Styl życia
Tybetański mnich przez rozmowę z Borisem Johnsonem w londyńskim metrze stracił cenny manuskrypt
Nikt nie przypuszczał, ze zwyczajna dla każdego londyńczyka przejażdżka metrem stanie się źródłem zarówno ekscytujących chwil szczęścia jak i momentu rozpaczy dla tybetańskiego mnicha, który w trakcie podroży jedną z linii podziemnego systemu komunikacji miejskiej w Londynie spotkał samego burmistrza, Borisa Johnsona.
Spotkawszy politycznego celebrytę, należy bezwzględnie sięgnąć po aparat w telefonie komórkowym i z maślanym spojrzeniem upomnieć się o pamiątkowe zdjęcie w stylu „selfie”.
Zgodnie z tą zasadą postąpił 43-letni Lelung Rinpoche, który po uwiecznieniu tej niecodziennej sytuacji, uciął sobie z burmistrzem miłą pogawędkę na temat politycznego niepokoju w Tybecie.
Wszystko skończyłoby się szczęśliwie, gdyby nie fakt, ze mnich wyszedłszy razem z synem na jednej ze stacji metra, uświadomił sobie, że nie zabrał ze sobą dorobku życia – szkiców cennego manuskryptu liczącego ponad 1000 stron zapisanych na dysku twardym w laptopie.
Poszkodowanemu Tybetańczykowi zwrócono w końcu kamerę, klucze oraz paszport. Niestety wciąż nieznany pozostaje los laptopa z bezcennymi materiałami.