Styl życia

Z pamięcią coraz gorzej

Jak straciłem siedem milionów funtów. Wiekopomny wynalazek. Pralka, jak sama nazwa wskazuje służy do mycia naczyń. Regulamin i jego skutki. To nie Sarah, lecz Isadora.

Z pamięcią coraz gorzej

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>
 
"Nowi fatyganci czają się na sąsiadkę" >>

Chyba miałem rację z tym lekiem poprawiającym pamięć, to znaczy z tym, że nie poprawia, lecz wprost przeciwnie. Nie biorę już, co prawda tych tabletek, ale mają one, chyba, przedłużone działanie, bo po historii ze spodniami przydarzyła mi się kolejna.
Wybrałem się do pobliskiego supermarketu. Kupiłem, co miałem kupić i podszedłem jeszcze do stoiska z kuponami lotto, czyli kolektury. Nie bawiłem się w wypełnianie, lecz wziąłem sobie „lucky deep”, czyli po naszemu „chybił trafił” (choć, w moim przypadku powinno się, to nazywać tylko „chybił”). Tym razem jednak nie mogłem się przekonać, czy tradycyjnie chybiłem, a wszystko przez te tabletki. Normalny człowiek, aż do losowania, strzeże kuponu, jak oka w głowie i ja też tak zawsze postępowałem, ale tym razem akurat nie. Wyrzuciłem go po prostu!
W kieszeniach zawsze mam pełno paragonów, papierzyska te cholernie mnie irytują, bo zawsze mi się wydaje, że to jakieś przeoczone banknoty tak szeleszczą. Sięgam z nadzieją do kieszeni, a to paragony. Dlatego ostatnimi czasy, od razu wszystko wyrzucam zaraz po wyjściu ze sklepu. Podobnie uczyniłem i tym razem, ale zorientowałem się dopiero po przyjściu do domu. W ten oto sposób moje siedem milionów funtów poszło się… Prawdę mówiąc trochę się boję, bo co będzie, jak pewnego dnia zapomnę adresu, czy imienia i nazwiska? Albo jednego i drugiego
*  *  *
Czy wiecie, że te obrzydliwe rude i brązowe stwory, czyli karaluchy są jedynymi stworzeniami na świecie, które zdolne są strawić nawet włosa!? Żaden inny organizm nie jest do tego zdolny. Moje studia na tymi insektami przybrały już stopień zaawansowany. Mało tego, że jestem pilnym czytelnikiem wszystkich publikacji na ten temat, ale sam też prowadzę badania i wszystko to zapisuję. Z doświadczeń, które przeprowadziłem wraz Torgayem, wynika, że bardzo skutecznym środkiem do tępienia tego cholerstwa jest gorąca woda. Środek ów ma również tę zaletę, że jest całkowicie ekologiczny. Dla karaluchów nie ma to, oczywiście znaczenia, bo co takiemu za różnica, czy został uśmiercony ekologicznie, czy nie. Jednak polewanie gorącą wodą tych miejsc gdzie mogą się one gnieździć, to też nie jest pomysł do końca doskonały, albowiem woda zalega w szparach i przez to można sobie wyhodować grzyba domowego, czyli kolejną zarazę. Pewnego dnia, kiedy tak myślałem, jak wykorzystać gorącą wodę do tępienia „rudasów”
doznałem olśnienia. Tak właśnie rodzą się wielkie wynalazki. Mój może nie zbawi ludzkości, ale wydatnie jej ulży. Para wodna, bardzo gorąca para wodna! To jest to! Trzeba tylko skonstruować odpowiedni przyrząd. To musi być zbiornik, w którym powstaje para wodna o wysokiej temperaturze, wyposażony w elastyczną rurę, której wylot można przykładać do podejrzanych miejsc. He, he, mam was karaluszki! Problem jedynie w tym, żeby ktoś taki sprzęt wykonał, bo ta para musi być kierowana pod sporym ciśnieniem. Myślałem, myślałem i wymyśliłem, że nic nie trzeba wymyślać, bo taki sprzęt jest już wymyślony. Nie służy on, co prawda do tępienia karaluchów, lecz do prasowania odzieży, a nazywa się „steamer” i w niczym nie przypomina żelazka. Tylko skąd go wziąć? Tak, tak, wiem, że można kupić, ale dlaczego, to ja mam kupować? Czy to moje karaluchy? A Omar na pewno nie kupi, bo uzna mój pomysł za zbyt ekscentryczny. O już wiem skąd wezmę ten steamer. Pożyczę od Karen. To moja znajoma, która jest szefową w „charity shop”, oni tam używają tego do modelowania pogniecionej odzieży – wkłada się coś takiego na manekina przejeżdża rurą, z której leci para i sweter, płaszcz, czy koszula, jak spod igły. Pożyczyłem i niecierpliwie czekałem do wieczora, bo o tej porze pojawiają się karaluchy i Torgay. Niestety mój nepalski sąsiad kazał na siebie długo czekać – pojawił się dopiero o pierwszej w nocy. W sumie, to nie jest zła pora, bo im później, tym robactwo jest bardziej bezczelne i czuje się bezkarnie i wówczas łowy przynoszą większy plon. Wyjaśniłem mu pokrótce swoją ideę. Bardzo mu się spodobał, a na twarzy pojawił się okrutny uśmieszek. Z zapałem wzięliśmy się do roboty. Spasiony „rudas”, który zastygł na okapie kuchennym skonał natychmiast po potraktowaniu go niewielkim obłoczkiem. Reszta tkwiła gdzieś w zakamarkach przeczuwając zapewne, co się święci, bo karaluchy są naprawdę przewidujące. Ale nie przewidziały tego, że wpadnę na pomysł ze steamerem. Kolejny etap naszej akcji, to było przejechanie rurą po różnych zakamarkach. Na początek lekko, żeby zobaczyć, czy robactwo wylezie. Zaczęło wyłazić, a to oznaczało, że nie mają innych dróg ewakuacji, czyli uciec w głąb nie mogą. No i poszło. Mija trzy dni i zero insektów. A Torgay chwali mój pomysł, że i zdrowo i tanio.
*  *  *
Nie mówiłem Omarowi, żeby kupił steamer, bo mógłby mój pomysł uznać, za ekscentryczny, ale jak w takim razie nazwać pranie w pralce… no ale nie uprzedzajmy faktów.
Siedzę sobie przed telewizorem i oglądam „Zmierzch bogów” Wagnera w wykonaniu Opery Berlińskiej, aż tu nagle słyszę przeraźliwy hurkot, odgłos taki, jakby po kocich łbach jechał wóz drabiniasty. Początkowo myślałem, że to z ulicy, ale po chwili zorientowałem się, że to jednak z kuchni. Zszedłem tam oczywiście. Hurkot był naprawdę niesamowity a dochodził z pralki. Szybko ją wyłączyłem. Odczekałem chwilę i co zobaczyłem? Dwa nieduże garnki, patelnię, i skorupy potłuczonych talerzy. No nie, chyba ktoś zwariował. Prać naczynia w pralce!? Już miałem wyruszyć do Omara lub Ahmeda i zapytać, co jest grane, kiedy, jak raz, pojawił się „Bizon”.
-Już się umyły? – zapytał wskazując na pralkę.
Aha, to on taki mądry. Pralkę przerobił na zmywarkę. Zapytałem go, chyba całkiem słusznie, czy przypadkiem nie zidiociał, ale „Bizon” był uprzejmy mnie pouczyć, że zmywarka działa na podobnej zasadzie, co pralka. Zadałem mu więc pytanie, czy w zmywarkach też talerze się tłuką? Podczas dyskusji wszedł do kuchni Omar, wracał z łazienki i zaciekawiły go widać podniesione głosy w kuchni. Był ciekaw, co się stało. Złożyłem krótką relację ze zdarzenia. Omar wpadł w furię. – Coooo, prałeś talerze w pralce!? Oszalałeś!? Jak się zepsuje będziesz musiał kupić nową i taką samą. „Bizon” był zielony ze strachu, zapewne uświadomił sobie, że musiałby wysupłać prawie 400 funtów. Od tego czasu bez przerwy pilnuje, czy pralka jest właściwie używana. Ostatnio doniósł na mnie bratu landlorda, że prałem ciężką narzutę, ale udowodniłem, że jej waga nie przekracza limitu wagi, a poza tym, nie ma nic wspólnego z praniem naczyń.
*  *  *
Zajęło mi to trzy godziny, ale zrobiłem to! Regulamin korzystania z łazienki. Napisałem, wydrukowałem i przytwierdziłem do drzwi. Regulamin jest bardzo szczegółowy, a nagłówek jest następujący: „Szanowni użytkownicy łazienki”. Napisałem tam między innymi, że po każdym korzystaniu należy umyć brodzik, umywalkę, a jeśli zachodzi potrzeba, to i umyć sedes. Dodałem, że z posadzki należy usuwać śmieci, a jeśli coś upadło, to podnieść i postawić na miejscu. Na końcu napisałem, że to ja kupuję środki czystości, papier toaletowy i oczekuję tego od innych. Pierwsza reakcja nastąpiła już następnego dnia o ósmej rano, kiedy jeszcze spałem. To była Viktoria. Wzięła, to wszystko do siebie, choć w regulaminie celowo użyłem liczby mnogiej, żeby właśnie jej nie urazić. No, ale wiadomo – „uderz w stół” itd. Stała na baczność, tłumaczyła się i przepraszała obiecując, że to się już nie powtórzy. Zapytała czy chcę kawę i nie czekając na odpowiedź, szybko pobiegła do swojego pokoju. Po chwili wróciła z dużym kubkiem gorącej kawy. Zrobiło mi się żal tej rozdygotanej dziewczyny, więc powiedziałem jej, że nie mam do niej pretensji, bo rozumiem, że jest zapracowana, że nie ma czasu itp. Twarz jej pojaśniała, pogadaliśmy jeszcze trochę, ale już na inne tematy i Viktoria poszła do pracy. Wlazłem znów do łóżka i zasnąłem, ale niedługo to trwało, bo znów pukanie do drzwi. Tym razem był to Omar. Bardzo mnie pochwalił i zapytał, czy mógłbym jeszcze napisać regulamin korzystania z kuchni. Ponieważ jeszcze tkwiłem w uniesieniu twórczym siadłem do komputera i wyprodukowałem kolejne regulaminy, nie tylko dotyczące kuchni, lecz również korytarzy i innych pomieszczeń. Wszystkim punktom regulaminu nadałem groźny, urzędowy ton, a w ostatnim zdaniu napisałem, że wszelkie odstępstwa  będą surowo karane. Na Omarze zrobiło to niesamowite wrażenie, ponadto obiecał mi, że środki czystości mogę bezpłatnie pobierać z jego sklepu. Od wywieszenia regulaminów minęło kilka dni i muszę przyznać, że efekty są zdumiewające. Do „mojej” łazienki sąsiedzi z dołu już nie przychodzą, a Viktoria zaczęła dbać o porządek. Na schodach nie uświadczysz już żadnym papierków, nawet sprzątaczka, to zauważyła. Na koniec muszę dokonać pewnego sprostowania. W jednym z poprzednich odcinku napisałem, że „zakonnica” w ubikacji odwinęła z rolki papier długości szala, który udusił Sarah Bernard, a mój kolega i wierny czytelnik tych opowieści, Witek Saramowicz, słusznie zwrócił mi uwagę, że to nie  Sarah Bernard, lecz Isadorze Duncan przydarzył się ten nieszczęśliwy wypadek. Racja, naprawdę nie wiem jak mogłem pomylić Duncan, żonę mojego ulubionego poety Jesienina, z Sarah Bernard, faktem jest, że obie były wybitnymi artystkami, ale to jedyne, co je łączyło.
CDN

Janusz Młynarski

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>
 
"Nowi fatyganci czają się na sąsiadkę" >>

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj