Życie w UK

Temat numeru: Zabrali Polakom dwójkę dzieci

Sytuacja jest dramatyczna, polskiej parze mieszkającej w Southampton Social Services odebrał dwójkę dzieci. Zdesperowani Polacy pukali już do wszystkich możliwych drzwi, jak na razie na nic. Cała nadzieja w zbiórce pieniędzy na prawnika, który poradziłby sobie z nieludzkimi praktykami brytyjskich służb.

Temat numeru: Zabrali Polakom dwójkę dzieci

– To może spotkać każdą polską parę, każde polskie małżeństwo mieszkające na Wyspach – mówi zszokowana i zrezygnowana postępowaniem brytyjskich służb Katarzyna Ż. z Southampton, ale kobieta dodaje: „nie poddamy się, do końca będziemy walczyć o dwójkę naszych dzieci”.

Wszystko rozstrzygnie się 16 maja tego roku, wtedy to urzędnicy podejmą ostateczną decyzję w sprawie polskiego rodzeństwa, rozstrzygną czy byli bici i zaniedbywani, czy nie. Czy wrócą do biologicznych rodziców, czy też z rodziny zastępczej trafią do adopcji?

Ślad na ciele chłopca

Ta wstrząsająca historia zaczyna się we wrześniu 2013 roku, kiedy to na ciele siedmioletniego Wiktora nauczyciele zauważyli siniaki. Do akcji momentalnie włączyło się Social Services (powiadamiane z automatu przez szkołę), by ustalić, czy Polacy znęcali się nad dziećmi. W maju ubiegłego roku śledztwo przeciwko nim umorzono, nie dopatrzono się bowiem żadnych nieprawidłowości w opiece.

Wydawało się, że sprawa została definitywnie wyjaśniona. Spokój jednak trwał tylko kilka miesięcy, bo 21 stycznia 2016 roku Katarzyna Ż. została powiadomiona przez szkołę, że jej syn zaczepiał na lekcji koleżankę. Oznajmiono jej, że powiadomione zostaną o tym odpowiednie służby. Nie wywołało to niepokoju u matki. Liczyła nawet na to, że po obserwacji dowie się, jak z synem postępować.

dzieciaczek

Siniak tak, przemoc nie

– Chłopca zbadano, lekarz jednak nie zauważył jakichkolwiek oznak przemocy. Siniak znikł, szkoła tłumaczyła potem, że zauważony został tydzień wcześniej i mógł się zagoić – mówiła Polka. Podczas badania stwierdzono jednak coś innego, że chłopiec był wystraszony i wycofany, a tak- jak przekonywała opieka społeczna- reagują zwykle ofiary przemocy domowej.

Osławiony section 20

Co więc zrobili wtedy urzędnicy? Zaproponowali polskim rodzicom, że zabiorą chłopca na obserwację, a po weekendzie wróci sobie spokojnie do domu. I od razu podsunięto im do podpisania tzw. section 20 (dokument o dobrowolnym przekazaniu dziecka). Wiktor trafił do… rodziny zastępczej.

Polacy oczywiście byli nieświadomi konsekwencji podpisania dokumentu, bo mimo zapewnień urzędników, Wiktor nie tylko nie wrócił do domu, ale szybko do drzwi polskiej rodziny przyszli w policyjnej asyście urzędnicy. Jak mówi Katarzyna Ż., przyszli odebrać im córkę. Wobec Polaków użyto szantażu: jeśli nie podpiszecie section 20, wrócimy z sądowym nakazem i zabierzemy dziecko siłą, a wtedy nie zobaczycie dzieci przez długi czas. Polacy w takiej sytuacji podpisali więc section 20 i trafili do… aresztu.

Spędzili tam kilkanaście godzin. W tym czasie urzędnicy w asyście policjantów przesłuchiwali maleńką Olivię i przeszukiwali mieszkanie polskiej pary. Najwidoczniej szukali dowodów na zaniedbywanie przez nich dzieci. Jak wspomina Katarzyna Ż. od policjantów uczestniczących w przeszukiwaniu jej domu dowiedziała się, że stróżów prawa zdziwił wręcz porządek w domu i pełna lodówka. Nie było więc podstaw do zarzucania rodakom, że zaniedbują swoje dzieci.

„Nowa” rodzina

Olivia trafiła do tej samej brytyjskiej rodziny zastępczej co jej starszy brat. Dlaczego tak się stało? Bo urzędnicy uznali, że robią to dla jej dobra, choć nie znaleźli żadnych nieprawidłowości w jej rodzinnym domu. Tłumaczyli, że zbyt długa rozłąka mogłaby zaszkodzić w relacjach rodzeństwa.

Na nic zdały się argumenty jej biologicznej matki, że dziewczynka była przecież zabierana na każde spotkanie z bratem. Do tych spotkań Polka ma też poważne zastrzeżenia. Reguła była taka, że miały się one odbywać trzy razy w tygodniu, różnie jednak bywało, a to odwoływano je, bo Olivia miała być chora, potem zachorował Wiktor, potem nie było tłumacza, itd.

Nie trzeba dodawać, co to oznaczało dla pozostawionych u całkiem obcych ludzi dzieci oraz dla ich biologicznych rodziców. Katarzyna Ż. nie ma po tym, co przeszła, wątpliwości: Social Service robi dosłownie wszystko, by pozbawić ją i jej męża praw rodzicielskich. Kiedy bowiem nie wypalił zarzut przemocy z ich strony, brytyjscy urzędnicy wymyślili inny. Taki na przykład, że Wiktor za dużo się uczy, albo że nie ma zabawek – co było totalną bzdurą.

Co zrobią urzędnicy?

16 maja urzędnicy podejmą ostateczną decyzję w sprawie losu opisanego polskiego rodzeństwa. Do tego czasu tego Wiktor przejdzie badania psychologiczne pod kątem ADHD, a jego rodzice raz jeszcze zostaną poddani wywiadowi środowiskowemu. Urzędnicy sprawdzą, czy polscy rodzice dostosowali się do ich zaleceń.

Katarzyna czeka również na ustalenia polskiego konsulatu, który został powiadomiony o całej sprawie. Konsul zapewnił, że zajął się ich sprawą. Kobieta nie podchodzi jednak do tego z wielką nadzieją. Im bliżej krytycznego terminu, tym większa nerwowość w rodzinie Polaków. Wszystkiego bowiem mogli się spodziewać, tylko nie oskarżenia ich o zaniedbanie i bicie synka. Dlatego zbierają pieniądze na adwokata, wiedzą już, że sami za nic w świecie nie przebiliby się ze swoimi argumentami.

Koszmar bez finału

Ta historia przypomina prawdziwy horror, którego zakończenia nikt niestety nie jest w stanie przewidzieć. Na nic zdają się powtarzane przez matkę tłumaczenia, że Wiktor naprawdę jest „nadpobudliwym dzieckiem” i siniaki, jakie dostrzeżono na jego ciele mogły powstać podczas zabawy z rówieśnikami. Matka chłopca zresztą nie kryje, że Wiktor bywał też niekiedy agresywny.

Urzędnicy na to, że chłopiec sam się im poskarżył, że rodzice go biją, choć matka wspominała, że Wiktor lubi sobie pofantazjować. I takie przerzucanie się argumentami trwa. Polskie małżeństwo przyjechało do Wielkiej Brytanii z województwa lubuskiego, są zarejestrowani jako wyborcy, od lat ciężko pracują, płacą podatki, nie było na nich jak do tej pory żadnych skarg. Przykładna matka i ojciec, którzy jednak przeżywają horror, jaki zafundowała im brytyjska opieka społeczna.

Polacy: łatwy cel

Być może w tej całej sytuacji jest tak, jak wielu podejrzewa, że polskie pary są bardzo łatwym celem ataku, bo nikt tak naprawdę przecież za nimi się nie wstawi (praktyka niestety to potwierdza). A trzeba pamiętać, że brytyjscy urzędnicy mają wyznaczone limity adopcyjne. Plan przecież trzeba wyrobić, a na dodatek zapotrzebowanie na adopcyjne dzieci stale rośnie. Katarzyna nie może sobie darować, że podpisała tak łatwo section 20.

Była nieświadoma konsekwencji i było to, jak teraz ocenia, podstępne działanie brytyjskich urzędników na jej, jej męża oraz ich dzieci szkodę. Kobieta do dziś jest w szoku, kiedy wspomina sobie słowa urzędnika o tym, jak to Wiktorek miał powiedzieć, że rodzice go biją i jego siostrę także, co było wierutnym kłamstwem. Nie pomagały jej słowa, że syn lubił fantazjować, w tej „dyskusji” liczyły się niestety tylko i wyłącznie argumenty brytyjskiej strony.

Bez zarzutów i dzieci

Naruszono w tej sprawie także prawa polskiej pary, było przecież tak, że policjanci nie oskarżyli ich o bicie czy zaniedbywanie dzieci, a mimo to dostali już najsurowszy „wyrok”, jakim było zabranie im pociech. Polska para przeżywa od dłuższego już czasu potworne katusze, wie bowiem, że ich dzieci fatalnie znoszą pobyt w brytyjskiej rodzinie zastępczej, w końcu to obcy dla nich ludzie. W jednej chwili została administracyjną decyzją zerwana najsilniejsza więź, między matką, ojcem i ich dziećmi.

Katarzyna w dramatycznym liście już nie prosi, ona błaga o pomoc tych wszystkich, którym na sercu jest dobro jej, jej partnera i ich dzieci. Liczy na brytyjską sprawiedliwość, choć jak na razie, po kontaktach z tutejszymi służbami społecznymi, ma jak najgorsze doświadczenia.

To nie pierwszy niestety przypadek odebrania polskim rodzicom dzieci – „Polish Express” wielokrotnie pisał o innych przypadkach zabrania bez żadnych podstaw polskich dzieci przez brytyjskie Social Services i o długich bataliach sądowych o własne dzieci.

Wielokrotnie interweniowaliśmy również w brytyjskich i polskich instytucjach, które powinny pomóc. Batalia o dzieci – jak wynika z naszych doświadczeń – jest w UK bardzo trudna i pełna walki z nonsensownymi przepisami. Prawdą jest, że wiele z takich decyzji jest zasadnych, gdy rodzice czy opiekunowie piją, biorą narkotyki i biją swoje pociechy. Jednak różnice kulturowe oraz inne spojrzenie na wychowanie dzieci w Polsce i na Wyspach rodzi konflikty.

Ogromna liczba przypadków, w kórych zabrano dzieci polskim imigrantom na Wyspach, jak ma to miejsce w tym konkretnym wypadku, nie ma związku z żadną patologią, ani krzywdą dzieci we własnych domach. Polska para z Southampton, która z niepokojem czeka na 14 maja, nie ma sobie nic do zarzucenia, kochali i nadal kochają swoje dzieci. I chcą je kochać nadal…

Jakub Mróz

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj