Styl życia

Błoto na patelni (cz. 29)

Kulinarne zaćmienie mózgu. Czyje to uszy w barszczu? Jak odkurzać prysznicem. Smutna gęba narodowa. Betsy zamiast faceta.

Poprzedni odcinek: Victotia gorsza od Paula (cz. 28)


Cały dzień siąpił deszcz, musiałem więc zrezygnować z robienia zdjęć, które zaplanowałem sobie na czas weekendu. A miałem zamiar pojechać tu i ówdzie, czyli do tzw. ciekawych miejsc w Londynie. Zamiast tego udałem się do miejsc nieciekawych, tzn. najpierw do łazienki, a później do kuchni, ponieważ dopadł mnie głód.

Patelnia pełna błota

Sytuacja w lodówce nie przedstawiała się najlepiej: cztery jajka i zamrożona mieszanka warzywna składająca się głównie z papryki w różnych kolorach. W zakamarkach lodówki znalazłem jeszcze kilka pieczarek. Przypominały one kolorem prawdziwki, prawdopodobnie dlatego, że leżały tam od stycznia. Podobno nieświeżymi grzybami można się zatruć równie dobrze jak muchomorami. Zobaczymy. Jeśli zabraknie kolejnego odcinka, będzie to oznaczało, że jednak mocno nieświeżych grzybów jeść nie należy.
W kuchni nie było nikogo, ucieszyłem się więc, że nikt mi nie będzie przeszkadzał. Chwyciłem patelnię, polałem ją oliwą i wrzuciłem na nią zawartość worka z mrożonkami. Kiedy papryka była wystarczająco podsmażona dodałem do niej to, co kiedyś było pieczarkami. Grzyby wydzieliły z siebie jakiś sok, który nadał zawartości patelni kolor fioletowy, a kiedy wbiłem tam jeszcze jajka, w naczyniu zrobiło się coś w rodzaju błota upstrzonego brudnobiałymi bryłkami.

Uszy po polsku

Nie wyglądało to najlepiej, a na dodatek przyszła jeszcze Victoria z zestawem garów i afrykańskich półproduktów. Moja czarnoskóra sąsiadka bardzo lubi zaglądać do czyichś garnków, więc i tym razem nie omieszkała. Ilekroć coś przyrządzam w kuchni, a zjawi się tam Victoria, zawsze z jej strony pada pytanie, czy to polska potrawa. Ja oczywiście zaprzeczam, bo przeważnie smażę jajecznicę w najbardziej prymitywnej postaci: jajka na oliwie. Często przy takiej okazji opowiadam o bogactwie polskiej kuchni i zawsze jej obiecuję, że jak będę miał czas, to przygotuję coś polskiego i ją zaproszę. Kiedy tylko spojrzała na błoto w patelni, natychmiast zapytała czy to polska potrawa. Zaprzeczyłem oczywiście, tłumacząc jej, że to mój pomysł, którego realizacja niespecjalnie się udała. Niestety, moja czarnoskóra współlokatorka uparła się, żebym koniecznie powiedział coś o polskich kulinariach. A ja doznałem akurat jakiegoś zaćmienia umysłu i po łbie chodził mi tylko kotlet schabowy z kapustą i ziemniakami. Aha, no jeszcze mamy barszcz z uszkami – przypomniałem sobie. Niestety, nie wiem jak jest po angielsku „uszka”, bo przecież nie powiem: „small ears”, czyli „małe uszy”, do licha ciężkiego. Tłumaczę więc, że te uszka, to coś takiego jak ravioli, tyle, że mają kształt uszu i są nadziewane grzybami lub mielonym mięsem. Niestety, Victoria zrozumiała, że jednak chodzi o uszy, bo zapytała: – Czyje?
– Co czyje? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– No czyje uszy?
– Nie rozumiem.
– Wieprzowe, wołowe?Korciło mnie, żeby powiedzieć, że ludzkie, ale się powstrzymałem. Wyjaśniłem jej jeszcze raz i dotarło, ale była ciekawa, dlaczego w kształcie uszu. Dobrze, że nie wspomniałem o kopytkach, czy paluszkach. Błoto wylądowało w koszu, a zaćmienie trwało nadal, chociaż przypomniałem sobie flaczki, bigos i kiełbasę na gorąco. Ale bogactwo!

Prysznic, czyli odkurzacz

Następnego dnia pukanie do drzwi. Patrzę na zegarek – ósma, i na dodatek rano. Victoria. Pyta gdzie jest prysznic! Nie spodziewałem się usłyszeć czegoś bardziej idiotycznego. Pijana albo najarana. Prysznic znajduje się w odległości dwóch metrów od moich drzwi, a od jej – półtora. A może wzrok straciła? Pomachałem ręką przed jej oczami. Reakcja prawidłowa. Może w nocy spadła z łóżka i uderzyła głową w podłogę?
No cóż, pokazałem jej, gdzie jest prysznic. Spojrzała na mnie jak na idiotę, choć to nie ja mówiłem idiotyzmy i powiedziała:
– Ale tam go nie ma, a ja chciałam poodkurzać swój pokój.
O mój Boże, o mój Boże, co robić. Jest gorzej niż myślałem – Victoria chce poodkurzać swój pokój prysznicem albo może nawet pod prysznicem. A ja się martwiłem swoim „zaćmieniem kulinarnym”, cha, cha. Przypadek Victorii to jest dopiero nieszczęście! Zaprowadziłem ją do łazienki, wziąłem do ręki prysznic i pytam: – Czy jesteś pewna, że właśnie tym chcesz poodkurzać swój pokój.
– Chyba oszalałeś, jak można odkurzać prysznicem?! – usłyszałem w odpowiedzi.
– Ja oszalałem?! A nie chcesz przypadkiem wykąpać się pod odkurzaczem? – podniosłem głos ze złością.
– O mój Boże, przepraszam, cały czas chodziło mi o odkurzacz. Nie wiem co mi się stało, że mówiłam na odkurzacz „prysznic”.
A odkurzacza rzeczywiście na naszym piętrze nie było, prawdopodobnie ktoś z niżej mieszkających sąsiadów postanowił poodkurzać „prysznicem”.

Smutne gęby nasze

Wyszedłem do sklepu, żeby jednak coś w tej lodówce było. Mijały mnie jakieś dwie, niezbyt młode panie. Kiedy były jeszcze dość daleko ode mnie już wiedziałem, że to Polki – z ich twarzy bił przerażający smutek. Taki, jakby nie tylko obie miały raka z przerzutami, lecz również ich bliższa i dalsza rodzina. Miałem rację, to były rodaczki, bo rozmawiały po polsku i oczywiście o pieniądzach. Na litość boską, czy już naprawdę nie ma innych tematów do rozmowy? Ilekroć jadę metrem czy autobusem i napotkam rodaków, to rozmowy dotyczą wyłącznie pieniędzy. Ile zarabiał, ile zarobił, ile będzie zarabiał. Nawet jeśli rozmawiający zarabiają po 1000 funtów tygodniowo, to mówią to w tak nieutulonym żalu, że aż mnie korci, by podejść, objąć, przytulić i powiedzieć:
– Nie martw się, wiem, że to bardzo mało, ale pomyśl, że mógłbyś mieć tylko 950 funtów tygodniowo.
Tak naprawdę to nie po stroju, nie po fryzurze poznać Polaka, lecz po bezgranicznie smutnej gębie. A im mniej powodów do zmartwień, tym gęba smutniejsza.
Nie spotkałem się z tym u żadnych innych nacji, które naprawdę nie mają powodów do radości, bo w kraju wojna, zaraza albo jedno i drugie.

Zwiędła „zielona”

Po południu poszedłem do „Poco Loco”, tym razem jednak nie na kawę, lecz na zieloną herbatę. Mógłbym wypić w domu, ale nie bardzo mi „wchodzi”, ponieważ ma smak wody z flakonu, w której przez miesiąc stały kwiatki. Widocznie nie zaparzam „zielonej” jak należy. Tak myślałem dopóki nie wypiłem tej w „Poco Loco”. Dokładnie to samo. Chyba że – podobnie jak ja – nie mają pojęcia o parzeniu. Faktem jest, że do zaśnięcia odbijało mi się zwiędłymi kwiatami.
Zaraz, zaraz do jakiego zaśnięcia, przecież jeszcze o facecie Victorii nic dzisiaj nie było.

To nie facet, lecz Betsy

Chciałem skorzystać z łazienki, ale była zajęta, to znaczy drzwi były otwarte, ale w środku była Victoria. Była trochę wyższa niż kilka godzin temu, choć na nogach nadal miała płaskie japonki. W sumie jeszcze jest młoda, więc pewnie rośnie. Może nadczynność przysadki? Jutro pewnie będzie miała ze dwa metry. Rzuciłem kilka słów na powitanie i okazało się, że to nie Victoria, lecz jej koleżanka Betsy. To ona przez kilka dni mieszkała w sąsiednim pokoju i to ona rozrabiała z Victorią. Więc jednak nie facet. No, ale jak się okaże, nie do końca…

Janusz Młynarski
[email protected]

 

author-avatar

Przeczytaj również

Monety 50 pensowe z 2009 roku można sprzedać nawet za £200!Monety 50 pensowe z 2009 roku można sprzedać nawet za £200!Polacy boją się wracać z emigracji. Powodem – mentalność ludzi w krajuPolacy boją się wracać z emigracji. Powodem – mentalność ludzi w krajuW kwietniu 2024 inflacja w Holandii spadłaW kwietniu 2024 inflacja w Holandii spadłaRząd planuje reformę i zastąpienie PIP nowym systememRząd planuje reformę i zastąpienie PIP nowym systememNapastnik z mieczem zaatakował ludzi przy stacji metra. Jedna osoba zmarłaNapastnik z mieczem zaatakował ludzi przy stacji metra. Jedna osoba zmarłaLimit alkoholu dla kierowców w UK, czyli drink drive legal limitsLimit alkoholu dla kierowców w UK, czyli drink drive legal limits
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj