Praca i finanse

Zdeterminowany, by kiedyś wrócić

Mieszkał na obczyźnie w pięciogwiazdkowych hotelach, ale też na własnej skórze poczuł, co to jest wyzysk i praca za głodowe stawki. Po burzliwych przygodach za granicą wreszcie znalazł swoje miejsce. Rozmowa z Damianem Krzyszczukiem z firmy Otto Workforce Limited.

Zdeterminowany, by kiedyś wrócić

 

 

Mieszkał na obczyźnie w pięciogwiazdkowych hotelach, ale też na własnej skórze poczuł, co to jest wyzysk i praca za głodowe stawki. Po burzliwych przygodach za granicą wreszcie znalazł swoje miejsce. Rozmowa z Damianem Krzyszczukiem z firmy Otto Workforce Limited.

 

Czym zajmował się pan po przyjeździe do Wielkiej Brytanii?

– Przyjechałem tutaj z Opola. Podjąłem najpierw pracę w firmie logistycznej w Deventry. To było przedsiębiorstwo zajmujące się wysyłaniem do klientów produktów firmy Apple, głównie sprzętu komputerowego. Po miesiącu udało mi się awansować na team leadera. Zajmowałem się różnymi rzeczami, najciekawsze było chyba grawerowanie na obudowach Ipodów różnych znaków czy wierszy. Klient mógł sobie zamówić na przykład urządzenie z wygrawerowanymi na obudowie życzeniami urodzinowymi dla kogoś bliskiego.

 

Jak dalej potoczyły się pana losy?

– Naszą firmę przejęła grupa Wash Western, dostałem wtedy umowę o pracę na cały etat. Spędziłem tam kilka miesięcy, aż przyszła propozycja pracy z firmy rekrutacyjnej Otto Workforce. Tej samej, przez którą przyjechałem do Anglii.

 

Szybko więc posypały się propozycje pracy.

– Przyleciałem do Anglii w lipcu 2006 roku, obecne stanowisko zająłem w kwietniu 2007. W tej firmie pracowała akurat moja dziewczyna, zajmuje się tam rozliczeniami i księgowością. Dla mnie przypadło stanowisko facilities oficer, czyli osoba od wszystkiego. Zajmuję się sprawami biurowymi, konserwacją sprzętu komputerowego, pilnuję też spraw mieszkaniowych, z racji tego, że nasza firma wynajmuje dla pracowników nieruchomości. Jeśli któryś z naszych pracowników ma problemy z landlordem, albo z załatwieniem jakiejś sprawy, pomagam wtedy wybrnąć mu z kłopotów.

W jaki sposób wyszukujecie nowych pracowników?

– Duży odzew jest po rozwieszeniu ogłoszeń w polskich sklepach, bo ludzie autentycznie czytają te oferty, przekazują znajomym namiary na pracodawców. Ogłaszamy się też w polskiej prasie, uczestniczymy w targach pracy. Również wielu pracowników pozyskujemy przez nasze biura w Polsce. Mamy ich sześć.

 

Jakich ofert macie najwięcej?

– Głównie są to prace przy produkcji, choć często potrzebujemy prawdziwych fachowców. Mamy klienta, który produkuje meble tapicerowane i chce u siebie widzieć prawdziwych artystów. Współpracujemy też z producentem okien – wziął od nas aż pięćdziesięciu ludzi. Ale coraz popularniejsze stają się oferty pracy w Holandii.

 

W Holandii? Dla ludzi z Anglii?

– Było to dla mnie początkowo niezrozumiałe. Po pierwsze nie mogłem uwierzyć, że ludzie zostawiają zajęcia w Anglii i wolą pracować u Holendrów za 8.10 euro za godzinę. Dopiero później zrozumiałem, że tak naprawdę zarabiają więcej, bo ostatnio kurs funta nie jest zbyt wysoki, do tego koszty życia w Holandii są dużo niższe niż na Wyspach.

 

Naprawdę tak mały kraj jak Holandia potrzebuje tak wielu pracowników?

– Stamtąd pochodzi nasza firma, tam jest też główna siedziba. Mamy w Holandii ogromne zaplecze logistyczne – ponad 300 busów, dwa i pół tysiąca miejsc noclegowych dla naszych pracowników. To świadczy o tym, że rynek ten może wchłonąć bardzo wielu ludzi, również z Polski.

 

Co robił pan w Polsce, nim wyruszył na zagraniczne wojaże?

– Szczerze mówiąc nie miałem żadnego pomysłu na życie. W marcu 2005 roku ukończyłem Zarządzanie i Inżynierię Produkcji na Politechnice Opolskiej, ale nie widziałem w kraju dla siebie miejsca. Nie było specjalnych perspektyw dla ludzi z moim wykształceniem, wielu kolegów ze studiów wyjechało gdzieś za granicę. Poszedłem ich śladami. Najpierw trafiłem do Irlandii, właśnie przez firmę Otto. Miała to być praca na krótki okres w firmie logistycznej, która rozsyłała po świecie produkty firmy IBM. Spędziłem tam trzy tygodnie.

 

Jak wspomina pan Irlandię?

– Za pierwszym razem byłem zachwycony. Okazało się, że w tym samym czasie odbywały się mistrzostwa rugby i wszystkie miejsca noclegowe były pozajmowane. Pracodawca zakwaterował nas więc w pięciogwiazdkowym hotelu, prawdopodobnie najlepszym w całej Irlandii. Mieszkaliśmy bardzo blisko stadionu, praca nie była ciężka. Wspaniałe przeżycie.

 

A za drugim?

– Było już znacznie gorzej. Wyjechałem z inną agencją, tym razem wrocławską, miałem pracować w firmie cateringowej. Okazało się, że będę sprzedawał na ulicach hamburgery i hot dogi. Pracowałem nawet 80 godzin tygodniowo za tę samą, stałą stawkę – 200 euro. Bez kontraktu, bez wypłaty pieniędzy za nadgodziny, jedynie mieszkanie mieliśmy za darmo. Wytrzymałem dwa miesiące i zgłosiłem się po pomoc do lokalnych związków zawodowych. Zrobiliśmy z tego aferę, nawet trafiliśmy wtedy do gazet. Ale cóż, skoro raz się mieszkało w hotelu pięciogwiazdkowym, następnym razem przyszła kolej na coś gorszego.

 

Wrócił pan do Polski?

– Na krótko. Nie zraziły mnie niepowodzenia z Irlandii, postanowiłem spróbować swoich sił tym razem w Wielkiej Brytanii. Wtedy właśnie trafiłem do firmy, gdzie rozsyłałem komputery Apple. Było znacznie lepiej – agencja pracy odebrała mnie z lotniska, zakwaterowali w mieszkaniu, czułem, że ktoś się mną opiekuje. Teraz pracuję w firmie Otto i widzę jak to wszystko wygląda „od kuchni”.

 

Macie problemy ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników?

– Raczej ze znalezieniem tych sumiennych, którzy szanują pracę. Poszukujemy ludzi na dłuższe kontrakty, takie jak pół roku. Zdarza się, że ludzie przychodzą do pracy przez kilka dni, a później znikają bez śladu. Okazuje się, że nie odpowiadała im stawka np. 6 funtów za godzinę i znaleźli sobie coś lepszego. Często wracają do nas po kilku miesiącach po utracie takiej roboty i proszą, abyśmy przyjęli ich z powrotem. Pracodawcy niechętnie jednak patrzą na takich ludzi. Najlepszymi pracownikami są osoby zdeterminowane, by pracować, tacy nie odchodzą bez uprzedzenia.

 

Nie żałuje pan, że po studiach nie poszedł pan do pracy jako inżynier?

– Niestety mam tylko stopień inżyniera, ale bez magisterium. Na moim kierunku nie było takiej możliwości, a nie chciałem pisać pracy magisterskiej z marketingu, tak jak niektórzy to robili. Ale na pewno kiedyś wrócę na studia i uzupełnię wykształcenie. Nie wiem ile jeszcze posiedzę w Anglii – może rok, może dwa – ale jestem zdeterminowany, by kiedyś wrócić.

 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj