Styl życia
Manchester na czerwono
Do następnych derbów Miastem Włókniarzy rządzą „Czerwone Diabły\”, ale to nie przedniej urody bramki Wayne`a Rooneya`a, tylko zakrwawiony Rio Ferdinand został symbolem 164. spotkania pomiędzy zespołami City, a United.
Choć piłkarze ManU pałali rządzą rewanżu za bolesne porażki z poprzedniego sezonu, a szczególnie słynne 1:6 na Old Trafford, więcej z gry mieli gospodarze. Cóż z tego, jeśli po dwóch błyskach Wazzy „Citizens" schodzili do szatni w paskudnych humorach. A potem byłoby jeszcze gorzej, gdyby tylko sędzia uznał dobitkę (prawidłową!) Ashley`a Younga. 3:0 i po meczu to scenariusz, który nie został zrealizowany, bo do roboty wzięli się podopieczni Roberto Manciniego – najpierw Yaya Toure, a potem Pablo Zabaleta. Koniec końców to wyszło „na czerwono" – Robin Van Persie zapewnił trzy punkty United w doliczonym czasie gry. Porażka City została okupiona nie tylko stratą punktów i prymatu, ale również przerwała trwającą od grudnia 2010 roku passę meczów bez porażki na Etihad. Dla sympatyków niebieskich barw to było zbyt wiele. Chuligani ranili Ferdinanda monetą, inni dostając się na murawę chcieli wymierzyć „sprawiedliwość" na własną rękę. Po tych wydarzeniach na Wyspach rozgorzała dyskusja o oddzieleniu boiska od trybun płotami, które z rozgrywek Premier League zniknęły po tragedii w Hillsborough.