Życie w UK

Wyleczy cię doktor Paracetamol

Coraz więcej Polaków narzeka na brytyjską służbę zdrowia, skarżąc się na niskie kwalifikacje lekarzy. Jeśli to tylko możliwe, szukają polskich specjalistów lub udają się na leczenie do Polski.

Kawałek drewna na depresję >>

Polscy lekarze w UK >>

Ból dopadł mnie w pracy. Ząb był leczony kanałowo u angielskiego dentysty kilka dni wcześniej, a ponieważ zapłaciłam za to mnóstwo pieniędzy, więc poszłam z reklamacją. Popatrzył i stwierdził, że jest dobrze, żądając przy tym 40 funtów. Popukałam się w czoło i wyszłam bez słowa. Wsiadłam do samolotu, poleciałam do Polski, gdzie wszystko zrobiono mi tak jak należy i o wiele taniej. Teraz gdy lecę z rodziną do kraju, to wcześniej rejestruję się u polskich lekarzy, bo angielskich konowałów mam dosyć – skarży się Krystyna, ekspedientka z Londynu.

Paracetamol na oko

Leczenie w Anglii to kompletna paranoja, przyszedłem do lekarza z ciśnieniem 300/200 i nie dostałem żadnego leku. Całe szczęście, że EasyJet miał promocję, bo mogłem polecieć do Polski, a tam od razu wzięto mnie do szpitala – mówi Alek Kołcz, spawacz pracujący w londyńskim metrze. Opowiada o przypadku kolegi, któremu do oka dostał się opiłek żelaza. Oko zaczęło ropieć, a lekarz stwierdził, że samo przejdzie. Dwa dni potem kolega znów poszedł do lekarza, ponieważ nie było żadnej poprawy. Tym razem brytyjski medyk zaaplikował mu paracetamol. Dopiero za trzecim razem skierowano go do okulisty, lecz kolega Alka wolał już nie ryzykować i poleciał do Polski, gdzie przyjął go okulista. – Angielscy lekarze są do niczego, przez trzy dni próbowali dojść do tego, co dolega mojemu dziecku, a ono miało zwykłe zapalenie jamy ustnej – wystarczyło podać odpowiedni lek i sprawa byłaby załatwiona. Dziecku podano paracetamol, męczyło się przez kilka dni, nie mogąc jeść ani pić – opowiada Lucyna, laborantka.

Objawy z sieci

Mam dość angielskich lekarzy, na wszystko stosują paracetamol, a objawów choroby szukają w Internecie. Mój syn zachorował, dusił się, nie mógł złapać oddechu. Pojechałam z nim do szpitala, gdzie czekaliśmy cztery godziny na to, aż lekarz się do nas pofatyguje. Kiedy już przyszedł, podał synowi tlen, paracetamol i powiedział, że to samo przejdzie. A syn choruje nadal – narzeka Agnieszka, nauczycielka z Luton.

"W moim moczu pojawiła się krew, poczułam też silne kłucie w podbrzuszu. Do angielskiego lekarza nie poszłam, bo jak bywałam wcześniej z czymkolwiek innym, to słyszałam: „przyczyna nieznana”. Z tym pęcherzem jednak było coraz gorzej i sytuacja zmusiła mnie do skorzystania z usług angielskiego lekarza. Powiedział mi, że mam dbać o higienę. Zaznaczam, że o higienę dbałam i dbam wręcz przesadnie. Pojechałam do Polski, przepisano mi furagin i wszystko jest ok. "– mówi Majka, kelnerka z baru kawowego na Highgate.

Socjalistyczna niemoc

System brytyjskiej opieki zdrowotnej jeszcze dwadzieścia lat temu był przedmiotem dumy narodowej, później można już mówić tylko o równi pochyłej. Utworzony w 1957 roku gwarantował każdemu obywatelowi bez względu na jego status materialny, społeczny i pochodzenie rasowe dostęp do wszystkich usług medycznych. Brzmi to socjalistycznie i dziwić może, że taka idea zrodziła się w kolebce kapitalizmu. Dość szybko okazało się, że system jest niewydolny, mnóstwo w nim biurokracji, niepotrzebnych struktur, a National Health Service chłonie pieniądze z budżetu niczym gąbka wodę. Dość powiedzieć że 80% z budżetu przeznaczonego na opiekę zdrowotną, pokrywane jest z podatków, a tylko 15% stanowią wpływy ze składek ubezpieczeniowych. Pozostałe pięć procent to opłaty za recepty i inne usługi medyczne. Brytyjska służba zdrowia jest podobna do polskiej i każdy kto miał okazję korzystać z jej usług, czy to dwadzieścia lat temu, czy teraz – chętnie się z tym stwierdzeniem zgodzi. Opieka medyczna opiera się – podobnie jak u nas – na lekarzu rodzinnym. I tak jak u nas, o większości spraw nie decydują lekarze, lecz administracja.

Brak pomysłu i środków

W Wielkiej Brytanii również nie ma dobrego pomysłu na reformę systemową. Najlepszym wyjściem byłaby na pewno prywatyzacja, ale ani torysi, ani tym bardziej laburzyści na taki krok się nie zdecydują. Gwarantowany dostęp do wszelkich usług medycznych jest jednak tylko teoretyczny.

W minionym tygodniu brytyjska prasa donosiła, że na operację czeka się od 18 miesięcy do dwóch lat. Lekarz rodzinny nie kieruje pacjentów zbyt chętnie do specjalisty, bo musi za to zapłacić i jeśli jego zdaniem, nie jest z pacjentem tak źle, to aplikuje mu „placebo” lub „panaceum” w postaci osławionego leku przeciwbólowego. Krótko mówiąc, jeśli pacjent porusza się o własnych siłach, może zapomnieć o wizycie u specjalisty. 

"Od pół roku błagam swojego lekarza o skierowanie do ortopedy, ponieważ mam problemy z kręgosłupem – mówi Aneta, która pracuje jako „au paire” i studiuje w Londynie. – Pan doktor wystartował do mnie z paracetamolem. Powiedziałam mu, że pójdę prywatnie do ortopedy i jeśli się okaże, że są zmiany w kręgosłupie, to podam go do sądu".

Wiele też zależy od tego, jak lekarz rodzinny wygląda z płatnościami za usługi. Jeśli nie płaci w terminie, to specjaliści pacjentów od niego nie przyjmą. Od 1990 roku trwa szukanie oszczędności, więc siłą rzeczy publiczna służba zdrowia nie może oferować tego, co bez problemu uzyskuje się w lecznictwie prywatnym.

Pacjenci też winni

Brakuje też lekarzy i pielęgniarek. „Import” wyższego i średniego personelu z Polski i innych krajów nie załatwił problemu. Wielu brytyjskich lekarzy i pielęgniarek wyjeżdża do Australii, Nowej Zelandii czy USA, gdzie zarabiają więcej. Jakimś wyjściem byłoby dobrowolne ubezpieczenie się, ale to nie przejdzie z powodów politycznych. Jeśli kiedyś obiecano, że wszystkim przysługuje to samo, to nie ma odważnych do wyjaśnienia elektoratowi konieczności reform. Bywa też, że pacjenci nie przychodzą na umówione wizyty i nie jest to zjawisko rzadkie, skoro dwie trzecie lekarzy rodzinnych uważa, że takich pacjentów należy karać grzywną – donosi „Evening Standard”.

Gorsi nie jesteśmy

Według coraz większej liczby Polaków brytyjscy lekarze są zdecydowanie gorsi do naszych, jeśli chodzi o kwalifikacje. Z kolei polscy lekarze, którzy tu pracują lub odbywają szkolenia, nie potwierdzają tego. – Medycyna brytyjska to nadal jedna z najwyższych półek na świecie – mówi Kamil, chirurg z Polski, który odbywa staż w jednym z londyńskich szpitali. Za niewydolność służby zdrowia obwinia system, a nie lekarzy. – Na kilkadziesiąt tysięcy lekarzy rodzinnych musi się trafić jakiś odsetek złych. Jeśli chodzi o naszych, to mogę tylko powiedzieć, że na pewno nie jesteśmy gorsi.

Kawałek drewna na depresję >>

Polscy lekarze w UK >>

Janusz Młynarski
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Jako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaJako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiSzef Ryanaira „z radością” zajmie się deportacjami do RwandySzef Ryanaira „z radością” zajmie się deportacjami do RwandyLotnisko Schiphol w Amsterdamie szykuje się na sezon wakacyjnyLotnisko Schiphol w Amsterdamie szykuje się na sezon wakacyjnyKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkoły
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj