Życie w UK

“W ciemności” – historia, która porusza ludzkie serca

26 lutego podczas 84. ceremonii wręczenia Oscarów, statuetka w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny powędrowała w ręce irańskiego reżysera Ashgara Farhadiego, za film „Rozstanie”. Chociaż od dłuższego czasu mówiło się, że zdecydowanym faworytem jest irańska produkcja, do końca mieliśmy nadzieję, że to Agnieszka Holland zostanie nagrodzona Oscarem.

“W ciemności” – historia, która porusza ludzkie serca

Początkowo nie chciała Pani zrobić tego filmu, ponieważ po filmie „Europa, Europa” postanowiła Pani, że już nie powróci do tematu holocaustu, że jest on za bardzo emocjonalny. W jaki sposób David Shamoon jednak Panią przekonał?

Od razu jak przeczytałam scenariusz, powiedziałam, że jest bardzo dobry, że jest w nim dużo nowego materiału, jakiego jeszcze nie widziałam w filmach tego typu, ale nie chciałam zrobić kolejnego filmu o holocauscie. David był jednak bardzo uparty, ciągle podsyłał mi nowe wersje scenariusza. W pewnym momencie  tak zaczęłam żyć tą historią i tym tekstem, że zaczęłam widzieć obrazy, a nawet o nich śnić – zrozumiałam wtedy, że już od tego nie ucieknę. Poza tym po moich naleganiach i przekonywaniach, producenci  zgodzili się, żeby ten film zrobić w prawdziwych językach, a był to warunek, który postawiłam na początku. Nie chciałam, żeby moi aktorzy mówili po angielsku – mnie samej trudno by było uwierzyć, że jest to wiarygodna opowieść.

Jak wyglądał casting? Czytałam, że Pani od samego początku wiedziała, że Leopolda Sochę powinien zagrać Robert Więckiewicz, natomiast Zosię Pieczyńską do roli córki Sochy, poleciła Pani siotra Magda Łazarkiewicz.      

                                                                                                                                                  
Tak, zresztą później się okazało, że Zosia jest córką Andrzeja Pieczyńskiego, aktora,  z którym kiedyś pracowałam przy zdjęciach próbnych.  Agnieszkę Grochowską  (Klara – przyp. red.) znałam od dawna, także pomyślałam o niej od razu. O tę rolę ubiegało się kilka najlepszych aktorek polskich, jednak po zdjęciach próbnych dla mnie było oczywiste, że to Agnieszka jest tą postacią. Roberta i Kingę Preis (żona Sochy – przyp. red.) obsadziłam bez zdjęć próbnych. Wszystkie pozostałe polskie role robiły zdjęcia próbne – musiałam zorientować się, jak grupa się układa, jak oni razem współgrają.

Czy wierzy Pani w cudowną przemianę głównego bohatera, czy może uważa Pani, że zawsze miał w sobie dobro, tylko, że pewne wydarzenia uruchomiły w nim wrażliwość? Socha nie podjął się ukrywania Żydów z potrzeby serca, lecz dla zarobku.  Jednak gdy w pewnym momencie Żydom kończą się pieniądze, on im nadal pomaga. Wraz z upływem czasu przywiązuje się do nich, uczestniczy w ich obrządkach religijnych, a nawet wychodzi z kościoła, z uroczystości I komunii św. swojej córki, żeby ich ratować. Pod koniec filmu o ocalonych przez siebie mówi: „To są moje Żydki”.

Ta przemiana nie nastąpiła nagle. Od razu widać, że to nie jest zły człowiek. Widać jak traktuje swoje dziecko, widać jakąś czułość, związek z żoną. Na pewno nie jest to anioł, jest to człowiek, który ma swoją cwaniacką hierarchię wartości. Lubi pokazywać, że jest sprytny, że daje sobie radę i jest mądrzejszy od innych. Gra rolę mentora wobec Szczepka i dużo też robi, żeby się przed nim popisać. Jego motywacje są złożone – trochę mu chodzi o pieniądze, trochę o przygodę, ma coś z hazardzisty, lubi prowokować los. Był dobrym człowiekiem, ale żył wobec pewnych stereotypów, przekonań, poza tym w świecie, gdzie łatwiej być złym, niż dobrym.

Czy pracując nad filmem miała Pani poczucie, że robi coś wyjątkowego? Kiedy tak naprawdę zdała Pani sobie sprawę z tego, że „W ciemności” ma szansę ubiegać się o Oscara?          

                                                                                                                          
O Oskarze nie myślałam, chociaż używałam tego argumentu, żeby przekonać niemieckich i kanadyjskich producentów, żeby jednak nie robić tego filmu po angielsku. Wiadomo, że taki film, żeby zaistniał musi się wypromować, a temu służą festiwale filmowe, Oscary.  Duże festiwale niechętnie przyjmują filmy, które się dzieją w nieprawdziwym języku historii, a anglojęzyczna produkcja musi być bardzo znana, żeby dostać nominację.  Okazało się, że miałam rację. Oczywiście nie byłam pewna czy film w ogóle wyjdzie i czy ktokolwiek będzie chciał go oglądać. Pierwszy raz poczułam, że film jakoś się udał, po pierwszym montażu. Oglądaliśmy to z montażystą i z dwójką moich przyjaciół, montowaliśmy to u mnie w domu, w Bretanii. Było w tym już takie jakieś napięcie, że zrozumiałam, że to działa i to była dla mnie wielka ulga, dlatego, że przedtem te zdjęcia były taką męką i wszystko szło pod wiatr, że obawiałam się, że to będzie jakieś ciemne nudziarstwo. Drugi moment miał miejsce wtedy, gdy zadzwonił do mnie amerykański dystrybutor Sony Pictures Classics, Michael Barker, który widział ten film w Berlinie, jeszcze nieskończony. Zachwycił się i powiedział, że natychmiast go kupuje. Zrozumiałam wtedy, że ten film może się spodobać, bo niedużo filmów tam trafia do dystrybucji – oni są bardzo wybredni.

Jak sama Pani mówi, nie jest to film komercyjny. Temat jest trudny, ale jednocześnie chwyta za serce. Muszę przyznać, że tak mnie poruszyła ta historia, że nie mogę przestać o niej myśleć. Czytałam w jednym z wywiadów, że właśnie te emocje, które wywołuje film są dla Pani ważniejsze od wszystkich nagród, chociaż niewątpliwie nominacja do Oscara jest ogromnym sukcesem. Czy rzeczywiście myślała Pani przede wszystkim o emocjach, jakie ten film wywoła?      

Tak, marzyłam, żeby ten film jakoś tak mocno trafił do ludzi, żeby w nich uruchomił emocje głębsze, niż reakcja natychmiastowa. Myślę, że tak się stało. A fakt, że w Polsce ten film cieszy się tak ogromnym powodzeniem, że ludzie chodzą na to masowo w multipleksach, przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Liczyłam, że jeżeli nam się uda, to film obejrzy jakieś 150 tysięcy widzów, a okazało się, że w trzecim tygodniu już było około 600 tysięcy.     

                                                        
Zdjęcia były kręcone w bardzo ciężkich warunkach, ile czasu spędziliście w kanałach?    

W samych kanałach zdjęcia trwały tylko parę dni – chyba cztery. Natomiast cała produkcja trwała dwa lata. Postprodukcja była długa, potem też pieniędzy zabrakło i dlatego tak długo to się ciągnęło.

Oglądając film odniosłam wrażenie, że Robert Więckiewicz nie tyle grał rolę głównego bohatera Leopolda Sochy, co nim się po prostu stał.

Robert jest wspaniałym aktorem, a tutaj rzeczywiście jakby przeszedł sam siebie. On faktycznie jest tym człowiekiem. Przez to właśnie dla cudzoziemców, fakt, że to jest aktor, którego zupełnie nie znają, powoduje, że jeszcze bardziej wierzą, że to jest ta postać. Jakby tę rolę grał nawet Sean Penn, to byłby dla wszystkich Sean Penn, a tak widzą Sochę.

Agnieszka Grochowska powiedziała w jednym z wywiadów, że w trakcie kręcenia sceny schodzenia do kanału, dało się odczuć, że wszyscy aktorzy zachowywali się tak, jakby faktycznie walczyli o przetrwanie.

Tak, to bylo niebywałe wejście w tę sytuację. Musiało ich to sporo kosztować. Sądzę, że byli wymęczeni.

Czy po zakończeniu pracy nad filmem miała Pani czas na odreagowanie?                 

Muszę powiedzieć, że byłam strasznie zmęczona. Niestety od razu pojechałam robić zdjęcia do jednego odcinka „Treme” i to też był dość masakryczny odcinek. Po tym musiałam sobie zrobić miesiąc totalnego wyciszenia, ale samo odreagowanie trwało dłużej.

W Stanach Zjednoczonych Polaków uważa się za antysemitów. Czy sądzi Pani, że po obejrzeniu Pani filmu Amerykanie spojrzą na nas trochę przychylniej?

Myślę, że ten film bardzo otwiera serca i tam i w Polsce. Nie ma w nim źdźbła propagandy, czy jakiejś takiej tezy, dlatego jedni ludzie widzą w drugich ludziach ludzi, z jakimiś słabościami, ale ludzi. Amerykanie, którzy lubią mięsistych bohaterów, i lubią bohaterów, którzy są jakby zanurzeni w jakiejś rzeczywistości, bardzo dobrze odbierają Sochę i jego żonę – wydaje mi się, że znacznie lepiej, niż, gdybyśmy pokazywali spiżowych herosów. Są w stanie się z nimi zidentyfikować.

Obecnie pracuje Pani na planie miniserialu HBO o czeskim studencie Janie Palachu, który w 1969 roku podpalił się na znak protestu po inwazji sił układu warszawskiego – kolejny film oparty na prawdziwych wydarzeniach i kolejny trudny temat…

Razem z Kasią, moją cóką chciałyśmy zrobić tzw. komedię bretońską, mam scenariusz, który zainicjowałyśmy, i który został napisany z pomocą paru młodych Francuzów i już prawie zaczęłyśmy nad nim pracować, ale rozpadło się finansowanie, więc nie wiem, wydaje mi się, że nie uda mi się zrobić komedii. Chciałam zrobić coś lżejszego, Bóg mi świadkiem.
 

 

Wywiad z Agnieszką Holland przeprowadziła Alicja Borkowska

author-avatar

Przeczytaj również

Polscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieOrędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Orędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wody
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj