Życie w UK

Powrót do PL: “Zmieniliśmy dom na lepszy (…) jednak pojawiła się depresja”. Oto odważne wyznanie Polki

Fot. Getty

Powrót do PL: “Zmieniliśmy dom na lepszy (…) jednak pojawiła się depresja”. Oto odważne wyznanie Polki

Powrót do Polski – odważna opowieść emigrantki

Polka przez lata mieszkająca z rodziną w UK miała odwagę opowiedzieć niezwykłą, skomplikowaną historię swojej emigracji. Oto doświadczenia, które doprowadziły ją do decyzji o powrocie do Polski.

Historia każdego polskiego emigranta jest niepowtarzalna, ponieważ składa się ze splotu jednorazowych okoliczności, które nie mają szans powtórzyć się w identycznym zestawieniu i detalach w przyszłości. Wiele opowieści naznaczonych jest też ciężkimi wyzwaniami – choć niewiele z nich zostało wypowiedzianych na głos.

 

Oto odważna opowieść jednej z Polek, która na Facebooku w niesamowitym wyznaniu o swojej emigracji – o decyzji o jej rozpoczęciu, a potem zakończeniu – a także o tym, co spotkało ją już po powrocie do Polski, pokazała jak mocno emigracja odcisnęła się na całej jej rodzinie.

Powrót do Polski – odważna historia emigrantki

Historia ta jest opowieścią, której nie sposób oddać w pełni innymi słowami, niż słowa jej autorki i bohaterki. I choć jest to post z 2016 roku, jednak poruszone w nim problemy wydają się wciąż aktualne dla wielu polskich emigrantów. Przeczytajcie sami i napiszcie do nas, jeśli mieliście podobne – albo zupełnie inne – doświadczenia i chcielibyście się nimi podzielić z szerszym gronem naszych czytelników.


„Kochani taka refleksja, jeśli niezgodna z regulaminem grupy to przepraszam, chciałam się tylko podzielić tym co czuje.

Polska, mój kraj, moja ojczyzna, dom moich dziadków i rodziców, kraj w którym zostawiłam serce i całą siebie. Było bardzo ciężko, kupiliśmy mieszkanie na kredyt w Polsce, potem starczało już tylko na kredyt, gdyby nie rodzina, nie bylibyśmy w stanie przetrwać. Miałam 3 prace – z jednej do drugiej na zmianę, żeby ktoś w domu był z dzieckiem. Mąż jeszcze studiował. Było naprawdę ciężko. Potem wyjechał, bo już nie było jak się utrzymać na studiach. Wyjechał żeby zarobić na studia. Mówił dobrze po angielsku, więc wziął dziekankę i pojechał.

Pamiętam ten dzień 11 lat temu, jakby to było dziś. Moja mama z córką 9 lat odprowadziła mnie na lotnisko. Płakała… starała się być silna, bo przecież to nic takiego zaraz do mnie przyleci, przecież ja tam jadę po lepszą przyszłość dla mnie, dla dziecka, dla naszej całej rodziny. Tuliła mnie na tym lotnisku, czułam, że zostawiam kawałek mojego życia w Polsce. Przekonywałam, że niedługo obie przyjadą do nas, bo tylko musimy wynająć dom, bo mąż już był od kilku miesięcy, odłożył, więc mamy na start, że ta nasza 8-miesięczna rozłąka nie poszła na marne, że teraz już będzie lepiej, bo już będziemy mogli normalnie żyć. Przekonywałam, że to tylko 3 miesiące i już będziemy razem. Obie starały się być silne.

Wsiadłam do samolotu i poleciałam po nasze nowe życie, lepsze, łatwiejsze, przyjemne i wolniejsze. Mówiłam sobie, że zaraz będziemy razem, że będziemy szczęśliwi razem. I tak było wiele lat, zachłysnęliśmy się. Szybko kupiliśmy nasz pierwszy dom, ciągle urlopy w ciepłe miejsca, do Polski nas nie ciągnęło. Nie chcieliśmy wracać. Bo do czego? Nie było do czego, tutaj byliśmy szczęśliwi. Pojawił się syn, super opieka nad dziećmi, wszystko za darmo, my oboje pracujący nieźle zarabiający, czego więcej chcieć. Zmieniliśmy dom na lepszy, większy, na wsi, czego więcej chcieć.

A jednak pojawiła się depresja nie wiadomo skąd, jednak ciągle coś było nie tak, z jednej strony nasze luksusowe życie, a z drugiej jednak czegoś brakowało. Zaczęło się od męża obwiniałam go, bo o co mu chodzi, wszystko ma, nic mu nie brakuje, przyjaciele, praca, pieniądze, nie potrafiłam go zrozumieć, depresja trwała długo, w końcu odpuścił, przestał o tym mówić, wydawało się, że to było chwilowe.

Przekonywałam, gdzie będzie nam tak dobrze, w międzyczasie zachorowałam, przyjmowałam chemię i choć płakałam w szpitalu, bo byłam tam sama, bo to oddział onkologiczny, nie wolno było wprowadzać dzieci, a ktoś musiał z nimi zostawać w domu. Dostawałam smsy i telefony od rodziny i przyjaciół z Polski wspierali mnie. Ta samotność w szpitalu była straszna, ale ciągle mówiłam, gdzie będą mnie tak leczyć, w Polsce mogłabym pomarzyć o takim leczeniu.

Pojechałam sprzedać nasze mieszkanie w Polsce, bo po co je trzymać, po co kiedy i tak tam nie wrócimy. Podczas pobytu w domu nastąpił nawrót choroby, w szpitalu usłyszałam – sorry, ale musisz szybko wracać do UK, bo tu nic nie możemy dla ciebie zrobić.

Poleciałam, choć lot był dla mnie bardzo groźny w tej sytuacji. To mnie przekonało, że dobrze zrobiłam wyjeżdżając. We własnym kraju mnie olali. Jednak potem zaczęły się problemy z dziećmi, kiedy syn poszedł do szkoły, córka zaczęła mieć problemy, depresja zaczęła dopadać nas wszystkich. Zazdrościłam rodzinie w Polsce, że się spotykają, że są razem, święta zaczęły być jakieś jałowe, bez duszy. Ale przecież mieliśmy pracę, robiliśmy kariery, mieliśmy pieniądze, więc o co chodziło. Córka brata powiedziała wtedy do mojej córki – nie zazdroszczę Ci, nie mam tabletu, laptopa, dużego domu i ciuchów, ale w życiu bym się z tobą nie zamieniła. – Przyjechała do nas na miesiąc na wakacje i miesiąca nie wytrzymała. Córka zaczęła popadać w anoreksję, zaczęła ciągle płakać. Nie chciała, żebym to widziała, ale widziałam. Ale przecież miała takie luksusy, o co jej chodzi.

W końcu wielka propaganda i referendum. Zaczęło się, dyskryminacja na każdym kroku – w pracy, w szkole, na ulicy, wśród sąsiadów. 24 czerwca obudziłam się rano i powiedziałam do męża – wracamy. Nieważne, jak, gdzie, byle jak najszybciej do domu, do naszego domu. Bo uświadomiłam sobie, że żyje w złotej klatce. Przejadłam się luksusem, moja córka zaczęła się pakować, wyprzedawać wszystko na ebay, byłam w szoku jak zareagowały dzieci. Zrozumiałam że skrzywdziłam je emigracją, bo nie luksusów potrzebowały, tylko rodziny, poczucia, że gdzieś przynależą, że czują że są częścią czegoś.

Teraz mogę powiedzieć, że to było najlepsze co zrobiłam w życiu dla moich dzieci. Od dwóch miesięcy są w Polsce są szczęśliwe. Luksusów nie mają, bo nawet ich rzeczy i zabawki zostały w Anglii. W Polsce nie mają nic, dopóki nie sprzedam domu i nie zorganizuje transportu. Córka mówi – mamo mam wrażenie, że obudziłam się z jakiegoś snu, że tyle lat żyłam w hibernacji. – Biegają do kuzynów, chodzą do szkoły, mają ciężkie plecaki. Muszą odrabiać lekcje, a jednak są szczęśliwe. W sklepie nie dostają wszystkiego, jak w UK było, a nie narzekają. Syn ma 7 lat i ciągle pyta – stać nas żeby to kupić? I mówi, że woli babcie, podwórko i swoją szkołę bardziej niż to, że w UK bym mu to kupiła. Moje dzieci się uśmiechają, są szczęśliwe.

Nie jest łatwo, bo Polska nie jest łatwym krajem do życia, jest mnóstwo absurdów. Często się wkurzam kiedy to mnie bezpośrednio dotyka, ale to moja Polska, mój dom i chce w nim być, pomimo że ekonomicznie nie ma porównania do UK to prawda, ale co z tego. Chcemy tu żyć, pomimo tego wszystkiego co ludzie wypisują. Jesteśmy realistami, wiemy, że to nie jest raj na ziemi, że jest trudno, nie idealizuję tego kraju i jesteśmy gotowi na wszystko, co z nim jest związane. Czuję że wróciłam do domu, czuję że tu jest moje miejsce i miejsce moich dzieci. Żyłam tu 33 lata zanim wyjechałam, zachłysnęłam się na chwilę, ale złota klatka mnie nie interesuje.

Wróciłam, nie żałuję i nie będę żałować. A doświadczenie i język, które zdobyłam, tylko mi pomoże. Mama mi powiedziała – wiedziałam, że wrócisz. Witaj w domu wśród swoich. Wszyscy przyjaciele nam kibicują w Polsce, odwiedzają i widać, że szczerze się cieszą, że jesteśmy. Odzyskałam spokój w sercu, to niesamowite jak to działa i czas inaczej płynie.

Życzę wszystkim podejmowania właściwych wyborów”.


 

author-avatar

Jakub Mróz

Miłośnik nowych technologii, oldskulowych brytyjskich samochodów i sportów motorowych. Znawca historii brytyjskiej rodziny królewskiej i nowych trendów w męskiej modzie. Uwielbia podróżować, ale jego ukochane miejsce to Londyn. Pochodzi z Krakowa, w Wielkiej Brytanii mieszka od 2004 roku. Zna prawie każdy angielski idiom. Zawód wyuczony – inżynier elektryk, zawód – a jednocześnie największa pasja i zawód wykonywany – dziennikarz “Polish Express”. Do redaktora Jakuba wzdycha duża część żeńskiej niezamężnej części wydawnictwa Zetha Ltd. Niestety Jakub Mróz lubi swój kawalerski stan.

Przeczytaj również

Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj