Życie w UK

Temat Numeru: Dlaczego Szkoci powiedzieli “NIE”?

Dla wielu decyzja Szkotów o tym, by pozostać częścią Wielkiej Brytanii wydawała się co najmniej niezrozumiała. Czemu ten waleczny, bądź co bądź, naród nie chciał wybić się na niepodległość? Jak zaangażowanie Polonii w kampanię „YES” wpłynie na postrzeganie jej przez rządzących na Wyspach?

Temat Numeru: Dlaczego Szkoci powiedzieli “NIE”?

Z tymi i innymi pytaniami zwróciliśmy się do Tomasza Borkowego, człowieka związanego ze Szkocją od 25 lat, człowieka, który wielu z nas kojarzy z postacią Andrzeja Talara z kultowego serialu „Dom”, człowieka, który odniósł tu sukces i dla którego Szkocja jest dojrzałą miłością.

Polish Express: Jak Pan skomentuje wyniki referendum na temat niepodległości Szkocji? Czy jest to zwycięstwo ekonomii i lęku przed nieznanym nad poczuciem wspólnoty narodowej i chęcią posiadania własnego niepodległego państwa?
Tomasz Borkowy: Przegrana opcji niepodległościowej jest niewątpliwie wynikiem zastraszania społeczeństwa szkockiego przez centroprawicowe partie londyńskie.

Cała kampania NIE była totalnie negatywna i poza straszeniem tym, że po uzyskaniu niepodległości nastąpi totalny kataklizm i Szkocja pogrąży się w odmętach klęski ekonomicznej, nie było niczego, co mogło przekonywać do pozostania w unii.

Kampania NIE miała też niestety poparcie w 99,9% mediów. Karygodne jest to, że neutralność BBC została całkowicie skompromitowana.

Doprowadziło to do tego, że wszystkie pozytywne skutki niepodległości były przekłamywane lub w najlepszym razie pomijane. Tak na przykład zakłamane zostały zasoby ropy na istniejących polach naftowych warte około 300 miliardów funtów.

Kompletnie wyciszone było odkrycie potężnych zasobów ropy u zachodnich wybrzeży Szetlandów.

Nie mówiono też o tym, że istnieją duże złoża ropy, które nie mogą być eksploatowane, bo leżą na pasie wyjściowym podwodnych łodzi nuklearnych, które po uzyskaniu niepodległości miały być usunięte ze Szkocji. Ale ropa to nie jest jedyny kapitał Szkocji.

Odnawialna energia, w którą rządy szkockie inwestują od 15 lat, doprowadzi w ciągu najbliższych 10 lat do energetycznej samowystarczalności kraju i możliwości eksportu.

Międzynarodowe centrum finansowe, przemysł kreatywny rozbudowujący się z ogromną energią i szkockie uniwersytety jako centra międzynarodowej edukacji, to też potężny kapitał.

W sumie ekspertyza wielu międzynarodowych ekonomistów, opublikowana w „Financial Times”, stawiła niezależną Szkocję na 18. miejscu list najbogatszych krajów świata.

Przekłamania i przemilczenia połączone z zastraszaniem ludzi, doprowadziły do tego, że większość starszego pokolenia zagłosowała „NIE”.

PE: Edynburg, w którym mieszka wielu Polaków (2,52% ogólnej liczby mieszkańców) zdecydowanie zagłosował za opcją „Better Together” ( 61,1 % przeciw niepodległości, 38,9% za). Czy zatem jest to też porażka środowiska polonijnego?
Tomasz Borkowy: Edynburg jest małym miastem, poniżej pół miliona mieszkańców, z dużą koncentracją bogatych ludzi.

To dosyć prawicowa i zachowawcza społeczność, która boi się zmian. A Polacy… No cóż… to jest moja i Macieja Wiczyńskiego organizatora „Polish for Yes”, osobista porażka. Polacy nie poszli gremialnie do głosowania z dwóch powodów.

Wielu z nich nie mówi po angielsku i w związku z tym, nie bierze udziału w życiu kraju, w którym mieszkają. W większości nasi rodacy zamykają się w polskich gettach, kultywując polskie myślenie i negatywne podejście do wszystkiego, co jest im nieznane.

Moim zdaniem to tragiczne i to na pewno jest porażką polskiego środowiska polonijnego, bo taka izolacja musi doprowadzić w końcu do alienacji.

Generalnie Polacy mają w Szkocji dobrą prasę, ale jak długo będą tolerowani jako obcy, zamknięty element, którego jedynym celem jest własny dobrobyt, i to bez najmniejszego poczucia obowiązku w stosunku do społeczeństwa, z którego czerpią i w którym żyją. Dzisiaj jeden z moich szkolnych kolegów napisał mi:

„Mieszkam w tej pieprzonej Szkocji od 8 lat, ale z tobą się nie zgadzam na temat Szkotów, bo to są popieprzeni ludzie, z którymi nie można żyć na co dzień”.

Takim ludziom ja tylko mogę powiedzieć: wracajcie do Polski, tam na pewno będzie wam lepiej, a Korwin-Mikke przyjmie was z otwartymi ramionami.

PE: Polacy mieszkający w Szkocji wspierali kampanię „Yes Scotland”, był pan jednym z sygnatariuszy listu do przewodniczącego Rady Europy Donalda Tuska w sprawie przynależności (po ewentualnej wygranej zwolenników niepodległości) nowego kraju, jakim stałaby się Szkocja do struktur UE.

Czy nie obawia się Pan, że tak mocne zaangażowanie się Polonii w sprawę niepodległości Szkocji, w sytuacji kiedy referendum wygrali przeciwnicy niepodległości, może spowodować pogorszenie relacji między Polonią a rządzącymi nie tylko w Szkocji, ale w całej Wielkiej Brytanii?
Tomasz Borkowy: To, że na NIE oddano 55% głosów, to nie znaczy że sprawa niepodległości została zamknięta. Szkockie referendum zmieniło całą Wielką Brytanię.

Głośno mówi się teraz o federalizacji Zjednoczonego Królestwa. Są też jednak potężne ruchy prawicowe, które prą do wyjścia kraju z Unii Europejskiej, a to będzie klęską dla wszystkich obywateli UE, którzy będą musieli opuścić Wyspy.

Dlatego z Maciejem Dokurno postanowiliśmy wystosować list do Tuska jako przyszłego przewodniczącego Rady Europy.

Niestety nie uzyskaliśmy nawet potwierdzenia o otrzymaniu listu. Jeśli chodzi o pogorszenie relacji Polonii z „rządzącymi”, to ponieważ wielu Polaków nie głosowało, albo głosowało na NIE, to jako społeczność sami „strzeliliśmy sobie w piętę”.

Bo rząd w Londynie stara się pozbyć obcokrajowców, a rząd w Szkocji będzie miał opory w inwestowaniu w społeczność, która jest mu obca lub przeciwna.

Tak więc obiecane przez SNP pieniądze na polskie szkoły w niepodległej Szkocji, mogą nie zostać znalezione w obecnej sytuacji.

A proszę pamiętać, że w związku z zawiązywaniem się przedwyborczej koalicji między partiami z grupy YES, SNP będzie nadal rządziło Szkocją.

W niepodległej Szkocji, Polacy mieliby naprawdę poważną pozycję zarówno polityczną jak i społeczną. Mam nadzieję, że wielu tych, którzy naprawdę chcą tu zostać, obudzi się i zmieni swoje myślenie.

PE: Jakie były powody Pańskiej decyzji o emigracji? Angielskie przysłowie mówi „home is where the heart is”, a gdzie jest serce Tomasza Borkowego?
Tomasz Borkowy: To historia, którą opowiadałem już setki razy. Stan wojenny zamknął mi drogę do międzynarodowej kariery w Polsce. Musiałem wyjechać.

Było bardzo ciężko, ale w rezultacie te wszystkie wyrzeczenia i niepowodzenia naprawdę się opłacały. Polskę mam w sercu jak matkę, a Szkocja to moja dojrzała miłość.

Poznałem ją, zaakceptowałem, sam zostałem tu zaakceptowany i doceniony. Tak zresztą jak wszyscy obcokrajowcy, o różnych kolorach skóry i wyznaniach, którzy są częścią tego społeczeństwa i angażują się w jego życie.

Po 32 latach na Wyspach i 25 latach w Szkocji ja znalazłem swoje miejsce w tym kraju i wśród tych ludzi. Bardzo dużo jeżdżę po świecie i zawsze z przyjemnością wracam do naprawdę pięknego Edynburga, który przypomina mi trochę Kraków.

PE: Kiedy po 2004 roku tysiące Polaków zdecydowało się na emigrację, mówiono, że są to „nieudacznicy” nie potrafiący znaleźć dla siebie miejsca w kraju, inni mówili, że z Polski wyjeżdża kwiat inteligencji, ludzie młodzi i ambitni. Jak Pan, który w Szkocji mieszka od 1990 roku ocenia „młodą” emigrację?
Tomasz Borkowy: Emigracja pierwszych lat unijnej Polski była bardzo mieszana i bardzo duża. W pewnym momencie w Szkocji było ponad 250 tysięcy Polaków, a to prawie 5% zaludnienia. 10% populacji Edynburga stanowili Polacy.

Wielu z nich to wykształceni zdolni ludzie, władający angielskim. Ci którzy zakasali rękawy i zaczęli najpierw na zmywakach i budowach, weszli powoli w szkockie środowisko, mają teraz swoje domy, firmy, dzieci w dobrych szkołach albo na znakomitych uniwersytetach i są ustawieni na całe życie.

Ale przyjechało też dużo takich, którzy myśleli, że sam przyjazd do Wielkiej Brytanii zmieni ich byt na lepsze. Wielu szybko przekonało się, że tu nie jest tak łatwo i po kilku latach wróciło do Polski.

Zjechała tu też spora część polskiego marginesu społecznego i ci wyrobili nam na początku dosyć złą opinię.

Polski dramaturg, Marek Rębacz, który spędził kilka lat w Szkocji napisał o tym sztukę „Wyspy Zdobyte”. Jest ona opartą na faktach i autentycznych postaciach, które spotkał.

To fascynująca i zarazem makabryczna historia, która wyszła spod pióra komediopisarza. Jeśli chodzi o młodą emigrację polską, to mam bardzo mieszane uczucia.

Niepokoi mnie w niej tendencja do tworzenia polskiego getta, w którym panuje polskie, bardzo jednostronne odbieranie tutejszego otoczenia, kultury i zachowań.

Spotykam się z poglądami na temat Szkocji niemającymi nic wspólnego z rzeczywistością. Na jednym ze spotkań z Polakami w czasie kampanii na rzecz niepodległości jeden z 35-40-latków wyraził pogląd, że SNP „chce tu zrobić socjalizm”.

Pewnie gdzieś obiło mu się o uszy zdanie o równości społecznej i o zabezpieczeniach socjalnych, o których mówią wszystkie partie.

Ten pan przełożył to na doświadczenie z polskim socjalizmem i ustalił swój pogląd o polityce partii, o której nic nie wie. Naszą narodową przywarą jest to, że my Polacy wiemy lepiej i przy tym będziemy obstawać.

Niestety w całej Wielkiej Brytanii panuje przekonanie, że gdzie jest 3 Polaków tam są 4 zdania i trwa walka, bo każdy ma rację.

Jednak ferowanie osądów, bez uprzedniego sprawdzenia, co naprawdę jest tu grane, może doprowadzić do takich poglądów jak te mojego szkolnego kolegi i w rezultacie uniemożliwić wielu przystosowanie do sytuacji społeczeństwa, w którym żyją.

Tym niemniej jest też w Szkocji grupa znakomitych młodych Polaków, którzy już stawiają swoje piętno na kulturalnym, politycznym i ekonomicznym życiu Szkocji.

Jest bardzo możliwe, że już za kilka lat będziemy mieli Polaka w parlamencie szkockim i przedstawiciela Szkocji w parlamencie europejskim.

PE: W referendum dotyczącym niepodległości Szkocji mogli głosować tylko Szkoci zamieszkali w kraju. Wielu jednak Szkotów mieszka i pracuje w innych częściach Wielkiej Brytanii.

Poczuli się oni skrzywdzeni taką decyzją. Podobna sytuacja jest w Polsce, czy uważa Pan, że osoby które wyemigrowały z kraju i mieszkają na stałe za granicą, mają prawo wypowiadać się w kwestiach dotyczących ważnych spraw w starej ojczyźnie?
Tomasz Borkowy: W referendum dotyczącym niepodległości mogli głosować wszyscy legalni mieszkańcy tego kraju, bez względu na obywatelstwo.

Każde wybory czy referendum nad ważnymi sprawami stanowią o przyszłości ludzi, którzy żyją i pracują na terenie, którego te ważne ustanawiane demokratycznie sprawy dotyczą. Jeśli ktoś zdecydował się opuścić kraj i znalazł lepsze życie gdzie indziej, to moim zdaniem traci prawo do głosu nad przyszłością tego kraju.

Ja nie czuję się moralnie upoważniony do głosowania w Polsce, nawet gdybym miał takie prawo. Polacy, którzy zadeklarowali stały pobyt poza krajem, powinni stracić prawo do głosowania w Polsce. Jeśli wrócą i zadeklarują swój powrót na stałe, powinni to prawo odzyskać.

PE: W 1980 roku inne były przyczyny, dla których ludzie decydowali się na wyjazd „z biletem w jedną stronę”, dziś o emigracji w dużym stopniu decyduje ekonomia.

Nowy rząd zapowiada przekazanie znacznych środków na walkę z bezrobociem, szczególnie wśród ludzi młodych, by w ten sposób powstrzymać nową falę emigracji. Jakie rady ma Pan dla tych Polaków, którzy jednak zdecydują się na wyjazd i życie na emigracji? Na co muszą być przygotowani?

Tomasz Borkowy: Przede wszystkim muszą być naprawdę przygotowani na to, że to nie jest Polska i wszystko jest tu inne, ale jeśli inne, to niekoniecznie gorsze. Pierwszy stopień do emigracyjnego sukcesu to opanowanie języka i przyjęcie otwartości myślenia.

Konieczne jest zaznajomienie się z miejscową kulturą, obyczajami i sposobem myślenia, które mogą być kompletnie różne od naszego.

Musi się być przygotowanym do wejścia w nowe obce środowisko i zdobycie jego zaufania. To nie jest łatwe, ale naprawdę możliwe, jeśli przyjmie się, że nie zawsze ma się rację. Dalej trzeba przygotować się na trudne pierwsze kilka lat.

PE: Bardzo wielu ludzi pytanych przeze mnie o to, czego szukają na emigracji odpowiada, że przede wszystkim szczęścia i lepszego życia.Co dla Pana oznacza słowo szczęście?
Tomasz Borkowy: To bardzo filozoficzne pytanie. Na pewno nie są to pieniądze czy sukces, choć nie uciekam od tego.

Ja jestem szczęśliwy kiedy mam wokół siebie dobrych, myślących ludzi i kiedy mogę poznawać nowych. Kiedy mam możliwość zaprzyjaźnienia się z takimi samymi wariatami jak ja.

Jestem szczęśliwy, kiedy mogę robić to, co lubię. Jestem szczęśliwy, kiedy mogę znaleźć czas na moje hobby zbieractwa i nauki o antykach.

Szczęściem jest dla mnie to, że poznałem i zaprzyjaźniłem się ze znakomitym lubelskim zegarmistrzem Władysławem Demczukiem, który stara się uczyć mnie o starych zegarkach. Może nawet będę umiał je naprawiać i to będzie wielkie szczęście.

Może to truizm, ale szczęściem jest dla mnie moje małżeństwo, w którym moja żona jest moim prawdziwym przyjacielem. Szczęściem jest świadomość sukcesów mojego syna, prawnika w ONZ.

I szczęściem jest możliwość ucieczki do mojego domu w małym miasteczku na południu Hiszpanii, gdzie życie toczy się innym, spokojniejszym rytmem.

 

Rozmowę przeprowadził Cezary Niewadzisz

author-avatar

Przeczytaj również

Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoRusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Rusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Holenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracyHolenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj