Życie w UK

Ach, polską cleanerką być…

Tylko jej zawód jest jednocześnie tak gloryfikowany, a zarazem wyśmiewany. Tylko ona potrafi przekopać się przez warstwę brytyjskiego brudu do czystej powierzchni. Tylko Polka – nierzadko z dyplomem wyższej uczelni – sprząta brytyjskie bagienko obserwując różnice kulturowe pomiędzy swoimi rodakami a innymi nacjami. Jedno jest pewne: zawód cleanerki może być niewdzięczny, llecz bywa też wesoły.

Ach, polską cleanerką być…

Moimi rozmówczyniami są dziś cztery panie pracujące w Londynie w branży cleanerskiej: Katarzyna, pani Stanisława (teściowa Katarzyny), Edyta oraz Dorota.

Różne potrzeby, różna praca

Tydzień Katarzyny jest napięty: średnio pięć sprzątań dziennie. Bywa, że jednego dnia odwiedza siedem adresów, i to nie zawsze w jednej dzielnicy. „Wolę mieć płacone od zrobionego, niż na stawkę godzinową” – opowiada. „Ale nie sprzątam za mniej niż £10/godzinę” – zarzeka się.

„Mamy z mężem plan, żeby do wakacji 2013 uzbierać na pierwszą wpłatę i przenieść się wreszcie na swoje. Dlatego jak trafia się sprzątanie za £12, to biorę je, tylko muszę wykręcić się z któregoś starego adresu” – tłumaczy.

Teściowa Katarzyny, pani Stanisława, przyjechała na Wyspy, by bawić wnuka, a przy okazji dołożyć do rodzinnego budżetu. Pani Stasia pracuje tylko trzy razy w tygodniu wieczorami, sprzątając szkołę przez dwie i pół godziny. „A ile ja tam zarabiam, panie!” – żachnęła się, zapytana o swoją stawkę. „Wolę te sześć funtów dostać, ale wyjść gdzieś, do ludzi, a nie tylko cały czas w domu się kisić”.

Edyta sprząta już od sześciu lat. W grafiku dziewczyny są okienka, a jej stawki niewygórowane; stawka Edyty to średnio £8/godzinę. „Mnie to wystarcza” – przyznaje. „Tak wyszło, że jednego dnia mam wszystkie domy praktycznie w jednej dzielnicy”. 

Lecz dodaje: „Najważniejsze, że klienci są dla mnie mili i nigdy nie sprawiali żadnych kłopotów. Tyle się słyszy od koleżanek, że niektórzy potrafią traktować swoje sprzątaczki jak służące”. Edyta okazjonalnie dorabia opieką nad dziećmi klientów. Takie okazje traktuje jako darmową lekcję języka oraz dobrą zaprawę przed byciem matką.

Podejście Doroty do swojej pracy jest jeszcze inne: przyjeżdżając do UK w 2011 r. nie sądziła, że zostanie aż tak długo. „Przyjechałam tylko na miesiąc na intensywny kurs języka oraz żeby rozejrzeć się za możliwościami pracy w wyuczonym zawodzie złotnika” – mówi. „Jednak nie sądziłam, że zagrzeję tutaj miejsca”. Dorota sprząta przez agencję i nie na pełen etat – dwa razy w tygodniu chodzi na wolontariat do charity shop, by uczyć się języka.

Raz na wozie, nieraz pod

Mówi się, że najciemniej jest pod latarnią. I coś w tym musi być. Wykonując bowiem swoją pracę dzień w dzień, przestajemy dostrzegać jej niuanse, możliwości rozwoju oraz inne pozytywne strony, a szarość dnia codziennego każe nam skupić uwagę raczej na negatywach.

Katarzyna, gdy pytana jak komunikuje się z klientami, odpowiada: „Noszę ze sobą elektronicznego tłumacza; takiego samego używa kilku moich klientów gdy chcą mi coś wytłumaczyć. Od razu wtedy wiem, że są niezadowoleni. Najgorzej, że gdy się zmienia pracę, to nie wiesz na kogo nowego trafisz i czy będą upierdliwi, czy dadzą żyć i będzie można sprzątać po swojemu i szybciej wyjść.

A większość jest wredna, bo każe siedzieć do ostatniej minuty i wynajduje różne głupie zajęcia, choć swoje już zrobiłam dawno”. Gdy Katarzyna wraca do domu, tam czeka na nią „drugi etat”: matki dwójki dzieci. „Z Julitką zostają na zmianę teściowa lub bratowa” – opowiada. „Bardzo rzadko bierzemy płatną opiekunkę, bo dobrą trudno znaleźć”.

