Życie w UK

Wojna polsko-brytyjska

No i się porobiło. Polska i Wielka Brytania wypowiedziały sobie wojnę i to na poważnie! Nareszcie będę mógł pójść w ślady mojego literackiego idola, czyli Ernesta Hemingwaya. Może kiedyś spod mojego pióra, a właściwie uwzględniając technologiczną ewolucję, spod opuszków moich palców baraszkujących po klawiaturze kompa, wyjdzie coś w rodzaju „Pożegnania z bronią 2”.

Wojna polsko-brytyjska

To znaczy coś o tym jak gościu-pacjent wyrwał ze szpitala niezłą „strzykawę”. Wszak „Papa Hemingway” swój pisarski kunszt szlifował w zaciszu fruwających nad głową szrapneli i innych przedmiotów służących do pozbawiania życia.

Wróćmy jednak na front polsko-brytyjskich działań wojennych. Ku rozpaczy rekinów przemysłu zbrodniczego, wróć – zbrojeniowego, w przypadku tego konfliktu nie zarobią ani pensa, tudzież grosza.

Choć jeśli chodzi o mamonę, to sporo jej użyto w tej wojnie. Właściwie bez cienia przesady można pokusić się o stwierdzenie, że obydwie strony wytoczyły ciężkie działa, których kaliber można szacować według ilości zer ogromnych sum zaangażowanych w działania na froncie.

Raport z pola walki

Kwatera główna sił brytyjskich, czyli BSI Speedway, mieści się Londynie, natomiast sztab polskiej armii, ukrytej pod szyldem One Sport, ulokował się w Toruniu, u stóp twierdzy znanej powszechnie pod kryptonimem MotoArena. Konflikt zaczął się od inwazji sił brytyjskich na Polskę.

Podobnie jak we wrześniu 1939 roku, gdy na nasz kraj napadły siły dowodzone przez austriackiego pacykarza, tym razem nasze ziemie, a właściwie tereny pokryte sjenitem i innymi tego rodzajami luźnymi nawierzchniami, po których można się ścigać na żużlu, padliśmy dość szybko.

Ba! Można rzec, że poddaliśmy się bez walki, oddając tereny pod okupację sił spod szyldu BSI. Ale wzorem Hemingwaya czas na szczegóły z pola walki. Brytyjska firma BSI posiada prawa do organizacji turniejów Grand Prix, które co roku wyłaniają żużlowego indywidualnego Mistrza Świata.

Uchodzące, w sumie nie bez racji, za najbardziej prestiżowe zawody w żużlowej marszrucie najlepszych speców od jazdy w lewo na motocyklach bez hamulców, organizowane są w kilku krajach.

Jednak najczęściej, bo od dawna regularnie, trzy razy nad Wisłą. Nie ma w tym nic osobliwego zważywszy, że w Polsce sport żużlowy stoi na najwyższym aktualnie poziomie, a polska liga to potęga – w zakresie finansowym zwłaszcza.

Trudno się dziwić, Brytyjczykom, że na polskich organizatorach zarabiają krocie. Szef BSI niejaki Paul Bellamy nie może pozbyć się zajadów z  powodu nieustannego śmiechu, obserwując jak Polacy niemal na siłę napychają mu kieszenie wielka kaską.

W tym miejscu wypada przedstawić kilka wyrazistych liczb, które pozwolą zorientować się w skali problemu. Toruń za każde zawody Grand Prix do kasy pana Bellemy’ego wpłaca 350 tysięcy funtów, Gorzów dokonuje przelewu na kwotę 340 tysięcy, a Bydgoszcz uiszcza  „zaledwie” 200 tysięcy.

Gdy Stadion Narodowy otworzył swoje podwoje i dach, natychmiast zrodził się pomysł zorganizowania na tym obiekcie turnieju serialu Grand Prix. Polacy gotowi byli położyć na stole przed Mr Bellamy okrągłą sumkę 200 tysięcy funtów.

