Życie w UK
Wojna Wegusiów z Ochłapożercami
„Jaja kobyły” – słynny slogan komunistycznego ministra Urbana niespodziewanie przechodzi drugą młodość, a to za sprawą naszej słynnej koniny udającej wołu. Lecz końska afera sprawiła również, że na nowo odgrzana została odwieczna wojna między jedzącymi a niejedzącymi mięso.
Wymiana wiedzy oraz otwarta dyskusja są tym, co popchnęło (i nadal popycha) naszą cywilizację do przodu. Oczywiste jest, że nie zawsze argumenty każdego znajdą zrozumienie u wszystkich, lecz w takich wypadkach ratuje nas uniwersalny wytrych: szacunek dla innych.
Niby truizm, lecz to właśnie poszanowaniem czyichś decyzji możemy najłatwiej (a jednocześnie najpiękniej) okazać szacunek drugiej osobie.
Tego szacunku nie widać jednak w „rozmowach” mięsożerców z wegetarianami. Ich rozmowy nie są bowiem pełne argumentów, a epitetów: „Krwiożercze Mięsojady!”, „Nadęte Króliki!” – żeby przytoczyć tylko te cenzuralne.
Mimo iż dyskusja zaczyna się zwykle od dietetyki jako nauki, to – ponieważ jest de facto wojną – szybko przenosi się na takie zagadnienia jak Etyka, Teoria Ewolucji czy nawet Bóg.
Człowiek czasami aż ma ochotę stanąć z boku, słuchać i podziwiać obie strony za ich zapalczywość: oto z obozu Ochłapożerców słyszymy ryki w stylu: „Mamy kły po to, żeby rozrywać mięso!”, a bojówki Wegusiów odcinają się argumentem etycznym: „Nie jem mięsa, bo nie chcę wspierać mordu zwierząt jak wy, mordercy!”. Gdzieżby tam jedni chcieli zrozumieć drugich?
Gdzieżby tam chociaż sprawdzili merytoryczną spójność własnych słów? A przecież można spokojniej i zdecydowanie prościej. Ci, co krzyczą „mordercy” niech najpierw upewnią się czy ich spodni nie podtrzymuje pasek ze zwierza, zaś ci „od kłów” niech wybiorą się na spacer do zoo i podziwiają tam imponujące kły goryla, który jest… weganinem.
Druga sprawa to świat, w jakim przyszło nam żyć. Zewsząd zalewani jesteśmy reklamami wmawiającymi nam co jest dobre. Gdyby więc tak reklamowane mięsko miało w sobie tyle dobroczynnych składników jak utrzymują jego producenci oraz (sponsorowane) centra badawcze, wszyscy mięsożercy powinni być zdrowi jak rydze i do osiemdziesiątki śmigać rowerami!
Z drugiej strony, znane mi są przypadki dwóch pracujących fizycznie wegetarian, gdzie jeden stał się nim z rozsądku (czytaj: świadomie) i teraz ma najwięcej siły w całej fabryce, a drugi stał się nim z mody i swoją pracę stracił, bo opadł z sił.
Dlatego życzyłbym sobie jak i Tobie, Drogi Czytelniku, byśmy – jeśli już walczyć musimy – walczyli na sensowne argumenty i o nich rozmawiajmy, bez wzajemnego obrzucania się ideologicznym, bezwartościowym błotem. Ja, jako były „mięsojad” o to uprzejmie postuluję.
Jacek Wąsowicz