Największym minusem dla pani Stasi jest odległość do jej miejsca pracy. „Szkoła jest na takim odludziu, że nic tam nie jeździ, zresztą bilet drogi, więc chodzę pieszo; średnio 50 minut. Koleżanka pożyczała mi rower, ale nie mamy gdzie go trzymać, no to chodzę”. Dla Edyty najgorsze jest, gdy musi tłumaczyć koleżankom dlaczego sprząta, mając wyższe wykształcenie.

„Mówią mi, że «to musi być takie upokarzające robić na szmacie, gdy ma się wykształcenie», ale ja im na to, że nie, bo najpierw musi być język, dopiero potem lepsza praca. Nie wierzą mi, że mówię serio”. Edyta twierdzi, że chciałaby się nauczyć języka, lecz, jak mówi „w pracy za bardzo nie ma z kim rozmawiać, a w szkołę niezbyt wierzy”.

Sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem

Według Doroty, w jej przejściowej sytuacji, sprzątania są najlepsze. „Czy chcę jechać do Polski, czy pójść gdzieś w sprawie pracy w zawodzie – po prostu przekładam godzinę lub datę i po krzyku”. Na elastyczność pracy zwraca uwagę również Edyta. „Tę możliwość bardzo sobie chwalą moje koleżanki z dziećmi i rodzinami. Mnie też to odpowiada, bo gdy chcę coś załatwić czy gdzieś pojechać, z wolnym nie ma żadnego problemu”.

Dziewczyna ceni sobie również to, że jej klientki zrobią jej herbatę, a niekiedy nawet usiądą i porozmawiają z nią po angielsku. Od czasu do czasu, Edyta jest zabierana na wypady do teatru lub na konie, które uwielbia. „Dają prezenciki, niemałe dodatki z okazji świąt albo urodzin, a gdy wyjeżdżają na wakacje, większość płaci mi jak za normalny okres pracy, więc nie mogę narzekać” – podsumowuje z uśmiechem.
Śmiechu warte

„Sprzątałam kiedyś u rodziny z dziesięcioma dzieciakami” – wspomina Dorota. „To była katorga, ale mam teraz co opowiadać na imprezach, bo ludzie boki zrywają: po śniadaniu np. musiałam szorować stół ryżową szczotką – tak świnili” – opowiada rozbawiona. „A z dywanu odpadki musiałam zamiatać miotłą, albo najlepiej odkurzać. Worek do odkurzacza zmieniało się za każdą wizytą”.

Edyta: „Trafiła mi się raz klientka, która miała w domu sterylnie. Czyściłam wciąż te same, czyste półki i parapety. Raz nie zrozumiałam czegoś i od tego czasu zaczęłam znajdywać samoprzylepne karteczki: „clean it please” na lodówce, „clean it please” na figurce, „clean it please” na wszystkich szafkach. A w łazience, każdą kafelkę posypała talkiem – każdą z osobna!

A talk później schodził bardzo ciężko, więc po tygodniu dostałam kafelki do poprawki. Wtedy zrezygnowałam”. Dorota potwierdza doświadczenia Edyty. „Ludzie strasznie się dziwią, że sprzątamy, mając wyższe wykształcenie”.  I dodaje: „Wielu wychodzi chyba z założenia, że nie znamy słowa po angielsku, więc po co tłumaczyć i się starać, jak można komunikować się głupimi karteczkami lub elektronicznym tłumaczem”.

Wszystko możliwe

Okazuje się więc, że sprzątanie może być pracą elastyczną, jak i również odpowiednią dla osób traktujących ją jako zajęcie przejściowe. Poza tym, sprzątanie z dyplomem wyższej uczelni w kieszeni nie jest ani hańbiące, ani nie powinno być zdrożne. Może więc – zamiast stawiać się na zawodowym marginesie – któraś z Polek na Wyspach pójdzie w ślady swej rodaczki po fachu, Justyny Polańskiej, i napisze o swej pracy… książkę? Pozycja Justyny o jej perypetiach cleanerki została wydana w Niemczech i stała się bestsellerem!

Jacek Wąsowicz
 

author-avatar

Przeczytaj również

Lotnisko Schiphol w Amsterdamie szykuje się na sezon wakacyjnyLotnisko Schiphol w Amsterdamie szykuje się na sezon wakacyjnyKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu ręki
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj