Marden: dwa samobójstwa Polaków
06.07.2008 10:54Aktualizacja: 10.07.2023 12:18Przeczytasz w 2 minutyŚmierci Wiesława i Piotra towarzyszył alkohol. Na farmie jest on dostępny w sklepiku i barze, a „integracyjne” dyskoteki często kończą się libacją. Pracy jest mało. Marazm się pogłębia. W tydzień po tragedii najpopularniejszą „rozrywką” wciąż jest upijanie się. No i jeszcze seks, jak przyznają niektórzy Polacy.
Marden: Śmierć Polaków na farmie >> (cały artykuł)
W zeszły poniedziałek do redakcji „Polish Express” przyszedł anonimowy e-mail: „W piątek na farmie Brook Farm w Marden powiesiło się dwóch Polaków”. Po naszym telefonie lokalna policja i zarząd firmy S&A Produce, do której należy plantacja, potwierdziły tę wiadomość. Niewielka wieś Marden jest położona w hrabstwie Herefordshire, w środkowo-zachodniej Anglii. Na farmie od kwietnia do września mieszka ponad dwa tysiące pracowników sezonowych. Jej właściciel jest największym producentem truskawek w Wielkiej Brytanii. Dostarcza je do Tesco, Morrisons, Sainsbury’s i wielu innych sieci supermarketów.
Wiesław Przewoźnik (37 lat) przyjechał na farmę w kwietniu razem ze swoją konkubiną. W Polsce zostawili sześcioletniego synka. W noc przed tragedią pili razem alkohol. I jak zwykle doszło między nimi do kłótni. Ona miała mu powiedzieć, że po powrocie do Polski wyjdzie za mąż za kogoś innego. On „się zestresował, że może nawet ten dzieciak nie jest jego”. O czwartej nad ranem Wiesław już wisiał. Na pasku w szafie. Znalazła go ona.
Piotr Sokołowski (48 lat) do Marden przyjechał w marcu, również z konkubiną. Też był alkohol i kłótnie w związku. On miał nawiązać romans z Litwinką. Po jej wyjeździe chciał wrócić do kobiety, z którą przyjechał na farmę. Ona odmówiła. W dniu poprzedzającym tragedię chodził od domku do domku. Chciał się komuś wyżalić. Powiesił się na sznurku – takim, który na tunelach wiąże się folię – zaraz po tym, jak gruchnęła wiadomość o samobójstwie Wiesława.
Śmierci Wiesława i Piotra towarzyszył alkohol. Na farmie jest on dostępny w sklepiku i barze, a „integracyjne” dyskoteki często kończą się libacją. Pracy jest mało. Marazm się pogłębia. W tydzień po tragedii najpopularniejszą „rozrywką” wciąż jest upijanie się. No i jeszcze seks, jak przyznają niektórzy Polacy.