Życie w UK
Felieton: Pracuj i nie oglądaj się za siebie
Kiedy ktoś lub coś zmusza nas do robienia tego, co nie tylko nie sprawia nam przyjemności, ale wręcz wzbudza naszą niechęć – buntujemy się, a nasze ciało odmawia posłuszeństwa. Na myśl o nielubianej pracy dostajemy migreny, boli nas żołądek, a pięści same zaciskają się do białości.
Na pracę, do której musimy, a nie chcemy iść mówimy “idę do roboty”. W “robocie” niby to pracujemy, ale cały czas myślimy o przerwie na lunch, albo o tym, dlaczego kolega X zamiast pracować tak ciężko jak my, obija się.
Właściwie – myślimy po latach pracowania z niechęcią – dlaczego tylko my ciężko harujemy, a cała reszta współpracowników się obija?
Od takiego myślenia do coraz większej zawiści w stosunku do kolegów, sąsiadów, a nawet przechodniów w garniturach z teczkami w dłoniach i przybliżamy się dzień po dniu do goryczy i żółci, którą koniecznie gdzieś musimy ulokować…
Ale o kim ja mówię? Próbuję – jak widzicie bardzo uparcie – zrozumieć, a nawet i Wam wytłumaczyć największy paradoks na Wyspach.
Otóż nie jestem w stanie zrozumieć jak to jest możliwe, że wmawia się brytyjskiemu społeczeństwu, że imigranci – w tym największa liczba Polaków – zabierają pracę Brytyjczykom i zwłaszcza politycy powtarzają to hasło jak mantrę, tymczasem najnowsze analizy rynku pracy pokazują, że w UK jest dużo więcej pracy niż chętnych do jej wykonywania!
W 2014 roku na rynku pracy jest największa liczba wakatów od 2007 roku, a płaca wzrosła. Jak więc to możliwe?
Ano tak, drodzy politycy i kochane brytyjskie media: przeciętnemu Johnowi oczy się nie świecą na myśl, że codziennie musi iść do pracy, praca sama do niego nie przyjdzie, a co gorsze sama się też nie wykona, a Polacy mają taką naturę, że nawet jeśli pracy swojej na początku nie lubią, to umieją sobie wmówić, że jest w porządku i wierzą, że kiedyś znajdą lepszą.
To tak jak z polską piłką nożną – nieustająco wierzymy, że kiedyś zostaniemy mistrzem, chociaż wszyscy wiemy, że to raczej niemożliwe…