Ten jednak pokazał naszym gest Kozakiewicza i uparł się na kwotę 220 tysięcy. A trzeba pamiętać, że organizatorzy musieliby jeszcze ponieść horrendalne koszty na budowę prowizorycznego toru.

Coś tak ja to ma miejsce co roku w Cardiff. Wszystko byłoby po prostu super, gdyby nie jeden drobny szczególik. Otóż inne kraje stawiły „armii” BSI bardziej stanowczy opór i płacą o wiele, wiele mniej. Rzecz jasna, jak przystało na sport, kontrakty owiane są biznesową klauzulą tajności.

Niekiedy tylko zdarzają się medialne przecieki. Wieść niesie, że na przykład Czesi za prawo organizacji GP na Markecie w Pradze płacą 150 tysięcy funtów i to ze sporymi problemami.

Polskie kontrnatarcie
 

BSI czuło się beztrosko na zmonopolizowanym żużlowym poletku Starego Kontynentu, aż tu nagle pojawiła się firma One Sport z grodu Kopernika i za punkt honoru postawiła sobie wziąć się za bary z pewnymi siebie Brytyjczykami. Za pomocą znacznych środków finansowych dokonali transfuzji krwi w goniące resztką sił rozgrywki Mistrzostw Europy.

Jeszcze w minionym sezonie w tym prestiżowym z nazwy czempionacie rywalizowali zawodnicy, hmmm… nazwijmy to oględnie, pośredniego sortu. Nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, żużlowcy ze światowego topu zaczęli w wywiadach coś bredzić o randze mistrzostw i takie tam.

Ciekawe, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej, kiedy mistrz naszego kontynentu otrzymywał przysłowiowa czapkę śliwek, propozycję startu w tych rozgrywkach potraktowaliby jako zniewagę lub w najlepszym wypadku kiepski żart.

W każdym razie pan Bellamy przestał spać spokojnie, gdy poczuł na plecach oddech konkurencji. Okazało się, że szefowie One Sport gotowi są asom speedway’a zapłacić więcej niż BSI!

Przykładowo, triumfując z kompletem punktów w turnieju Mistrzostw Europy zawodnik otrzyma 6600 euro plus 500 euro za ryczałtu za dojazd. Niepokonany zwycięzca turnieju Grand Prix otrzyma co prawda 10 800, ale za to w dolarach.

Ponadto kilku najlepszych zawodników od organizatorów czempionatu Europy ma dostać jednorazowy zastrzyk gotówki w kwocie 150 tysięcy złotych, o ile wezmą udział we wszystkich czterech turniejach finałowych.

Jak wojna, to wojna

Jak widać, po latach bezwzględnej brytyjskiej okupacji, Polacy wytoczyli ciężką artylerię. Jaka była odpowiedź Wyspiarzy? Czy znaleźli dodatkowe środki i zwiększyli kaliber? Żadne takie!

Po prostu brytyjska federacja nie dała zgody swoim podopiecznym na starty w imprezach organizowanych przez One Sport. Reprezentantów Wielkiej Brytanii zabrakło nawet w turnieju Speedway Best Pairs, jaki odbył się niedawno w Toruniu. Jak wojna – to wojna.

Zachodzę w głowę, jaka będzie riposta polskiej strony. Czy Polacy pójdą wreszcie po rozum do głowy i zbojkotują imprezy pana Bellamy’ego? To dosyć ciekawy scenariusz, bo wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że bez polskich turniejów GP (czyt. bez kasy z Polski – przyp. autor) organizatorzy tego cyklu pójdą z torbami.

Dziś trudno przewidzieć, kto w tej wojnie zwycięży i zatknie swoją flagę na polu walki. W każdym razie eskalacja zbrojeń, która w tym wypadku oznacza angażowanie coraz większych środków finansowych, absolutnie nie wróży nic dobrego. Na zasadzie naczyń połączonych, jeśli ktoś zyska, ktoś inny będzie musiał stracić. O zdrowym rozsądku nawet nie będę nadmieniał. 
 

Jerzy Kraśnicki

author-avatar

Przeczytaj również

Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Holenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejHolenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnej
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj