Życie w UK

Na brytyjską kulturę za wcześnie

Polacy nie korzystają z tego, że Londyn jest kulturalną stolicą świata.

 

 
Polacy nie korzystają z tego, że Londyn jest kulturalną stolicą świata.
 
Londyn to prawdziwy pępek świata. Nie tylko metro jest tu najdłuższe, ma najwięcej lotnisk i najwięcej mniejszości narodowych. Londyn to – bez wątpienia – również i kulturalna stolica naszego globu.
Stolica Wielkiej Brytanii może się poszczycić największa liczbą wydarzeń kulturalnych – koncertów, spektakli teatralnych itp. – na zobaczenie których nie trzeba wydawać pieniędzy. Pełno tu również darmowych muzeów, galerii i wystaw. Czerpią z tych dóbr pełnymi garściami przybysze niemal ze wszystkich krajów świata, z wyjątkiem Polaków.
Bartek mieszka w Londynie trzy lata z niewielkim okładem, jest operatorem filmowym, właśnie skończył 27 lat. To jego drugi pobyt w Anglii. Pięć lat temu pomieszkał tu rok i wyjechał do Nowego Jorku, gdzie spędził kolejnych 12 miesięcy. – Nowy Jork to kulturalne eldorado, ale tam prawie za wszystko trzeba płacić. W Londynie darmowa oferta jest nieporównanie bogatsza i właściwie codziennie można spędzić czas na jakimś spektaklu, koncercie czy obejrzeć jakąś wystawę. W moim przypadku nie ma mowy o codziennym bywaniu, bo muszę też pracować, ale dwa lub trzy razy w tygodniu odwiedzam różne przybytki kultury i bardzo dziwi mnie to, że wielu moich znajomych z wykształceniem humanistycznym tego nie robi. Nie mówię o cotygodniowych wizytach w Covent Garden czy Royal Albert Hall, ale np. w Barbican ciągle coś się dzieje, zresztą w Covent dość często zdarzają się darmowe występy – mówi Bartek.
 
Za darmo lub za grosze
Bartek ma rację – wiele renomowanych placówek kulturalnych oferuje od czasu do czasu gratisowe koncerty i spektakle. Nie dalej jak tydzień temu miałem okazję właśnie w Covent Garden posłuchać muzyki brazylijskiej w wykonaniu znakomitego Raffael Pesce Trio. Zespół ten, pochodzący z Rio de Janeiro, ale osiadły w Londynie, zagrał utwory kompozytora, którego nazwisko wywołuje przyjemne dreszcze u suchaczy – Antonio Carlosa Jobima, autora słynnego „Czarnego Orfeusza” i „Dziewczyny z Ipanemy”. Nie tylko kompozycje Jobima zaprezentowało brazylijskie trio lecz również własne samby i bossa-novy. To wszystko za darmo. Londyńskie gazety są pełne informacji w rodzaju „co, gdzie, kiedy”. Jeśli komuś szkoda wydawać kilka funtów na gazety, może korzystać z bezpłatnej prasy rozdawanej w metrze czy na ulicach lub z portali internetowych. Pełno tam różnych ofert – ogłaszają się kina, teatry, kluby. Nawet jeśli wstęp jest płatny, to warto wydać raz w miesiącu 30-50 funtów, by obejrzeć np. „Hair”, „Oh Calcutta”, „Grease” czy „ Budy Holly Story” – oczywiście jeżeli ktoś lubi musicale. W teatrach obejrzeć można „Króla Leara” Szekspira, którąś ze sztuk Williama Blake’a czy „Nędzników” Wiktora Hugo, ale można wybrać też lżejszy repertuar, chociażby słynną „Pułapkę na myszy” Agathy Christie – sztukę, która na londyńskich scenach grana jest nieprzerwanie od 1952 roku. To wszystko po cenach bardzo przystępnych: od 10 do 50 funtów.
Bartka drażni fakt, że jego wykształceni rówieśnicy, często kontynuujący studia na Wyspach, stronią od kultury.
– Przecież to nasza przyszła inteligencja, a przynajmniej za taką się uważa, tymczasem nikt z moich znajomych nie był nawet w British Museum czy National Gallery. Mój pradziadek był zwykłym lekarzem, który studia skończył przed wojną. On i jego koledzy po fachu regularnie bywali w filharmonii, teatrze, znali łacinę, grekę i po kilka nowożytnych jęzków. To byli ludzie oczytani, obyci. A dziś? – denerwuje się Bartek.
 
W weekendy chcę być niekulturalny
Rzeczywiście, przedstawicieli młodej polskiej inteligencji trudno uświadczyć w przybytkach ambitniejszej kultury.
– Może bym i miał ochotę pójść tu i ówdzie, ale w weekendy pracuję. Pieniędzy, które dostaję od rodziców, nie na wszystko wystarcza, a w pozostałe dni tygodnia studiuję – mówi Rafał, student literatury angielskiej. Radek, kolega Rafała ze studiów, nie ma problemów materialnych, jego rodzice są zamożni i bez oporów inwestują w jedynaka. Weekendy ma wolne.
– Zamiast pałętać się po teatrach lub salach koncertowych, wolę pójść z dziewczyną do klubu potańczyć czy zwyczajnie posiedzieć z nią w domu. Kultury to ja mam w wystarczających ilościach na studiach, a w dni wolne chcę być niekulturalny – to słowa Radka.
Anna, która pracuje w przedszkolu jako opiekunka, i studiuje, nieraz ma ochotę gdzieś się wypuścić. W swoim rodzinnym Krakowie każdą wolną chwilę poświęcała na zwiedzanie licznych galerii i wypady do teatru, w Londynie na to pozwolić sobie nie może.
– Mieszkam daleko od centrum. Do pracy też mam kawał drogi, wracam potwornie zmęczona, a do tego jeszcze bardzo mało zarabiam, ale mimo to zdarza mi się bywać w tutejszych teatrach przynajmniej raz w miesiącu.
 
Co uwstecznia Włodka
Włodek jest malarzem i rzeźbiarzem po krakowskiej ASP. Studia skończył pod koniec lat 80. Nie ma czasu na „ukulturalnianie”. – Tyram jako murarz, plastrarz, bo mam na utrzymaniu żonę i córkę oraz mnóstwo długów do spłacenia. Obecnie mam dobrą pracę, bo trochę po linii konserwatorskiej, więc jakby bardziej zgodną z moim wykształceniem i, co najważniejsze, dobrze płatną. Wstydzę się sam przed sobą tego swojego „estetycznego” zapuszczenia, bo mógłbym trochę mniej pracować, a więcej bywać tu i tam. Nakupiłem tu mnóstwo płyt, albumów, ale nie mam kiedy tego przeczytać ani posłuchać. W Anglii bywałem często i długo. Najlepiej było na początku lat 90. Polska była wówczas bardzo modna. Przyjeżdżałem tu na różne wystawy, m.in. na Artweek w Oksfordzie. Sprzedawałem niemal wszystkie swoje prace na pniu. Było mnie stać na podróże po całej Wyspie i wszelkiego rodzaju szaleństwa kulturalne, ale czas Polski minął i mój – w pewnym sensie – też. Brak obcowania ze sztuką nie tylko wyjaławia, ale też uwstecznia. Będę musiał coś z tym zrobić – mówi Włodek.
 
Będziemy bardziej aktywni
Obcowanie ze sztuką nie musi polegać na wizytach w teatrach, salach koncertowych czy muzeach, wystarczą bowiem spacery po Londynie, chociażby śladami bohaterów dickensowskich powieści, których akcja przeważnie toczy się w Londynie, czy też Sherlocka Holmesa i jego nieodłącznego przyjaciela doktora Watsona. Jeśli Artur Conan Doyle jest dla kogoś mało znaczącym pisarzem, to pozostaje jeszcze Jack London, który genialnie i przejmująco opisał slumsy londyńskiego East Endu, czy Edgar Allan Poe i wielu innych. Londyn to również Burt Bacharach, Dionna Warwick, Beatlesi, Rolling Stonesi, Eric Clapton, to Mary Quant – „wynalazczyni” minispódniczki, to Freddie Mercury, Alec Guinness. Tu żyła i tworzyła, żyje i tworzy nadal większość „wszystkich swiętych” kultury. A architektura? Londyn to przecież olbrzymie darmowe muzeum architektury.
Nie potępiałbym tak w czambuł rodaków za to, że jako „konsumenci” kultury są mało aktywni. To się na pewno z czasem zmieni – kiedy już okrzepną, urządzą się, ustabilizują, przyjdzie czas na realizowanie potrzeb duchowych, bo na razie mają inne priorytety – pociesza dr Janusz Litwiniak, socjolog.
– Prawdę mówiąc, też mam sobie sporo do zarzucenia pod tym względem.
 
Janusz Młynarski
author-avatar

Przeczytaj również

Polka dostała się do jednej z najlepszych szkół muzycznych na świeciePolka dostała się do jednej z najlepszych szkół muzycznych na świecieW parku w Londynie znaleziono psa z odciętym łbem i kończynamiW parku w Londynie znaleziono psa z odciętym łbem i kończynamiLaburzyści chcą znacjonalizować kolej. By było taniejLaburzyści chcą znacjonalizować kolej. By było taniejZwiększony ruch na drogach i lotniskach – początek majowych wakacji zbiega się z KoningsdagZwiększony ruch na drogach i lotniskach – początek majowych wakacji zbiega się z KoningsdagJako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaJako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu ręki
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj