Życie w UK

Źle jest w tej Polsce

Przeciętny Polak nie odczuwa żadnych korzyści ze wzrostu gospodarczego i drażnią go rządowe doniesienia o ponadtrzytysięcznej średniej krajowej.

 

Bezrobocie spada, w urzędach pracy tysiące ofert i zero chętnych. A zarobki? Bez przerwy pną się w górę. Przeciętny Polak, który widzi takie informacje w mediach, dostaje białej gorączki, bo on jakimś dziwnym trafem tego nie doświadcza

 Obniżka zamiast podwyżki

Alicja ma 51 lat, szykowała się do wcześniejszej emerytury, bo przepracowała już 30 lat. Od 15 lat pracuje w szkole jako sekretarka. Zdecydowała się pójść na emeryturę, ale akurat przepisy się zmieniły i już nie może. Samorząd, który szkołę finansuje, zrobił jej jeszcze „dowcip”, który mało ją śmieszy – z całego etatu przesunął ją na trzy czwarte. Zamiast zarabiać 1200 zł, dostaje co miesiąc 900 zł. Boi się, czy dowcipnisie z urzędu miejskiego nie szykują kolejnego żartu.                                                   

  – Kiedy protestowałam przeciwko obniżeniu płacy, usłyszałam w odpowiedzi, że jak mi się nie podoba, to mogę sobie zmienić pracę albo wyjechać za granicę. Alicja, gdyby nawet chciała, to nie może skorzystać z tej propozycji, bo nie tylko nie zna języków, ale również nie potrafi spawać, tynkować czy układać glazury, a kopać rowów też nie nie może, bo cierpi na chorobę kręgosłupa. – Kiedy włączę telewizor i słyszę: „wzrasta poziom życia społeczeństwa polskiego, bezrobocie spada z dnia na dzień, a zarobki pną się w górę” – dostaję wtedy szału. To samo słyszałam za Gierka, a było na odwrót.

 Plazma w garnku

Zanim dowiedziała się, że obniżą jej zarobki, wzięła kredyt na remont mieszkania. Dobrze przedtem się zastanowiła i wyszło jej, że poradzi sobie, bo odejmując raty zostanie jeszcze osiemset złotych. – Pomyślałam sobie, że są ludzie, którzy żyją za mniej, więc nie mam co narzekać. W ubiegłym roku wszystkie ceny poszły w górę, tanieją jedynie telewizory plazmowe, które jednak nie tylko nie mieszczą się w garnku, ale są niejadalne. Alicja nie może zmienić pracy, bo w małym, kilkudziesięciotysięcznym mieście nie ma ofert dla sekretarek ani dla księgowych, a jeśli są, to szybko trafiają do znajomych lub rodzin urzędników.

Padają biznesy                                       

Agnieszka ma kilka punktów handlowych na bazarze. Jej rodzice pracują we Włoszech, dobrze zarabiają. Przysyłają jej towar lub pieniądze za towar. Kiedy Polska weszła do Unii, Agnieszka ucieszyła się. Ci co wyjadą, będą wysyłać pieniądze do Polski, ludzie będą mieli ich więcej, więc interes będzie kwitł – analizowała Agnieszka. – Jest coraz gorzej. Widzę, że ludzie z roku na rok kupują coraz mniej. Musiałam zwolnić cztery sprzedawczynie i zlikwidować dwa punkty handlowe. Pomijam już to, że sprzedaję towar na granicy opłacalności lub w cenie zakupu – mówi rozgoryczona. Jeśli do czerwca nic się nie zmieni, Agnieszka wyjedzie do Włoch do pracy. Prawdę mówiąc, to nawet dopłacała do interesu licząc ciągle na lepsze czasy. Miała z czego, bo mąż z bratem przemycali papierosy. Brat dostał rok w zawieszeniu i 2 tys. złotych grzywny, to i mąż zrezygnował.

 Co pani tam robi?                                   

Monika mieszka na wsi, skończyła kursy dla sekretarek z językiem angielskim i księgowość komputerową. Na wsi nikt księgowych, a tym bardziej sekretarek, nie potrzebuje. W pobliskim mieście powiatowym również. Są jakieś nieliczne miejsca w sklepach i Monice udało się w jednym z nich znaleźć pracę. Miała doświadczenie, bo przez kilka lat pracowała w renomowanym sklepie odzieżowym w Krakowie i później przez rok w tym miasteczku, w którym pracuje teraz. – Właściciel był bezczelny. Wiedział, że potrzebny był mi wtedy każdy grosz. Podpisał ze mną umowę na pół etatu, ale pracowałam na cały, a on płacił mnie za pół. Kiedy wychodziłam do ubikacji, co trwało zazwyczaj dwie minuty, on zaraz się darł: „Pani Moniko, co pani tam robi tak długo?”. Pewnego dnia nie wytrzymałam i kiedy znów chciał się dowiedzieć co ja robię w ubikacji, wyszłam i rzuciłam mu na biurko obsrany papier. Trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Teraz pracuję u kolejnego idioty – nie wolno jeść, nie wolno pić, bo on – jak mawia – „za jedzenie i picie nie płaci”. Płaci mniej niż w ubiegłym roku, bo pozmieniał umowy, a do tego cały czas za coś potrąca. Nie da się żyć. Żeby być na bieżąco z opłatami, oszczędzam na jedzeniu karmiąc siebie i – co najgorsze – dorastającego syna jakimiś najtańszymi świństwami. Źle jest w tej Polsce, coraz gorzej.

 Cudowne ozdrowienie Mariusza          

Mariusz nie ma dwóch palców u jednej ręki. Przez dwadzieścia lat był z tego powodu na rencie i pracował w spółdzielni inwalidów jako szwacz. Kiedy ostatnio stawił się w ZUS, lekarz orzecznik stwierdził, że brak dwóch palców to nie kalectwo i pozbawił go renty. Mariusz stracił status niepełnosprawnego i natychmiast wyrzucono go z pracy, bo pełnosprawni nie mogą pracować w zakładzie pracy chronionej. – Bezrobocie spada? Zarobki rosną? Chyba w Szwajcarii! Złodziejom albo posłom, bo mnie i moim znajomym jest coraz gorzej – uśmiecha się gorzko. – Zarobki w Polsce są za małe, żeby żyć, za duże, żeby zdechnąć – podsumowuje.

To nie wyjątki 

Cytowane wyżej osoby to nie jakieś wyjątki, lecz przeciętni Polacy. Żaden z nich nie otrzymuje co miesiąc owej mitycznej, ponadtrzytysięcznej średniej krajowej, żaden nie odczuwa też korzyści z inwestycji zagranicznych, z silnej złotówki, ze wzrostu gospodarczego, który właśnie zaczął maleć. Żadne to pocieszenie, ale z tego powodu znikać będą z gazet hurraoptymistyczne nagłówki informujące, że Polakom jest coraz lepiej. Nie jest lepiej, bo 5 mln Polaków nadal żyje poniżej granicy ubóstwa – było tak przed wzrostem gospodarczym, jak i w jego trakcie. A wzrost maleje – jak informuje Instytut Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej. Słabnie złotówka, co cieszy emigrantów, ale martwi rodaków nad Wisłą. Zanotowano nieznaczny wzrost bezrobocia – z 11,4 proc. na 11,8 – ale spadnie ono w momencie, gdy rozpocznie się sezon budowlany i zaczną się prace rolne.

 Urzędowe pocieszenie

Na pocieszenie pozostaje jeden z optymistycznych scenariuszy rozwoju sytuacji gospodarczej w Polsce. Jest to wariant przedstawiony przez Ministerstwo Finansów na początku bieżącego roku. Według niego inflacja nie przekroczy 2,6 procenta. Żywności będzie tak dużo i będzie tak tania jak dwa lata temu. Ceny ropy spadną do poziomu 90 dolarów za baryłkę i ustabilizują się tak na długo. Związkowcy przestaną żądać kolejnych podwyżek. Bezrobocie spadnie do 9 procent. Przeciętny Polak i tak w to chyba nie uwierzy, nawet jeśli byłaby to prawda. 

 Janusz Młynarski
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wody
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj