Życie w UK

Uff, na szczęście przegraliśmy!

Mógłby ktoś posądzić mnie o wyjątkowy cynizm lub nawet o rozstanie ze zdrowym rozsądkiem. Czerpać ulgę z przegranej biało-czerwonych na Wembley? Otóż z całą stanowczością twierdzę, że porażka w konfrontacji z dumnymi synami Albionu była korzystna dla Polaków. No, przynajmniej dla tych zatrudnionych w Zjednoczonym Królestwie.

Uff, na szczęście przegraliśmy!

Znając charakter Brytyjczyków można się było spodziewać różnego autoramentu sankcji wobec rodaków piłkarzy, którzy stanęli na drodze łatwego awansu do brazylijskiego mundialu. Już widzę, jak wyspiarskie brukowce, zwane dumnie tabloidami, winą za przegraną obarczyliby polskich kibiców, którzy w sile ponad dwudziestu tysięcy stawili się na Wembley, by wspierać rywali ekipy Roy’a Hodgsona.

Redaktorzy „Daily Mail”, czy innego „The Sun” rzuciliby się na Bogu ducha winnych Polaków zamieszkałych na Wyspie, niczym komornik na szafę. I tak już nieźle obrabiają nam zadki, obwiniając za nadmierne czerpanie zysków z dostępnych ogólnie rozmaitych benefitów. To, że prawda jest zgoła inna, zupełnie im nie wadzi w totalnej nagonce. Jeśli pracownicy ze Wschodu, w tym znad Wisły, tak bardzo im przeszkadzają, to przecież można łatwo się ich pozbyć.

Tak, tylko że wówczas w całym Królestwie zabrakłoby kłódek do bram zamykanych zakładów pracy. Pustką ziałyby tysiące mieszkań wynajmowanych za ciężko zarobione, przeważnie w warehousach, pieniądze od autochtonów. Musieliby się też zmierzyć z problemem pozbywania się swoich aut. Ale dość tych dygresji natury ogólnej. Wróćmy na Wembley.

Cuda się zdarzają?

Przed meczem słychać było dumne zapowiedzi, że gramy o honor, bo do Rio kopacze mogą i owszem udać się, ale z przewodnikiem turystycznym w garści. Cóż, jeśli trzymalibyśmy się tej retoryki, to najpierw Wayne Rooney, a potem Steven Gerrard… pozbawili nas owego honoru.

Ciekawe, że niemal na każdym kroku z niebotycznym patosem odwołujemy się do „Boga, honoru, ojczyzny”. Nie graliśmy o żaden tam honor, tylko zwyczajnie o… przysłowiową czapkę śliwek. Dlatego wynik tej konfrontacji bez większego trudu można było z góry przewidzieć. To nie Kana Galilejska, tylko Londyn, a tu cuda raczej się nie zdarzają.

Raczej, gdyż nie można zapomnieć dnia 17 października 1973 roku, kiedy to na starym jeszcze Empire Stadium Wembley orły Kazimierza Górskiego potrafiły zremisować z zespołem gospodarzy i tym samym zwolnić ich z potrzeby bukowania biletów lotniczych do Niemiec, gdzie wówczas zaplanowano mundial nr 10.

Był to jeden z dwóch remisów, którymi możemy pochwalić się w potyczkach futbolowych z Anglikami na ich terenie. Drugi, a tak po prawdzie to pierwszy raz, miał miejsce 5 stycznia 1966 roku na boisku w Liverpoolu. Niestety, w siedmiu kolejnych przypadkach wracaliśmy z Wysp na tarczy. Bilans zatem mało budujący: siedem porażek, dwa remisy i zero zwycięstw. W odniesieniu do strzelonych bramek także nie jest zbyt różowo – 15:5 dla Anglików.

Statystyki nie oszukują

Globalne podsumowanie kontaktów polsko-angielskich również absolutnie nie daje powodów do satysfakcji. W sumie annały notują dziewiętnaście konfrontacji orła z lwem. Pióra sypały się jedenaście razy, siedmiokrotnie nikt nie zrobił rywalowi krzywdy, a zaledwie raz lwia grzywa została przerzedzona.

Ten jeden jedyny raz miał miejsce 6 czerwca 1973 roku na okoliczność nadmienionych wyżej eliminacji do niemieckiego weltmeisterschaftu. Coś około stu tysięcy kibiców zgromadzonych na trybunach Stadionu Śląskiego w Chorzowie było świadkami trudnego do zapomnienia triumfu biało-czerwonych 2:0.

Mam świadomość, że tego typu informacje dla młodego pokolenia fanów naszej reprezentacji brzmią jak zaczerpnięte z jakiejś powieści Lema. Naprawdę można współczuć kibicom, którzy przez brak odpowiednio wysokich piłkarskich kwalifikacji ulubieńców skazani są na ustawiczne raczenie się co najwyżej przeciętnością.

Zachodzę w głowę, jak to jest możliwe, że kiedyś Deyna, Lato, Tomaszewski i spółka jeździli na mecze maluchami lub ewentualnie dużymi fiatami, grać mogli tylko w polskiej lidze, a potrafili dokopać najlepszym. Ba! Trudno w to uwierzyć, ale żelu do włosów nie stosowali. A teraz? Może do cholery o ten żel wszystko się rozbija…? 

Jerzy Kraśnicki

author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj