Życie w UK

Żużlowe Eldorado nie dla wszystkich!

Każdego dnia bombardowani jesteśmy gigantyczną ilością sportowych newsów. Ba! Można rzec, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju nalotów dywanowych. Problem zasadza się na tym, by wyłowić spośród nich te najcenniejsze. A zdarzają się perełki, i to wcale nie muszą dotyczyć wyżyn sportu, zbliżonych do orbit, po których krążą gwizdy światowych sportowych aren.

Żużlowe Eldorado nie dla wszystkich!

Nie tak dawno moją uwagę przykuła niepozorna informacja, którą podzielił się z nami portal sportowe fakty.pl. W dość lakoniczny sposób zostaliśmy poinformowani, że 19-letni junior z Ostrowa, Piotr Świdziński postanowił zakończyć swoją przygodę ze sportem żużlowym. Cóż w końcu się takiego stało? Przecież wcześniej, czy później każdy ze sportowców musi dobrnąć do tej definitywnie ostatniej mety. Powody przejścia w stan spoczynku bywają rozmaite: kontuzje, brak motywacji czy wreszcie ta wstrętna metryka. Jedni rozpoczynają żywot sportowego rencisty, bądź emeryta w błysku fleszy, inny zaś po cichutku, po raz ostatni zamykają za sobą drzwi szatni, niemal chyłkiem wymykając się z niej.

Dorosła decyzja juniora

Przyznam, że powody porzucenia marzeń o sportowych laurach przez Piotra są dla mnie naprawdę szokujące. Dopiero niedawno zaczął łapać arkana „czarnego sportu”, wiek upoważniał go jak najbardziej do snucia dalekosiężnych ambitnych planów, a tu już zmuszony został „rzucić ręcznik”. – Kiedy jeździłem, kluby w których startowałem wielokrotnie zarzekały się, że otrzymam od nich wsparcie. Miały mi pomóc również w znalezieniu sponsorów, prawda jednak jest taka, że przez wszystkie lata, w jakich startowałem nigdy nie otrzymałem od nikogo żadnego wsparcia. To rodzice wszystko finansowali oraz inwestowali we mnie bardzo duże pieniądze, ale niestety dalej nie ma sensu takie coś. Wydaje mi się, że gdyby tak dalej szło, to zrujnowałbym budżet mojej rodziny, a tego bym nie chciał – wyznał z szczerze, aż do bólu młody sportowy emeryt. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co czuje młody chłopak, gdy metę osiąga tuż po starcie i to z przyczyn tak bezwzględnych jak finanse. Przecież licencję uprawniającą go do startów zdobył niedawno, bo w połowie 2009 roku! Pamiętam doskonale czasy, gdy o przydatności adepta do uprawiania tej dziedziny sportów motorowych decydowały umiejętności, a nie wysokość bankowego konta rodziców. Mechanizm był prosty: chłopak przychodził do klubu, rozpoczynał treningi, jeśli posiadał stosowne predyspozycje zdawał pomyślnie egzamin na licencję i rozpoczynał starty – najpierw w gronie młodzieżowców, a następnie wśród seniorów. Nie musiał troskać się o sprzęt – to była działka klubu, którego barwy reprezentował. Cóż, zmienił się ustrój. System komunistyczny został wyparty przez kapitalistyczny, skrywany dla niepoznaki pod szyldem z adnotacją „demokracja”. Wszelkie idee zostały zastąpione przez mamonę. – Jak kapitalizm, to kapitalizm, jesteśmy wielcy byliśmy mali – jak ujął to krakowski zespół „Pod Budą” w jednym ze swych wielkich hitów. Takie czasy nastały i chyba nikt tego nie zmieni. Okręt „Aurora” spełnia rolę muzealną w Sankt Petersburgu i jego działa zamilkły na zawsze. Dlaczego zatem drążę ten temat?  Dlaczego nie mogę pojąć, że młody zawodnik musi podejmować tak dramatyczne decyzje i to z tak bezdusznych powodów?

Żużlowa „pogoda dla bogaczy”

Problem w tym, że pieniędzy w polskim żużlu nie brakuje! Liga nad Wisłą uchodzi w tej chwili za prawdziwe Eldorado dla motocyklistów specjalizujących się w skręcaniu w lewo. Niektórzy rezygnują nawet ze startów w serialu Grand Prix, by nie stracić intratnej fuchy w polskim klubie. Z ogarnięciem astronomicznej wprost kasy, jaka krąży wokół naszych torów miałby problemy sam Kopernik. Dość powiedzieć, że zawodnicy wysokiej klasy otrzymują za swój autograf na kontrakcie od 500 do 900 tysięcy złotych netto! Do tego wypada doliczyć około 10 tysięcy zwrotu kosztów za dojazd na mecz i wreszcie 3 – 4 tysiące za każdy zdobyty w nim punkt. Truizmem będzie dodawać, że zawodnicy legitymujący się mistrzowskimi papierami mogą żądać jeszcze więcej. Nie zapominajmy też o sponsorach, którzy potrafią uhonorować ich z iście królewską hojnością.

Pan prezes jak panisko!

Trudno pojąć tę finansową gigantomanię w odniesieniu do zawodników, ale cóż dopiero począć z problemem sowitego wynagradzania prezesów klubów. Najbardziej rażący przykład pochodzi z Zielonej Góry. Prezes tamtejszego Falubazu zarabia więcej niż prezydent Grodu Bachusa! Robert Dowhan zmuszony został do ujawnienia swych dochodów, gdy został wybrany senatorem. Jak podała „Gazeta Wyborcza” w roku 2010 zarobił w klubie 274 tysiące złotych, co daje średnio 23 tysiące każdego miesiąca. Prawda, że niekiepsko? Dodać wypada, że Janusz Kubicki piastujący funkcję prezydenta Zielonej Góry w analogicznym okresie zanotował wpływy w wysokości 184 tysięcy, czyli o 90 mniej niż prezes Dowhan. Przecież to jakaś absolutna paranoja! Inni sternicy klubowych naw, a także szkoleniowcy też nie mają powodów do narzekań. Zarobki niektórych z nich według notowań „Super Expressu”: Marek Cieślak (Falubaz Zielona Góra) – 30 tysięcy złotych miesięcznie, Stanisław Chomski – 15, Rafał Dobrucki (Falubaz Zielona Góra) – 12, Roman Jankowski (Unia Leszno) – 10-12, Mirosław Kowalik (Unibax Toruń) – 10, Dariusz Śledź (PGE Marma Rzeszów) – 8-10, Piotr Paluch (Stal Gorzów) – 8, Piotr Baron (Betard Sparta Wrocław) – 7-8, Jerzy Kanclerz (Polonia Bydgoszcz) – 7. Pariasem w tym żużlowym światku zdaje się być Jarosław Dymek, który we Włókniarzu spod Jasnej Góry otrzymuje „zaledwie” od 3 do 4 tysięcy. Żużlowy torcik mamy zaiste piękny i smakowity. Szkoda tylko, że nie jest równo dzielony. Niektórym grozi problem niestrawności z tytułu przesytu, dla innych brakuje nawet okruszków. Kasa trafia do przeciętnych wyrobników z zagranicy, a brakuje jej dla juniorów krajowego chowu. Na koniec świeżutka informacja z sądowej wokandy. Za łby wzięły się dwa kluby – Falubaz Zielona Góra i Włókniarz Częstochowa. Sprawa ma już brodę dwa lata hodowaną. Poszło o busa, którego częstochowianie wzięli w leasing dla Amerykanina Grega Hancocka, a który przejęli potem wraz z zawodnikiem zielonogórzanie. Mniejsza o szczegóły pozwu. Zastanawia szczodrość klubów wobec zawodnika. Ten środek transportu to pewnie taki skromny bonusik dla Jankesa na okoliczność parafowania kontraktu. Czy jednak nie lepiej było kasę w tym, jak i podobnych przypadkach, przeznaczyć na pomoc młodym polskim zawodnikom? To rzecz jasna pytanie z gatunku retorycznych! Kto znajdzie skuteczne lekarstwo na chorobę, która trawi polski żużel? Jak zajdzie taka potrzeba, to nie cofajmy się przed iniekcją w samo dupsko! I to tępą igłą!

Jerzy Kraśnicki
 

author-avatar

Przeczytaj również

Pięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billPięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i majuZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i maju46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją Rosjanie46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją RosjanieRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmu23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmu
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj