Życie w UK

Zera mistrzami!

Przyznam, że chwilami dręczyły mnie obawy o stan głów wielu moich znajomych. Solidnie opukiwali sobie głowy na informację, że faworyzowanym przeze mnie klubem piłkarskim w Zjednoczonym Królestwie jest Manchester City. Dosłownie nikt nie krył zdumienia. City? Nie United, albo chociażby Chelsea, a od biedy nawet Arsenal.

Zera mistrzami!

Stało się już oczywistym, że każdy, ale to dokładnie każdy mieszkaniec Wysp musi mieć swój ulubioną drużynę specjalizującą się w kopaniu piłki. Przeciętny Anglik ma prawo nie wiedzieć, kto to był Shakespeare, Churchill, ale nazwiska typu Beckham, czy Rooney muszą mu mówić wszystko. Ot, taka patologiczna przypadłość poddanych Jej Wysokości Elżbiety II. Miłościwie panująca była podejrzewana o sprzyjanie zespołowi Arsenal, ale okazało się, że tak naprawdę chodzi o inny londyński zespół – West Ham. Natomiast jej syn, książę Karol nie kryje afektu do klubu Burnley FC.

 
Tu dopiero muszą wszyscy stukać się w czoło! Od przyjętej „normy” odbiega też jego pierworodny syn – William, który cokolwiek wymięka na dźwięk nazwy klubu Aston Villa z Second City. Co za rodzinka? Żadnego klubu, których koszulki na co dzień najczęściej widuje się na ulicach Wielkiej Brytanii i nabyć można w sklepie ze sprzętem sportowym nawet w najbardziej zapadłej dziurze.
 
Ślepa miłość
 
Wróćmy jednak do moich wyspiarsko-futbolowych amorów zwróconych w kierunku jedenastki Manchesteru City. Do dziś zastanawia mnie jego geneza. Wiem jedynie od kiedy się datuje – od roku 1973. Szóstego dnia tegoż miesiąca, na Stadionie Śląskim odbył się pamiętny mecz eliminacyjny do niemieckiego mundialu, w którym ekipa Górskiego przetrzepała skórę dumnym synom Albionu. Wśród Brytyjczyków wystąpił między innymi Colin Bell.
 
Kibicom w Polsce, zwłaszcza w Zabrzu, solidnie zaszedł za skórę na okoliczność pamiętnych pucharowych potyczek z Manchesterem City. Nie wiem dlaczego, ale Bell znalazł się w panteonie gwiazd sportu stworzonym na własny użytek przez młodego miłośnika sportu. Naturalną koleją rzeczy sympatia do Bella przeniosła się na jego wyspiarski klub zwany przez kibiców „The Citizens”, „The Sky Blu” lub po prostu „The Blues”. Tak więc moja miłość do zespołu z Manchesteru przetrwała długie, długie lata.
 
Mimo iż wystawiana była często na poważne próby – głównie za sprawą wielu… lat chudych. Za  ostatni znaczący sukces można chyba uznać Puchar Ligi zagarnięty w sezonie 1977. Krótko mówiąc przez długie lata „The Citizens” nie potrafili jakoś nawiązać do lat prosperity przypieczętowanej wywalczeniem w roku 1970 Pucharu Zdobywców Pucharów Starego Kontynentu. W finale na wiedeńskim Praterze rozprawili się właśnie z naszym Górnikiem z Zabrza. 
 
Manna niekoniecznie z nieba
 
Wreszcie jednak na klub z Manchesteru o błękitnym odcieniu z nieba posypała się manna, kontynuując biblijne odniesienia. Zbawcami okazali się szejkowie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie jak wiadomo ulubionym miejscem układania się do snu są właśnie worki pieniędzy. Widać ich nadmiar niósł ze sobą zbyt duży dyskomfort podczas udawania się na spoczynek, dlatego też znaczną ich partię zdecydowano się upchnąć w klubie z Manchesteru.
 
Wiadomo – futbol w wydaniu brytyjskim znany z finansowych anomalii zdolny jest pochłonąć każdą ilość, wszelkich dóbr materialnych. 1 września 2008 roku grupa Abu Dhabi United Group Investment and Development, dzięki transakcji wartej 200 milionów funtów, przejęła we władanie klub Manchester City. Na liście płac „The Citizens” pojawiły się nazwiska gwiazd futbolu bijące po oczach najjaśniejszym blaskiem, jak chociażby Brazylijczyk Robinho, Argentyńczyk Carlos Tevez. Na sukcesy nie trzeba było długo czekać. W minionym roku Manchester City po 42 latach sięgnął po prestiżowe trofeum – Puchar Anglii. 
 
Precz z serca
 
To zapewne nie koniec inwestowania w regały mające pomieścić nowe trofea. Tylko czy mają one większą sportową wartość, skoro można je dokładnie przeliczyć na gigantyczną ilość zer, które sponsorowały ostatnie sukcesy?
 
Legendarny szkoleniowiec brytyjski, sir Alex Ferguson, prowadzący rywala zza miedzy, czyli Manchester United, politykę finansową „The Citizens” określa jako „system kamikadze”. Bo jakże inaczej nazwać przeznaczanie tylko w ciągu jednego letniego okresu transferowego kwoty 150 milionów funtów? Albo honorowanie piłkarzy zarobkami w przekraczającymi 200 tysięcy funtów tygodniowo?  Czy to jeszcze jest sport, czy już biznes?
 
Tytuł mistrzowski został wywalczony przez piłkarzy, czy przez księgowych i bankierów? W każdym razie chyba straciłem serce dla mojego Manchesteru City…  I jeszcze jedno. Futboliści, którzy mieli największy wkład w wywalczenie mistrzowskiego tytułu mogą liczyć na premie w wysokości… ćwierć miliona funtów! Szejk przeznaczył na nagrody kwotę czterech i pół miliona funtów.
 
Jerzy Kraśnicki

 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Polska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiKursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?Kursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj