Życie w UK

W Londynie przed upałem nie uciekniesz

Od dwóch tygodni słońce grzeje niemiłosiernie (ostatnio jakby mniej), upał daje się we znaki nawet w chłodniejszej niż południe Wyspy, Szkocji. Według synoptyków pogody, tegoroczne lato ma być na Wyspach szczególnie upalne, a najbardziej w Londynie. Dla mieszkańców tej metropolii, którzy chcieliby w upały ochłodzić się w wodnej toni, nie mamy dobrych wieści – nie bardzo jest gdzie.

W Londynie przed upałem nie uciekniesz

 

 
 
Od kilkunastu dni przez Wyspy przetacza się fala upałów – 40 i więcej stopni Celsjusza w słońcu to norma. O czasu do czasu zdarza się krotkie załamanie pogody, jakaś burza, jakiś mniej lub bardzie „heavy shower”, ale to tylko epizody. Życie w mieście jest nie do zniesienia, szczególnie w miejscach o gęstej i wysokiej zabudowie. Kto żyw, jeśli tylko ma urlop lub w weekend, pakuje się, wsiada do samochodu i znika, by po godzinie lub dwóch zanurzyć się w chłodnych falach Morza Północnego, Kanału Angielskiego (tak Anglicy zwykli nazywać Kanał La Manche), czy nawet Atlantyku – ta ostatnia możliwość wymaga nieco dłuższej podróży na południowy zachód Wyspy.
 
Niedziela sprzed niespełna dwóch tygodni zapowiadała się upalnie. Najwyższa temperatura w Londynie według prognoz miała dochodzić do 30 st. C w cieniu, toteż wraz ze znajomymi postanowiliśmy uciec z miasta nad morze, gdzie miały być tylko 23 stopnie, ale też słonecznie. Zdecydowaliśmy się na West Wittering koło Chichester, jakieś 80 mil od Londynu. Zaletą tego miejsca jest rozległa, piaszczysta plaża, albowiem dość już mieliśmy akupresury na kamyczkach plaży w Brighton. Im bliżej jednak celu podróży, tym ze słońcem gorzej, a w West Wittering nie było go w ogóle, poza krótkimi interwałami. Nie tylko nie było słońca, lecz również wody, która odpłynęła z zamiarem ponownego przypłynięcia za kilka godzin. Zmusiło to mnie i innych do odbycia dwukilometrowego spaceru w celu zanurzenia się w chłodnych falach. Pomimo tych niedogodności plaża była niemiłosiernie zatłoczona, a plażowiczom w zupełności nie przeszkadzał brak tego co niejako jest przypisane odpoczynkowi na plaży. Tego stanu rzeczy nie zmienił również nagły spadek temperatury do 15 stopniu C, porywisty wiatr i zacinający lodowaty deszcz. Poza nami plaży w West Wittering nie opuścił nikt. Dodam jeszcze, że w tej miejscowości nie ma absolutnie nic do zwiedzania, wjazd na plażę jest płatny, ściślej na parking przy plaży jest płatny – 5 funtów od pojazdu. Dostępu do niej broni szlaban, a dojeżdża się wąska dróżką, trzeba więc przepuszczać samochody, które opuszczają parking. Na plaży jest pawilon, w którym można kupić kawę, jakieś ciastka i chipsy – pod tym względem o wiele lepiej przedstawiają się nawet zapadłe nadbałtyckie wioski w Polsce, gdzie pełno sklepów, barów itp. Na słońce natknęliśmy się dopiero w okolicach Londynu, tam panowała rzeczywiście pogoda rodem z tropików.
Kolejnego dnia znów upał doskwierał niemiłosiernie, więc rzuciłem się do komputera, by w internecie wyszukać jakieś miejsce w Londynie, w którym można zanurzyć znużone gorącem ciało. Trudna sprawa, okazuje się, że jedynym wyjściem jest zakup basenu, który, trzeba przyznać, montują błyskawicznie, lub zakup posiadłości z basenem. Po długich i ciężkich cierpieniach znalazłem wreszcie inoformację, że można sobie popływać w jeziorkach, w Gunnersbury Park oraz w parku na Hampstead Heath. Wybrałem pierwszą możliwość, jako że park na Gunnersbury jest bliżej (później okazało się, że jednak dalej). Wysiadłem z kolejki Overgroundu i od przygodnego przechodnia dowiedziałem się, że czeka mnie 20-minutowa wędrówka do celu. Zmordowany upałem widziałem w myślach błękitną toń, w której z ulgą zanurzam sparzoną słońcem powłokę doczesną. Nic z tych rzeczy. Wody, co prawda, był ci tam dostatek, brak błękitnej toni, na rzecz brudnozielonej, mógłbym znieść, ale stawy były ogrodzone, a pływać mogły jedynie ryby – kąpiel surowo zabroniona! Jedyną nagrodą, którą otrzymałem za tę wyprawę, była obfitość dzikich czereśni, których objadłem się tyle, że przez dwa dni problem upałów zszedł na drugi plan wobec dolegliwości, których nabawiłem się po konsumpcji jagód.
Kolejna wyprawa to park na Hampstead Heath – trzy duże stawy i sporo mniejszych, w tym jeden kąpielowy. Park ten jest wspaniale usytuowany – wzgórza, dolinki, woda, różnorodność drzew, łąki, rośliny, a do tego ogród botaniczny, walory te często przyciągały ekipy filmowe – tam kręcono zdjęcia plenerowe m.in. do „Nothing Hill”, ale nie o tym myślałem wlokąc się parkową alejką, lecz o tym, że pot spływa mi z czoła, aż do butów, ale też i o Karolu Marksie. Cóż ma ów słynny filozof do tego? A to, że mieszkał na pobliskim Highgate i często park na Hampstead odwiedzał i samotnie, i z rodziną. Zanurzyć się w tej samej wodzie co twórca „Kapitału”, to ci dopiero atrakcja, takiej okazji nie miał ani Lenin, ani Stalin, ani Mao, a taki zwykły człowiek jak ja – tak. Staw kąpielowy podzielony jest na trzy sektory – żeński, męski i koedukacyjny. To pozostałość z czasów wiktoriańskich – kobiety i mężczyźni nie mogły kąpać się wspólnie. Te kąpieliska zachowały się do czasów współczesnych, ale stworzono też miejsce, gdzie panie i panowie mogą kąpać się wspólnie. Ja oczywiście udałem się do miejsca z napisem „Men only”, bo jeśli Marks zażywał w ogóle kąpieli, to jedynie w stawie „męskim”. Jednak z nieznanych mi powodów wejście do kąpielska było zamknięte, toteż zmuszony byłem skorzystać z sektora koedukacyjnego. Wiódł do niego labirynt, na końcu którego stała drewniana budka, gdzie pobierano dwufuntową opłatę. To, co zobaczyłem kiedy stanąłem na plaży, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia – na powierzchni wielkości dwustumetrowego mieszkania tłoczyło się ponad trzysta osób (liczyłem). Wszyscy tak niesamowicie stłoczeni, że trudno było ruszyć ręką czy nogą, by kogoś nie uderzyć lub nie kopnąć. Oprócz miejsc leżących – zajętych do imentu, siedzących – podobnie, były jeszcze miejsca stojące. Stojący obok mnie Jamajczyk w dredach powiedział, że stoi tak dwie godziny z przerwami na pływanie. Rozebrałem się po drodze, więc mogłem do razu udać się do wody. No nie tak od razu, bo kilkunastometrowy odcinek dzielący mnie od zielonożółtej toni pokonywałem przez circa 10 minut. Gdybym doczytał informację o pewnej specyfice tych parkowych jeziorek, to zapewne nie wskakiwałbym do wody od razu. Otóż bez względu na temperaturę powietrza, woda w nich zawsze jest zimna, a to za sprawą podziemnych, a dokładniej poddennych źródeł, które zasilają stawy w wodę. Szok termiczny. Odradzam każdemu nagły kontakt z jeziorkiem na Hampstead, szczególnie osobom, którym niedomaga serce. Po dwóch sesjach kąpielowych opuściłem to niezbyt przyjazne miejsce. Przed wyjściem próbowałem zrobić zdjęcia tej kuriozalnej plaży, ale ratownik grzecznie mnie poinformował, że fotografowanie jest zabronione. Coś tam jednak udało mi się sfotografować i być może są to jedyne zdjęcia „plaży” na Hampstead. Wniosek: upały w Londynie najlepiej spędzać pod prysznicem we własnym domu lub przy wannie, do której w każdej chwili można wskoczyć.
 

Janusz Młynarski

 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj