Styl życia

Szczur z małpą na stole (cz. 18)

Mieszane wspomnienia. Po telefonie. Międzynarodowa ekipa. Nieznośna ciężkość bytu. Brytyjscy farmaceuci przesadzają. Szczur z małpą na stole. Szklankę krwi proszę. Romek i ja tracimy apetyt.

Poprzedni odcinek: Nieskazitelni Polacy i Czech yeti (cz. 17)

Z ubiegłego weekendu mam wspomnienia mieszane, niestety. Dobre i złe. Dobre, bo poznałem sympatycznych ludzi, złe, bo skradziono mi telefon.

Po długiej przerwie w unikaniu większych ilości alkoholu, przestałem się umartwiać i udałem się do pubu – spotkanie po latach z kolegą, znanym artystą w popularnej dziedzinie sztuki. Piliśmy piwo i w pewnym momencie znudziło nam się wzajemne towarzystwo. Nie do tego stopnia, żeby każdy z nas poszedł w swoją stronę, ale chcieliśmy, żeby oprócz nas był jeszcze ktoś, np. jakieś sympatyczne kobiety i niekoniecznie brzydkie. Alkohol ma to do siebie, że starych czyni młodymi, a brzydkich pięknymi. Niestety, osoby będące obiektem naszych zabiegów piły widać mniej lub w ogóle, bo nie reagowały na nasze umizgi. Mimo to, dzięki uporowi udało się nam powiększyć nasze towarzystwo. Niepalący kolega wychodził ze mną przed pub na papierosa i najpierw poznaliśmy 70-letniego Kevina – Irlandczyka, który znał kilka słów po polsku i bardzo ubolewał nad śmiercią naszych rodaków w Dublinie. Widać było, że szczerze. Za chwilę przyłączyło się do nas dwóch młodych Norwegów: 23-letni Stefan i jego o siedem lat starszy brat Yorg. Norwegowie wykazali się niezwykłą wręcz znajomością Polski. Znali nie tylko polskich piłkarzy, Małysza i Kubicę, ale też całkiem nieźle naszą historię od 1939 roku. Dyskutowali z nami jak równy z równym o Ojcu Dyrektorze, braciach – Prezydencie i Premierze, a nawet o geju Teletubisiu, który paraduje z torebką w niewłaściwym kolorze. Za którymś wyjściem na papierosa dołączyła do nas Nowozelandka Marjorie, a chwilę później Kanadyjczyk Harry. W naszym towarzystwie znalazł się jeszcze Etiopczyk, ale miał tak trudne imię, że nawet na trzeźwo bym nie zapamiętał. Niestety, właśnie przez to, że byłem trzeźwy inaczej, nie zapamiętałem poźniejszych wydarzeń, poza tym, że ktoś ukradł mi telefon komórkowy, który przez cały czas leżał na stole. Stefan chciał zrobić zrzutę, ale wyperswadowałem mu to. Wychodząc zapisałem numery telefonów całej ekipy i udałem się do domu. Świadomość odzyskałem kilkaset metrów przed domem, tzn. pamięć, bo od tego czasu pamiętam wszystko, a przede wszystkim to, że zaszedłem do sklepu i kupiłem – nie wiadomo dlaczego – szynkę. Pewnie przez grzeczność, ale skoro taki grzeczny jestem, to mogłem kupić raczej jakiś napój, ponieważ wędlinami pragnienie ugasić raczej trudno.

W sklepie był Omar, jego brat Assif i jeszcze jeden młody chłopak, który praktykuje w sklepie. Zauważyłem, że Omar ma na sobie elegancką, świetnie leżącą, gołąbkową marynarkę w prążki.
– Gdzie kupiłeś? – zapytałem.
– W Rzymie – usłyszałem w odpowiedzi.
Jak się okazało, Omar co jakiś czas wykupuje tani lot do Włoch i tam robi zakupy, bo uważa, że angielskie ciuchy to same śmieci z Chin.
Pożartowaliśmy jeszcze chwilę i zacząłem robić im zdjęcia, bo zobaczyli, że mam aparat fotograficzny. Cieszyli się jak dzieci, natomiast zmartwili, kiedy usłyszeli, że skradziono mi telefon.
– My nie pijemy, więc nikt nam nic nie kradnie. Trochę głupio mi było, bo Omar i reszta znali mnie jako osobę stroniącą od trunków i teraz, przez jeden epizod, moja dobra opinia przestała być dobrą.
– Nic podobnego – powiedział Omar – raz na jakiś czas, to nic złego, wszystko jest dla ludzi, ale nie należy z niczym przesadzać. Nie przejmuj się, wszystko jest OK.

I teraz o pragnieniu. Nie muszę chyba nikomu mówić czym jest kac, szczególnie dla kogoś, kto od dłuższego czasu tej przypadłości nie miewał. Obudziłem się w środku nocy i rozglądam się za czymś do picia. Zawsze mam jakieś wody mineralne, a tym razem nic, tylko ta przeklęta szynka. Mam pod nosem łazienkę, ale oczywiście szlag gdzieś trafił moje klucze, wśród których był ten do łazienki. No tak, zgubiłem gdzieś po drodze. Ale zaraz sobie odpowiedziałem: jak mogłeś zgubić idioto, skoro otworzyłeś drzwi od swojego pokoju. Niestety, kluczy nie było. Cierpiałem do rana nie mogąc zasnąć, tymczasem w telewizji, jak na złość, reklamowano cider – piękna butelka obłożona lodem – i piwo, o coli już nie wspomnę. Postanowiłem sprawdzić jeszcze w kieszeniach. I tam były te przeklęte klucze. Przyniosłem sobie wodę w pięciolitrowym pojemniku, ale woda jak woda, ani kwaśna, ani słodka a tym bardziej musująca. Musująca? Zaraz będzie musująca. W szufladzie, wśród różnych lekarstw, było coś, co zaczynało się na „a” i na „a” się kończyło. Wiedziałem, że są to tabletki musujące, ale nie pamiętałem na co. W ulotce przeczytałem, że leczą jakieś zapalenia oskrzeli i inne dolegliwości układu oddechowego, i że można tylko jedną tabletkę dziennie. W pojemniku było ich osiem. W ulotce obok wyjaśnienia, jak dawkować, była bardzo długa lista skutków ubocznych, od sraczki poprzez schizofrenię, do wylewu i innych ataków serca. Kac był jednak mocniejszy, poza tym założyłem, że brytyjscy farmaceuci przesadzają. Osiem tabletek poszło do dużej szklany z zimną wodą i za chwilę powędrowało do mojego wysuszonego gardła. Smak nie był zbytnio ciekawy.

Po chwili zrobiłem się senny i obudziłem się w całkiem niezłym stanie. Poczułem głód, więc udałem się do kuchni, żeby wykonać jakąś jajecznicę, ale wszystkie palniki były zajęte, bo Victoria gotowała swoje afrykańskie potrawy, a Roman rosół. Usiadłem więc, zapaliłem papierosa. W telewizji zaczynał się właśnie jakiś film podróżniczy. Reporter jeździł po Afryce i próbował temtejszych egzotycznych potraw. Bardzo egzotycznych, jak się okazało. Najpierw były białe larwy z czarnymi główkami, które kotłowały się w cedzaku, ale za chwilę przestały, bo jakiś Murzyn potraktował je gorącą wodą i zjadł je. W posiłku towarzyszył mu reporter. Później polowanie na małpy. Śliczna małpka, zestrzelona z drzewa, powędrowała do miednicy z gorącą wodą, za niedługo po tym leżała na półmisku polana jakimś żółtym sosem obłożona awokado. Najlepsze jednak były szczury. Zwykłe szczury, hodowane w klatkach. Właściciel hodowli wyciągał co tłuściejsze osobniki z klatki, wkładał to worka, przywalał szczurowi w głowę i za chwilę szczury wędrowały do kuchni, gdzie pękata Murzynka przystosowywała je do jedzenia. W postaci gulaszu i pieczeni, pięknie ugarnirowane wędrowały na stół. Acha, jeszcze jedno. Pokazywali jakichś Etiopczyków, którzy pili kozią krew, nie zabijając przy tym kozy. Wyglądało to tak: kózka sobie stała, przytrzymywało ją dwóch facetów, podchodził trzeci z łukiem i strzelał z bliska kózce z tego łuku w tętnicę szyjną, po czym nastwiał garnuszek. Kiedy ten już się napełnił, kózkę, nieco ogłupiałą, wypuszczano. Nie muszę wyjaśniać, że chęć na na jajecznicę mi przeszła. Romek, który to oglądał, zapytał: – K… jak można takie świństwa wpier…ć? I przekazał swój rosół Tadkowi. Tylko Victoria niewzruszenie mieszała swoje afrykańskie potrawy.

Janusz Młynarski

author-avatar

Przeczytaj również

Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj