Życie w UK
Turyści stronią od Polski
Przystąpienie do strefy Schengen i mocny złoty sprawiły, że coraz mniej zagranicznych turystów odwiedza Polskę.
Francuzi czekają, Anglicy podzieleni >>
Szopen czy shopping
„Przyjezdni” to zresztą określenie bardziej odpowiadające prawdzie, bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie sądzi, że cała ta wielomilionowa rzesza odwiedzająca nasz kraj, to turyści spragnieni widoku Sopotu czy Krakowa lub fani oscypków lub bigosu. Instytut informuje, że spośród owych „turystów” tylko 3 miliony przyjechało odwiedzić Polskę w celach turystycznych. Choć też nie do końca, ponieważ wśród tej rzeszy są zarówno japońscy miłośnicy Szopena pielgrzymujący do jego dworku w Żelazowej Woli, jak i przedstawiciele brytyjskiego proletariatu, którym Szopen kojarzy się wyłącznie z „shoppingiem”. Nawiasem mówiąc, Brytyjczyków do Polski wcale nie przyjeżdża tak wielu, bardziej im odpowiada Cypr, Ibiza czy Wyspy Kanaryjskie.
Niemcy tylko do Wisły
W ubiegłym roku przyjechało ich do Polski zaledwie 30 tysięcy podczas gdy np. Niemców prawie 8,5 miliona. Turystów wśród nich można szukać ze świecą. Większość naszych zachodnich sąsiadów zaczyna i kończy swój wypad do Polski w strefie przygranicznej. Tu usługi fryzjerskie nie są tak drogie jak w Niemczech, tańsze są papierosy, ogrodowe krasnoludki i – do niedawna – benzyna. Część niemieckich obywateli wyrusza nieco dalej – na Śląsk, bo stamtąd wywodzi się większość polskich emigrantów. Linię Wisły w każdym razie przekraczają rzadko.
Wschód nie dopisuje
Przyjezdni ze Wschodu, a dokładniej z Rosji, Białorusi i Ukrainy, też nie dopisują. W ub. roku 2,7 miliona, w tym zaledwie milion dwieście tysięcy. Niby nie ma czego żałować, bo przybysze ze Wschodu jeśli uprawiają jakąś turystykę, to wyłącznie tę o charakterze monopolowo-tytoniowym. A na przemycie traci skarb państwa. Czy aby na pewno? Większość zarobionych na kontrabandzie pieniędzy i tak trafia do budżetu państwa, bo Rosjanie, Białorusini czy Ukraińcy kupują w Polsce żywność, odzież, materiały budowlane, korzystają z noclegowni i tanich hoteli oraz barów.
Zloty too strong
Przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest brak autostrad i zły stan istniejących dróg. Nie jest to też kwestia ilości atrakcyjnych miejsc do zwiedzania. Potencjalnych przyjezdnych, w tym również turystów, odstraszają ceny – tu winę ponosi silny złoty. Dokerzy z przedmieść Liverpoolu czy Leeds muszą obecnie wydać na polskie piwo i krakowskie prostytutki o wiele więcej pieniędzy niż przed rokiem, a Hans czy Helmut z Drezna też dochodzi do wniosku, że wyprawa po benzynę do Polski przestaje się opłacać. To samo dotyczy żywności.
Wina leży w Schengen
Jeśli chodzi o turystów ze Wschodu (umówmy się, że to jednak turyści), to są oni ofiarami przede wszystkim tego, że Polska przystąpiła do strefy Schengen. Konieczność posiadania wiz w znacznym stopniu ograniczyła przyjazdy. Klną nie tylko handlowcy, hotelarze i właściciele lokali gastronomicznych, lecz również kantorowcy we wschodniej Polsce, gdzie przeważającą większość wśród osób kupujących waluty, to przybysze z byłych republik radzieckich. Chętnie kupowaliby teraz tańsze dolary, ponieważ na wschód od Schengen dolar nadal ma dość mocną pozycję.
Co robić? – Promować!
Cóż robić, bo przecież z Schengen nie wystąpimy, a na osłabienie złotego też zbytnio liczyć nie można. W Krakowie, który w tym roku zaczyna odczuwać bessę na rynku turystycznym, postanowiono promować go inaczej niż dotychczas – kreowany jest na kulturalną stolicę Polski, miasto galerii, festiwali muzycznych i teatralnych.
Łódź, która w ciągu ostatnich pięciu lat odnotowała 60-procentowy wzrost liczby turystów przestaje się już kojarzyć ze strajkującymi włókniarkami, bo większość przyjezdnych zjawia się głównie po to, by zwiedzić wille i pałace XIX-wiecznych przemysłowców, zabytkowe kompleksy fabryczne czy zapoznać się z piękną architekturą secesyjną. Wydobycie z każdego regionu czy miasta czegoś oryginalnego i wyeksponowanie poprzez promocję, to obecnie jedyny sposób, by przyciągnąć turystów i czerpać zyski.
Francuzi czekają, Anglicy podzieleni >>
Janusz Młynarski
[email protected]