Życie w UK

Załatwimy ci piekło

Sprawa jest delikatna, ponieważ dotyczy mniejszości etnicznej, a każda mniejszość – jak wiadomo – jest niesłychanie wrażliwa na swoim punkcie. Nie da się jednak ukryć, że pewien margines tej społeczności, podobnie zresztą jak każdej innej, prowadzi brudne interesy pakując ludzi w poważne tarapaty, ze stosowaniem przemocy włącznie.

Załatwimy ci piekło

Pisujemy o tym raz na kilka miesięcy, ponieważ z taką częstotliwością zgłaszają się do nas poszkodowani. Po każdej publikacji na ten temat otrzymujemy dziesiątki telefonów i listów z kolejnymi przykładami szwindli, których ofiarami są głównie Polacy, ale nie z powodu jakiejś szczególnej wyjątkowości mieszkańców kraju nad Wisłą, lecz dlatego, że tam narodził się pomysł na te szwindle. Tu dochodzimy do mniejszości romskiej, która jak każde społeczeństwo, jak każdy naród, ma swój margines przestępczy, bo mamy przecież i Polaków – złodziei, bandytów, Anglików – gwałcicieli i morderców i włamywaczy, Francuzów, Niemców i innych. Podobnie jest wśród Romów, o czym chyba sami wiedzą, ponieważ sporo informacji na temat działalności ich pobratymców mamy właśnie od Romów.

Menel potrzebny od zaraz

Żeby rozpocząć ten – jak się okazuje – intratny interes, dobrze jest znać kilku meneli, jako że oni najbardziej potrzebują szybkich pieniędzy, które jeszcze szybciej mogą zamienić na płyn. Menelom obiecuje się 50 zł od zwerbowanego człowieka. Wystarczy tylko namówić go do pracy za granicą, która w rejonach o wysokim bezrobociu jest w dalszym ciągu darem niebios i sposobem na wyrwanie się zza popegeerowskich opłotków. Takim miejscem jest niewątpliwie zachodnia część woj. pomorskiego gdzie w niektórych rejonach poziom bezrobocia przekracza 20 procent, i prawdopodobnie tam narodził się pomysł na przekręt. Po zwerbowaniu pięciu czy dziesięciu osób „rekruter” inkasuje pieniądze od zleceniodawcy, który grupę przejmuje i nie wypuszcza jej z rąk, do czasu, dopóki nie wsadzi jej do busa czy autokaru odjeżdżającego na Wyspy. Tu spragnionych pracy rodaków czeka prawdziwe piekło.

Wiktoria na Victorii

– Dla mnie to była duża szansa na poprawienie bytu. Sklep, w którym pracowałam, zbankrutował i od dwóch lat nie miałam pracy. W sezonie zbierałam i sprzedawałam grzyby, zioła, ale jesienią i zimą było bardzo ciężko. Namówiłam jeszcze swojego chłopaka i pojechaliśmy razem – opowiada Wiktoria, mieszkanka podsłupskiego Borzęcina.
Był tylko jeden problem. Ani Wiktoria, ani jej chłopak nie mieli paszportu, a na stary dowód osobisty granicy przekroczyć się nie da. Dla Leszka – tak przedstawił się Cygan, który był następnym ogniwem w łańcuszku pośredników – nie było problemu. Załatwił w tydzień to, na co zazwyczaj czeka się miesiąc lub dłużej. Po ponad 20-godzinnej podróży dotarli do Londynu. Na dworzec Victoria przyjechał po nich czerwonym mercedesem jakiś młody mężczyzna o imieniu Robert, który wyglądał na Cygana. Zabrał ich do siebie, gdzie mieszkali też inni Polacy. Jak się okazało – współtowarzysze niedoli. Było to trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Wszyscy stłoczeni w jednym pokoju.

Karta i PIN w jeden dzień

– Leszek obiecywał nam pracę na farmie przy zbiorze warzyw. Mówił, że będziemy pracować razem na jednej zmianie i mieszkać w dwuosobowym pokoju. Robert potwierdził, ale powiedział, że na razie musimy pomieszkać tutaj, bo trzeba załatwić jakieś formalności. Jakieś konta w banku i coś tam jeszcze, inaczej nikt nas nie zatrudni.
Następnego dnia Robert ze wszystkimi pojechał do banku i tam pozakładał im konta. Podpisywali całą masę różnych dokumentów, nie bardzo wiedząc, co podpisują. Natychmiast po podpisaniu umowy otrzymali karty i numery PIN. Bardzo to Wiktorię zdziwiło, ponieważ w Polsce kartę bank wysyłał pocztą dopiero kilka dni po podpisaniu umowy, a PIN w osobnej kopercie przychodził po następnych kilku dniach. Pomyślała wtedy, że widocznie w Anglii jest inaczej. Teraz wie, że się myliła.

Robert kasuje za wszystko

– Przesiedzieliśmy u Roberta tydzień. Skasował nas po 50 funtów za łóżko, choć przez tydzień spaliśmy na jednym materacu, ale powiedział, że liczy się miejsce. Razem z moim chłopakiem przywieźliśmy ze sobą ledwo co uzbierane 250 funtów. Zdaniem Wiktorii była to wystarczająca kwota, tym bardziej, że pracę mieli podjąć – zgodnie z tym co obiecał jej jeszcze w Polsce Leszek – drugiego dnia po przyjeździe. Pomieszkali następny tydzień i zostało im 50 funtów, które Robert też im zabrał wyjaśniając, że nie zapłacili mu wcześniej jakiejś kaucji. Zostali bez grosza. Po dwóch tygodniach, które minęły od ich przyjazdu, Robert oświadczył, że mogą wracać do Polski, że powrót jest opłacony i że jutro zawiezie ich na Victorię. Kiedy na takie dictum zrobili zdziwione miny, poinformował ich, że trwa jeszcze załatwianie formalności i właśnie wysłał ich konta i karty do pracodawcy, a najpóźniej za miesiąc wrócą i pojadą już prosto do pracy.
– Trochę mnie to zaskoczyło, bo wcześniej nie było o tym mowy, no i z tymi kartami i pinami coś mnie tknęło, ale cały czas jeszcze myślałam, że tu widocznie z tymi formalnościami jest inaczej niż w Polsce.

Ucieczka i powrót

Wiktoria oraz jej chłopak Artur uznali, że nie mogą wracać do Polski tak bez grosza, bo to nie tylko wstyd, ale i dług, którego jako bezrobotni, bez prawa do zasiłku, nie będą mogli oddać. Niewiele myśląc, spakowali się i wykorzystując chwilową nieobecność Roberta uciekli.
Koczowali w pobliskim parku. Wytrzymali tam trzy dni. To był początek kwietnia, bardzo zimny i wietrzny. Bez jedzenia, bez picia i bez dokumentów, ponieważ zostawili je u Roberta.
– Wróciliśmy do niego, bo nie szło wytrzymać. Powiedziałam mu z płaczem, że nie możemy wracać do Polski, bo mamy tam dług i nie mielibyśmy z czego żyć. Pomyślał chwilę i powiedział, że postara się nam pomóc.

Janusz Młynarski

Robert potrąca
Przez jakiś czas, może przez dwa tygodnie, nie robili nic. Myśleli o szukaniu pracy, ale ani Wiktoria, ani Artur nie znali słowa po angielsku. Robert pomagał im o tyle, że jego konkubina, Polka, przynosiła im jedzenie, kawę, herbatę. Wiktoria pomagała jej sprzątać i gotować. Po dwóch tygodniach załatwił jej pracę w kebab-barze, w którym pracowała 12 godzin dziennie zarabiając 100 funtów na tydzień. Te pieniądze nie trafiały jednak do niej. Brał je Robert tłumacząc, że potrąca sobie za mieszkanie i wyżywienie. Kiedy załatwił pracę Arturowi, postępował dokładnie tak samo.
Minęły dwa miesiące od czasu kiedy, według zapewnień Roberta, Wiktoria z Arturem mieli podjąć pracę na farmie. Zagadnęła o to Roberta, który odrzekł, że farma akurat zbankrutowała i że dokumenty zostały przesłane do innego pracodawcy. Tymczasem Wiktoria wracając z pracy zgadała się z pewną Polką, którą spotkała przypadkiem. Nowo poznana przez nią osoba, oraz kilkoro jej przyjaciół, znalazła się w podobnej sytuacji, tyle, że znacznie gorszej.
 

author-avatar

Przeczytaj również

Mężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujeMężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujePięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billPięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i majuZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i maju46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją Rosjanie46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją RosjanieRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj