciążeń) oraz o przyjęciu przed ostatnią olimpiadą w Pekinie tzw. blokad, czyli znieczulających zastrzyków między kręgi krzyżowo-lędźwiowe, w liczbie – uwaga – trzydziestu! Ciekawi mnie więc ile ich weźmie przed Londynem…?
 
„Jeszcze tylko olimpijskie złoto i już spokojnie mogę zostać kaleką” – zdaje się mówić nasza chodząca nadzieja na medal. Nie wiem jak Tobie, Drogi Czytelniku, lecz mnie narzuca się myśl, że taki sport to zdrowie, tyle że… stracone.
 
Już niedługo, olimpijczycy będą się bić o złote medale, prestiż oraz sporą kasę, my zaś będziemy im bić brawo i oddawać szacunek. Zapewne to wspaniałe uczucie móc pokazać wnukom medal z prawdziwej olimpiady, lecz czy dla mieszaniny prestiżu, kasy i spełnienia sportowych marzeń warto poświęcać zdrowie, a w efekcie normalne życie?
 
Czapki z głów – tylko czy aby nie razem z rozumem…? Tu wróćmy do naszego rodaka-tułacza. Obawiam się, iż podnosząc nasze własne ciężary – czy dosłowne, czy w przenośni – nie zawsze zdajemy sobie sprawę z rzeczywistej wagi naszego celu.
 
Dobrze wiemy, iż wielu z nas podziwia się i szczyci swoimi emigracyjnymi osiągnięciami. Czasami, zazdrościmy ich innym – lecz jakże rzadko obchodzi nas wysoki koszt uzyskania przychodu.
 
Bo kiedy wreszcie przyjdzie pora cieszyć się naszymi emigracyjnymi „medalami”? Na emeryturze? Może więc warto, widząc sportowców poświęcających tak wiele dla swoich celów, zwolnić na chwilę i przekonać się, że są jeszcze w życiu rzeczy, których nie można kupić za żadne skarby czy medale – nawet te najbardziej złote.
 
„Życie na medal” – powiada wielu z nas o emigracji. Świetnie. Oby jednak to życie nie było okupione żalem do zgarbionych pleców i wspomnieniem zaniedbanej lub już nieistniejącej rodziny.
 
Jacek Wąsowicz
 
 
 
 
author-avatar

Przeczytaj również

Brytyjczyk leczył zęby w Turcji. Dentysta wwiercił mu implant w czaszkęBrytyjczyk leczył zęby w Turcji. Dentysta wwiercił mu implant w czaszkęJuż czwarty dzień tysiące domów pozbawione są dostępu do wodyJuż czwarty dzień tysiące domów pozbawione są dostępu do wody„Najcięższy człowiek” w UK zmarł przed 34. urodzinami„Najcięższy człowiek” w UK zmarł przed 34. urodzinamiWskaźnik spożycia alkoholu przez dzieci w UK najwyższy na świecieWskaźnik spożycia alkoholu przez dzieci w UK najwyższy na świecieKupno nieruchomości w Holandii przez imigrantaKupno nieruchomości w Holandii przez imigrantaNielegalna hodowla psów American Bully XL w Sheffield zlikwidowanaNielegalna hodowla psów American Bully XL w Sheffield zlikwidowana
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj