Życie w UK
Świątecznej przebieranki czas
Już wkrótce, jak co roku, większość z nas zasiądzie do świątecznych stołów, po czym pójdzie na pasterkę. Czy jednak za tym „pójściem” pójdzie jakiś konkretny system wartości? A może te religijne rytuały to już tylko nasz świecki zwyczaj, odruch, wręcz społeczny przykaz?
Co do jednego nie ma żadnych wątpliwości: nikt nie potrafi w nieskończoność tkwić w szarości dnia codziennego. Szukamy choć chwilowej od niego ucieczki. A skoro świętować jest fajnie, to i okazja do świętowania znajdzie się zawsze: a to urodziny, a to imieniny, a to wesele, chrzest, komunia, Dzień Dziecka, Matki, Ojca, Babci, Dziadka, Traktorzysty, Strażaka; tu Barbórka, tam Andrzejki, tu znów Matka Boska Zielna albo Święto Lasu.
Wszystko to jednak święta jednodniowe, chwilowe, wpasowane w ciąg szarych dni. Jest jednak jeden wyjątek: to oczywiście tak zwane Boże Narodzenie.
Tak zwane, gdyż z bożym narodzeniem już niewiele wspólnego mające. Święta te są wyjątkowe, bo obchodzone tak przez osoby wysoce religijne jak i wysoce niewierzące.
Obchodzą je nawet niektórzy Hindusi czy Arabowie – nie obchodzą ich tylko co najwyżej hardcorowi (czytaj: biblijni) Chrześcijanie, którym urąga sposób zastąpienia centralnego punktu świąt plastikową atrapką dzieciątka Jezus, położonego w takiej samej atrapce szopki.
Jak na religijne święta przystało, tylko tego dnia zdarzą się prawdziwe cuda: zwierzęta zaczną gadać ludzkim głosem, przy łamaniu opłatkiem skłóceni przez cały rok członkowie rodziny pogodzą się (przynajmniej dla pozoru), zaś na wigilijnym stole stanie dodatkowy talerz dla zbłąkanego wędrowca – na którego i tak nikt nie będzie czekał, bo trzeba być chyba jakimś łachmytą żeby się samemu w Wigilię po dworze wałęsać!
Zaś po Wigilii, ten i ów „wierny” schowa łuskę ze świątecznego karpia, wierząc, że Bóg Bogiem, ale fortuny drażnić też nie wolno. I tak oto powstaje cała masa nowych, ponoć NIEświeckich tradycji…
Tak wiara jak i kultura to pojęcia same w sobie pozytywne. Mimo to, tendencja do mieszania kultury z religią to największa niedorzeczność współczesnego świata.
My jednak mieszamy jedno z drugim tak naturalnie, jakbyśmy mieszali mąkę z jajami na świąteczną babkę. Właściwie, nasza kultura to JEST religia. Bo niech mój rodak trochę się wysili i wskaże choć jedną, unikalnie polską tradycję narodową, która nie łączyłaby się z religią.
Stukanie się pisankami? Śmigus-dyngus? Huczna jak wesele pierwsza komunia? Rodzinne wizyty na grobach we Wszystkich Świętych? Dwanaście potraw na Wigilię?
Tradycyjny karp w galarecie? Ha! Zrób go w lipcu, a powiedzą, żeś dziwak. Zrób z całą rodziną rundę po grobach bliskich w styczniu, a pomyślą, żeś nadgorliwy. Stuknij się jajami w grudniu, a każą ci się stuknąć w głowę. Nic dziwnego więc, iż w Polsce każdy jest religijny – wszak na chama, co to żadnych zwyczajów nie ma, nikt wyjść nie chce!
Jednak religia i jej doktryny swoje, a ich wyznawcy swoje.
Bo tradycja to nie przekonanie, a jedynie przywiązanie do czegoś. To kultura wyznaczona (tylko powierzchownym) trzymaniem się „tradycji przodków”, którą podkreślamy np. odrębnym, charakterystycznym strojem bądź wystrojem domu. A najlepiej żeby wystrój był na bogato, żeby inni widzieli „jacy to my religijni”.
Tak jak Hinduski malują dłonie henną, nie myśląc zbytnio ani o korzeniach tego zwyczaju, ani o jego znaczeniu, tak samo automatycznie my malujemy jajka i obwieszamy drzewko stroikami. I tak samo jak co roku czekać będziemy z wypiekami na nadejście najważniejszego świętego: Św. Mikołaja. I już mniejsza o to, żeś Ty (ponoć święty) Mikołaju, też owocem pogańskiego zwyczaju.
Jacek Wąsowicz