Życie w UK
Babcia w rytmie techno
„F…k with me” – wybulgotał do mnie spocony, na oko 20-letni zataczający się Anglik, kiedy weszłyśmy z koleżankami do klubu.
Lekko go odepchnęłam, nic nie mówiąc, za to próbując się przecisnąć do obleganego przez tłumy baru. „Jak to f…k me?” – zapytałam moich 40-letnich przyjaciółek. „Przecież ten chłopak mógłby być moim synem”. „Ciesz się” – powiedziała Monika, która przyjechała po rozwodzie do Londynu, i po roku nie była jeszcze na żadnej randce. „Ciesz się, bo to znaczy, że takie babcie jak my mają powodzenie u 20-latków, a to z kolei oznacza, że jesteśmy piękne i młode” – nie bez melancholii w głosie zaczęła mnie uświadamiać przyjaciółka.
Zanim dostałyśmy się do baru – co rusz musiałyśmy odpychać napalonych, nawalonych, ziejących i bulgoczących, niewyżytych 20-25 latków. Kiedy wreszcie usiadłyśmy na wysokich stołkach – do Moniki podszedł niejaki Witold – tak przedstawił się wąsaty, ubrany w dres i adidasy jegomość koło pięćdziesiątki. „Jestem Witold, ale, kurna, dla przyjaciół Wituś jestem.” – wycharczał zadowolony z siebie, otulony w zapach wódki z colą pomieszany z tygodniowym potem. „Co takie fajne laski tutaj robią bez ochrony?” – zapytał, jakby fakt, że każdy po tygodniu ciężkiej pracy chciałby się jakoś rozerwać, napić drinka, czy potańczyć sam w sobie był zagadką na miarę „Sensacji XX wieku” Wołoszańskiego. Nie miałyśmy ochoty ani wysłuchiwać jego „kurna”, ani zemdleć za chwilę z powodu jego odurzającego, obrzydliwego odoru.
Wmieszałyśmy się w podrygujący w rytmie techno tłum. Wituś pozostał na miejscu z rozdziawioną wąsatą buzią, w której nawet w światłach skroboskopowych dobrze widoczne były liczne ubytki. Przeważającą część tłumu stanowiły pijane, krzykliwe 16-letnie Angielki ledwo utrzymujące się na megawysokich szpilkach od Dorothy Perkins. Między nimi pląsali ubzdryngoleni do granic ryżawi, o czerwonych i spoconych twarzach bez wyrazu… …Zmęczone, zdołowane, za trzeźwe, żeby na nic nie zwracać uwagi opusciłyśmy progi dyskotekowego przedszkola… Za tydzień pójdziemy chyba po relaks do biblioteki…
Ilona Korzeniowska / Fot. Getty Image