Życie w UK
Dramat babci z Worcester: jednak nie dostanie 33 milionów funtów
Susanne Hinte, która twierdziła, że wyprała w pralce zwycięski kupon, na który przypadło 33 mln funtów, nie otrzyma pieniędzy. Chętnych na miliony jednak nie brakuje – do centrali Camelot dotarły setki zgłoszeń.
Zatrudnieni przez loterię eksperci zbadali przysłany przez Hinte fragment, orzekli, że wyprany razem z dżinsami kupon nie jest tym, z trafnie skreśloną szóstką.
Camelot nie będzie nawet sprawdzał nagrań z kamer CCTV w kolekturze, w której Susanne Hinte wysyłała kupon. Najwyraźniej, wbrew zapewnieniom 48-letniej babci czworga wnuków, nie ma żadnych dowodów na potwierdzenie jej słów. Kupon miał zamazaną datę losowania i kod kreskowy. Wyblakłe numery mogły więc paść innego zupełnie dnia.
Pochodząca z Niemiec Hinte będzie więc zapewne musiała wrócić do pracy, do której nie chodziła od kilkunastu dni, pozostając w łóżku i – jak wynika z relacji córki – bardzo przeżywając całą sytuację. Nie rozmawiała z dziennikarzami, a krótkie komunikaty wygłaszał jej syn, wychylając się z okna na piętrze domu na przedmieściach Worcester.
“The Mirror”, powołując się na własne źródła, napisał, że Camelot ma sprawdzoną i skuteczną procedurę postępowania wobec osób, które twierdzą, że wygrały, ale zniszczyły lub straciły kupon. Najpierw zadaje się serię pytań, między innymi o czas i miejsce zakupu kuponu, czy był to los “na chybił-trafił”, czy też skreślony ręcznie, itp.
– Słuchając odpowiedzi na te pytania szybko można wyeliminować znakomitą większość zgłoszeń – mówi gazecie jej rozmówca. – Jeśli te odpowiedzi pasują w szczegółach do danych z systemu komputerowego, przegląda się następnie nagrania z kamer by wykluczyć wszystkie wątpliwości.
Ponoć najwyżej pięć osób w Camelot zna dane o wygranej, ale i tak nie każda z nich dysponuje pełną wiedzą, umożliwiającą zidentyfikowanie zwycięzcy. Ludzie ci zbierają się i oficjalnie kompletują wszystkie informacje tylko w przypadkach, gdy jest to wymagane regulaminem loterii.