Życie w UK

Brytyjczycy na garnuszku Polaków! Zdziwieni?

Trudno ukryć oczywistą prawdę, że akces Polski w poczet członków Unii Europejskiej miał bezpośrednie przełożenie na wzrost zamożności wielu rdzennych mieszkańców Zjednoczonego Królestwa. Inwazja na Normandię to nic w porównaniu z najazdem Polaków na Wyspy na przestrzeni ostatniej dekady.

Brytyjczycy na garnuszku Polaków! Zdziwieni?

Znaczący wzrost obrotów odnotował handel, rynek nieruchomości, a także – a może przede wszystkim – właściciele firm zatrudniających „desant” znad Wisły. Czy się to podoba brytyjskim tabloidom, czy nie – fakty są trudne do podważenia.

Trzeba dużej dozy niechęci, by nie dostrzegać korzyści dla brytyjskiej gospodarki wynikającej z pracy naszych rodaków mierzonej w funtach, w większości zresztą wydawanych na miejscu…  To jednak nie jedyny przypadek, kiedy to Brytyjczycy pozostają na przysłowiowym garnuszku Polaków. Drastyczny tego przykład można zaobserwować także w sporcie.

Brzmi to na pozór dość paradoksalnie, gdyż generalizując temat trudno porównywać zasobność organizacji sportowych w obydwu krajach. Pierwsze skojarzenie to oczywiście zestawienie piłkarskiej Premier League z naszą pożal się Boże Ekstraklasą.

Gdzie tam Legii do chociażby Manchesteru jednego, albo drugiego? W tym, wydawałoby się, klarownym układzie sił pojawia się jednak pewien wyłom. I to dość istotny. Ale zacznijmy od pieca, czyli od początku.

Upadła potęga

Johny Hoskins 15 grudnia 1923 roku na terenie wystawy rolniczej w australijskiej miejscowości West Maitland zorganizował zawody motocyklowe na torze zamkniętym o długości 536 metrów. Wyścigi te powszechnie uznawane są za początki sportu żużlowego.

Niebawem nowa dyscyplina dotarła na Stary Kontynent. Trzydzieści tysięcy widzów zgromadziły wokół toru zawody przeprowadzone 19 lutego 1926 roku na obiekcie King’s Oak w High Beach.

To miejsce i ta data uważane są za początki dzisiejszego speedway’a w Europie. Niedługo po tym – w 1929 roku – w Wielkiej Brytanii ruszyły pierwsze ligowe rozgrywki. Nic dziwnego, że w europejskiej kolebce tego sportu działo się wszystko co najistotniejsze, a Empire Stadium Wembley był tego jądrem.

Słynny obiekt przez lata miał wyłączność na rozgrywanie światowych finałów o tytuł championa. W brytyjskich drużynach w komplecie startowali najlepsi żużlowcy globu. Tylko raz zdarzyło się, by po najcenniejszy z tytułów sięgnął zawodnik, który nie rywalizował w wyspiarskiej lidze.

Tego historycznego wyłomu od obowiązującej reguły dokonał Jerzy Szczakiel w roku 1973 na torze Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Potęga brytyjskiego speedway’a zaczęła drżeć w posadach w roku 1990. Dokładnie 1 kwietnia na torze w Lublinie w plastronie miejscowego Motoru wystąpił mistrz świata – Hans Nielsen.

Na polskich torach z roku na rok pojawiało się coraz więcej zawodników legitymujących się obcymi paszportami. Dziś sport żużlowy z etykietką „Made in Poland” jest synonimem wszystkiego co w nim najlepsze. Nasze kluby są mekką dla najlepszych ścigantów. Ba! Z czasem zaczęli nawet szerokim łukiem (nie tym na torze!) omijać Wyspy. A wszystko to za sprawą… kasy!

Eldorado nad Wisłą

Po po cóż tułać się po królestwie w tę i z powrotem dwa – trzy razy w tygodniu, by zarobić jakieś marne funty, skoro w żużlowym raju nad Wisłą można zarobić krocie i to bez nadmiernego wysiłku. Oprócz zaciętej rywalizacji o punkty na torze, która była udziałem samych zawodników, równolegle toczy się zacięta walka pomiędzy szefami klubów.

Jej reguły są banalnie proste, podobnie zresztą jak w żużlu, gdzie tylko prosto ewentualnie w lewo. Panowie prezesi do upadłego konkurują w napychaniu kieszeni zawodników jak największą ilością pieniędzy. Kto zdoła wysupłać największą kwotę, zwycięża i podpisuje lukratywny kontrakt.

Rzecz jasna lukratywny dla zawodnika. Wszystko w zgodzie ze staropolską tradycją – postaw się, a zastaw się! Wiele przemawia za tym, że dobiega kresu polskie żużlowe Eldorado. Szefowie klubów wreszcie wybierają się na przechadzkę, znaczy myślą udać się po rozum do głowy.

Można rzec, lepiej późno niż wcale. Od dawna wiadomo, że zawodnicy dzięki niemałym pieniądzom zarobionym w Polsce mogą pozwolić sobie na starty w lidze szwedzkiej, duńskiej i oczywiście brytyjskiej, że o turniejach Grand Prix nie wspomnę. Za sprawą nowinek technicznych sprzęt  staje się coraz droższy, zatem i kasę trzeba wykładać odpowiednio większą.

Dysproporcje są wprost przerażające. W Anglii za punkt płaci się 600 złotych, w zamożnej Szwecji 1200 złotych, w Polsce zaś aż 6000 złotych! Rzec można, kto bogatemu zabroni? Problem w tym, że krainy rozłożonej między Bałtykiem a Tatrami raczej nie sposób zaliczyć do mlekiem i miodem płynących.

Paradoksalnie, jak kranik z mamoną zostanie w Polsce przykręcony, to można spodziewać się renesansu podupadłego żużla w Wielkiej Brytanii, w pewnych rozsądnych granicach rzecz jasna. Wielu zawodników w poszukiwaniu zarobku przypomni sobie o najstarszej lidze globu.

W każdym razie do historii przejdą czasy, kiedy to liga polska była możnym sponsorem zawodników startujących na brytyjskich torach.  Dumni mieszkańcy Albionu mogą teraz wykazać się swymi organizacyjnymi talentami, bez oglądania się na… Polaków!

Jerzy Kraśnicki

author-avatar

Przeczytaj również

Polka dostała się do jednej z najlepszych szkół muzycznych na świeciePolka dostała się do jednej z najlepszych szkół muzycznych na świecieW parku w Londynie znaleziono psa z odciętym łbem i kończynamiW parku w Londynie znaleziono psa z odciętym łbem i kończynamiLaburzyści chcą znacjonalizować kolej. By było taniejLaburzyści chcą znacjonalizować kolej. By było taniejZwiększony ruch na drogach i lotniskach – początek majowych wakacji zbiega się z KoningsdagZwiększony ruch na drogach i lotniskach – początek majowych wakacji zbiega się z KoningsdagJako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaJako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu ręki
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj