Życie w UK
Exodus za wiedzą
Studenci z Polski coraz śmielej wybierają brytyjskie uczelnie jako miejsce zdobywania wiedzy i prestiżu. Widać to doskonale w statystykach prowadzonych przez HESA – Higher Education Statistic Agency. Wynika z nich, że liczba Polaków kształcących się na wyższych uczelniach w UK imponująco wzrosła. Jednymz powodów jest to, że niektórzy dość już mają polskich placówek.
Imponująco, choć na usta ciśnie się słowo „szokująco”. Bo czy nie jest szokiem, że w ciągu zaledwie roku liczba polskich studentów w brytyjskich szkołach wyższych podskoczyła o połowę?
HESA monitorująca sferę edukacyjną opublikowała raport, z którego wynika, że w roku akademickim 2006/2007 studiowało w Wielkiej Brytanii 6770 Polaków, a więc o 56 procent więcej niż w roku poprzednim. To już jest liczba znacząca. Wśród nowych krajów Unii, z bloku wschodniego nie mamy sobie równych pod względem liczby studiujących – widocznie studentów stamtąd jest na tyle mało, że HESA sobie głowy nimi nie zawraca. Wyprzedzamy też kilka starych krajów Unii oraz niektóre potęgi światowe, o czym później. Jest się naprawdę z czego cieszyć, bo większość obecnie studiujących zamierza wrócić do Polski. Tak przynajmniej wynika z sondaży.
Tu jest inaczej
Oprócz studentów, którzy wybrali brytyjskie uczelnie, bo poziom nauczania jest tu wyższy, są jeszcze i tacy, którym dało się we znaki kształcenie w polskich szkołach wyższych.– Studiowałem prawo na jednym z lubelskich uniwersytetów (w Lublinie są dwa uniwersytety: Uniwersytet Marii Skłodowskiej-Curie i Katolicki Uniwersytet Lubelski – przyp. red.). Poległem na egzaminie z finansów i trzy lata studiów poszły na marne. Przyjechałem tutaj i odżyłem. Właśnie studiuję bankowość i pracuję. Na polskich uczelniach studenci traktowani są przedmiotowo. Dla niektórych wykładowców jesteśmy anonimową masą, na której można dobrze zarobić. Czasmi student, zanim obroni pracę, musi przejść wiele upokorzeń, znosić fanaberie i humory wykładowców. Nie raz, nie dwa zdarzało się, że ocena na egzaminie zależała od nastroju egzaminatora i od tego, jak kto był ubrany. Pomijam już fakt, że nie było to żadne studiowanie, lecz wkuwanie wypocin wykładowców – skarży się Marcin. – Tu jest inaczej.
Przyjazne studia i wykładowcy
Marcin nie jest odosobniony w swojej opinii. Jego odczucia potwierdzają inni studenci, którzy porzucili studia w Polsce lub studia porzuciły ich. Magda wyleciała z prawa, bo nie chciała kupić książki, którą sprzedawał podczas swoich wykładów profesor prawa międzynarodowego.
– Pożałowałam 55 złotych i straciłam szansę na pozytwną ocenę na egzaminie, ale mam swoje zasady, od których nie odstępuję – mówi. Magda studiuje teraz socjologię na London University i mowi, że czuje się tam „podmiotowo”, a nie „przedmiotowo”.
Większość studentów podkreśla, że w brytyjskich uczelniach nie ma dystansu pomiędzy kadrą naukową a nimi, co tak charakterystyczne jest w polskich szkołach.
– Wykładowcy traktują studentów jak kolegów, a nierzadko jak przyjaciół. W takiej atmosferze wiedza łatwiej wchodzi do głowy – mówi Adam, który w latach 90. studiował historię na Oxford University u prof. Michaela Hearsta i historię filozofii u prof. Robina Hussey’a. – A to są ludzie z najwyższej półki i nikt by się nie dziwił, gdyby trzymali głowy wysoko.
Studenci, którzy zdecydowali się uczyć na emigracji narzekają, że polskie uczelnie w znakomitej większości stosują anachroniczne metody nauczania. Od studenta nie wymaga się myślenia, lecz pamięciowego opanowania materiału, który profesor podyktuje na wykładzie. Najczęściej jest to jego punkt widzenia i broń Boże korzystać z innych materiałów lub dyskutować.
Krzysztof Warek zaczął studia ekonomiczne w Polsce, ale skończył w amerykańskim Chicago i tam zrobił doktorat.
– Jest kilka dobrych uczelni ekonomicznych w Polsce, sztandarowa to warszawska SGH i mocne ośrodki w Łodzi, Krakowie, Poznaniu czy Gdańsku, ale dostać się tam jest trudno. Jest też kilkunastu wybitnych specjalistów w tej dziedzinie, i to naprawdę w amerykańskim czy zachodnim stylu. Reszta, to coś na wzór średniowiecznych szkółek parafialnych.
Artur nie przyjechał do Londynu studiować, lecz – jak mówi – rozejrzeć się. Znalazł pracę jako grafik komputerowy, bo się na tym znał i dopiero po roku zaczął myśleć o studiach. Na stronie internetowej jednego z londyńskich uniwersytetów przeczytał mniej więcej coś takiego: „Chcesz studiować, a nie znasz języka? Nie przejmuj się, my cię nauczymy”. „Nie masz matury? Nie przejmuj się, sprawdzimy twoją wiedzę”.
Dla prestiżu i bez papierów
– To mi się podoba, bez papierów, bez niczego. Zacznę jeszcze chyba w tym roku. W Polsce nie miałbym szans. Tu sobie przynajmniej na te studia zarobię – mówi Artur.
Damian studiuje na prowincjonalnej, niezbyt prestiżowej uczelni. – Wiem, że dyplom, nawet z angielskiej pipidówy długo jeszcze będzie robił wrażenie w Polsce i dla mnie to było główną motywacją. „Studiował w Wielkiej Brytanii”, to w życiorysie brzmi o wiele lepiej niż „studiował w Polsce”. Zresztą o czym my mówimy – najlepsza polska uczelnia zajmuje w rankingach światowych miejsce w trzeciej setce, nawet Uniwersytet Karola w Pradze nas wyprzedza.
Uczymy się tolerancji
Godne podziwu jest to, że młodzi ludzie doskonale dają sobie radę w obcym kraju i daleko od rodziców. Pracują i zarabiają na swoje studia.
– Gdybym nawet w Polsce miała pracę, to nie byłabym w stanie opłacić studiów – mówi Małgorzata, a tu stać ją na to, by zapłacić 2000 funtów rocznie. Rok studiów, w zależności od uczelni, kosztuje średnio na Wyspach od 1200 do 3000 funtów. Studiowanie w Anglii znacznie się różni od studiów w kraju. Studenci mają więcej czasu dla siebie, bo tu nauka pamięciowa jest zredukowana do minimum, istotniejsze jest samodzielne myślenie. W Polsce odsiew następuje już na pierwszym roku, w Wielkiej Brytanii jest odwrotnie – im dalej, tym trudniej. Kolejnym plusem studiów na Wyspach jest możliwość poznawania ludzi różnych ras, kultur i religii.
– W mojej grupie są studenci z całego świata – mówi Joanna, która studiuje na wydziale mediów i socjologii. – Czarny Brazylijczyk siedzi obok białego studenta z Zimbabwe, są tu Jamajczycy, studentki z Iraku, Iranu, studenci ze Sri Lanki, Hiszpanii, Włoch, Niemiec, Hongkongu i Anglii. Na początku ten mikst mnie szokował, a teraz mnie fascynuje. Myślę, że jedną z zalet studiów w Anglii jest to, że uczymy się tolerancji. Jeśli już o innych cudzoziemcach mowa, to wyprzedziliśmy Hiszpanów, Włochów i inne nacje.