Życie w UK
Polka skazana na dożywocie w irlandzkim więzieniu o zaostrzonym rygorze walczy o sprawiedliwość
Fot: Irish Independent
Osadzona w irlandzkim więzieniu o zaostrzonym rygorze Polka walczy o sprawiedliwość. Skazana na dożywocie za zabicie kolegi z pracy Marta H. nigdy nie przyznała się do winy i wciąż wierzy, że wyrok uda się zmienić.
Gdy siedem lat temu Marta przyjechała do Irlandii wydawało się, że wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Zamieszkała w Arclow, niewielkim miasteczku położonym na południe od Dublina. Znalazła zatrudnienie w ekskluzywnym hotelu poza miastem. Pomagała przy organizacji przyjęć weselnych. Przełożeni cenili jej zaangażowanie, a klienci – otwartość i nie schodzący z twarzy uśmiech.
"Pracowała jako kelnerka w restauracji, gdzie jest duży ruch i dobrze wykonywała swoją pracę" – czytamy na łamach serwisu "Wprost", który cytuje Trevora Wardella, pracownika restauracji, w której zatrudniona była Marta. "Przed wypadkiem to była wesoła, radosna dziewczyna" – wspomina współlokator Marty, Mariusz Błaszczyk. Właśnie – jakim wypadkiem?
Według sądu miała z premedytacją zabić swojego kolegę z pracy, pochodzącego z Węgier Csabę. Polka jadąc wraz z 31-latkiem samochodem wjechała do pobliskiej rzeki. Jej udało się przeżyć. Jemu nie.
"Gdy samochód znalazł się w wodzie, woda nie od razu wlała się do środka. Nie mogłam uwierzyć w ogóle, co się stało, zamarłam. To jest uczucie nie do opisania. Spojrzałam na niego, powiedziałam: „No i co teraz? Zobacz”. On powiedział też jedno słowo, jak pamiętam: „Uciekaj” – komentowała Marta w programie "Uwaga!" emitowanym na antenie TVN. Zgodnie z tym, co zeznała kobieta, po pewnym czasie miała się obudzić około 200 metrów od miejsca kraksy. Gdy tylko uświadomiła sobie co się stało, zaczęła szukać pomocy. Udało jej się trafić na radiowóz Gardy. Funkcjonariusze natychmiast wezwali ratowników medycznych, ale dla Csaby było już za późno.
Ruszyło dochodzenie, a potem proces. Sąd uznał, że Polka dopuściła się morderstwa z premedytacją. Prokuratorowi udało się przekonać jedenastu z dwunastu ławników, że Marta posłużyła się samochodem, jako bronią, bo doskonale wiedziała, że jej pasażer nie umie pływać. Swoje zrobiły również tabloidy, które z miejsca, jeszcze przed zakończeniem procesu, nazwały naszą rodaczkę "Ice-Queen Killer". Wyrok był druzgoczący.
Skazana za terroryzm kobieta znalazła pracę w… lokalnym councilu!
Prawodawstwo Irlandii za morderstwo z premedytacją przewiduje tylko jedną karą – dożywocie.
Pikanterii całej tej sprawie dodaje fakt, że sąd uznał, że Polka pogrążyła się sama zeznając tak, a nie inaczej. Doskonale tłumaczy to jej siostra, Monika. "Ja bym też tak powiedziała: I drove to the water. W zrozumieniu prokuratury wskazywało to widocznie na to: wjechałam, czyli miałam cel, wjechałam do wody, bo miałam go dosyć, bo chciałam z tym skończyć" – komentuje.
To jednak nie koniec. Marta złożyła apelację. W czwartek utrzymano wyrok pierwszej instancji, ale walka trwa. Polka jest gotowa odwoływać się do Irlandzkiego Sądu Najwyższego, a jeśli będzie trzeba to pójdzie do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.