Życie w UK
Szef londyńskiego transportu ostro o podmiejskich kolejach: „G***, Gestapo, Dziki Zachód”
Sir Peter Hendy, szef Transport for London, udzielił wyjątkowo ostrego wywiadu, który miesza z błotem podmiejskie koleje, które obsługują połączenia z południowo wschodnim Londynem. Uważa on, że Southeastern nie kieruje się dobrem pasażera, a komfort przejazdów woła o pomstę do nieba.
Operatora, który odpowiada za połączenia z południowo wschodniego Londynu i Kent do centrum miasta, określił dwoma słowami: „g***, okropność”. Stan taboru kolejowego porównał z kolei do pociągów kursujących po Dzikim Zachodzie.
„Dużo osób korzysta z naszych usług nie dlatego, że chce, tylko dlatego, że musi. Można ich traktować jako źródło przychodów, bezlitośnie je eksploatując, a można postarać się ułatwić im życie” mówi Hendy, podkreślając główną różnicę pomiędzy podejściem do pasażera przez transport publiczny w Londynie i poza nim. „Jeśli pomylisz się na swoją niekorzyść przy zakupie Oyster Card, zwrócimy pieniądze. W South West Trains, skasują cię dodatkowo za zły bilet” tłumaczy szef TfL, któremu podlegają londyńskie autobusy i metro.
Najmocniej oberwało się jednak kontrolerom w pociągach, którzy jako Revenue Protection staff sprawdzają bilety. „Chodzą poubierani jak Gestapo i karzą, kogo tylko się da. To nie spowoduje, że pasażerowie z uśmiechem patrzą na cały dzień, prawda?” dopytuje retorycznie sir Handy.
Komentatorzy podkreślają, że tak ostry wywiad może być częścią strategii firmy. TfL w przyszłym miesiącu przejmuje połączenia m.in. z Norwich, Cambrige, czy Colchester od przewoźnika Greater Anglia, niewykluczone więc, że ma ochotę dowozić ludzi do Kent, czy Leeds.
Samo Southeastern sprawia wrażenie obrażonych wywiadem. „Jesteśmy dumni z naszego zespołu, który pracuje każdego dnia, żeby pomóc setkom tysięcy pasażerów. To przykre, że komentarze Petera Hendy’ego nie szanują ich poświęcenia i ciężkiej pracy” – czytamy w oświadczeniu przewoźnika.