Bez kategorii
Grzechy Smudy
Franz Smuda słynął z walki do ostatnich minut. Jego Widzew Łódź czy Lech Poznań zawsze grał do końca, często stawiając wszystko na ostatnią kartę.
Kibice „Kolejorza” przeżywali niejeden thriller zafundowany przez piłkarskiego odpowiednika Alfreda Hitchcocka, w których losy ich ukochanej drużyny ważyły się do ostatnich minut, do ostatnich sekund. Czasem wygrywał, czasem przegrywał, ale nie odpuszczał do końca. Smuda-selekcjoner w niczym nie przypominał tamtego trenera. Podczas Euro 2012 ten niegdyś żyjący meczem całym sobą fanatyk futbolu zamienił się kogoś zupełnie innego. Szkoleniowca zachowawczego, chowającego swój zespół za podwójną gardą, nie potrafiącego odpowiednio zareagować na boiskowe wydarzenia. Ale grzechem ciężkim Smudy była nieumiejętność wykorzystania potencjału drzemiącego w naszych piłkarzach. Na żadnej wielkiej imprezie nie mieliśmy takiego piłkarskiego materiału, jak w tym roku! Takich grajków, jak mistrzowski tercet z Dortmundu zazdrościła nam cała futbolowa Europa! Dlaczego zatem Smuda nie potrafił w pełni wykorzystać błyszczącego w Bundeslidze Łukasza Piszczka, którego można obwołać największym rozczarowaniem polskiej ekipy? Ale grzechów jest więcej – dlaczego na siłę forsował Boenischa, skoro zwykle to on był najsłabszym ogniwem bloku defensywnego? Dlaczego bał się odkryć talent młodziutkiego Rafała Wolskiego, skoro w meczu z Czechami nie miał już nic do stracenia? Z pewnością te i jeszcze kilka innych pytań będziemy sobie jeszcze długo po zakończeniu Euro 2012 zadawać. Bo przeszła nam koło nosa historyczna szansa, która już nigdy się nie powtórzy…