Styl życia

“Sveta po bezsennej nocy” (cz. 77)

Jaki to język? Turkmenka u Turka. Poezja z łańcuchem i zimnym łokciem. Dlaczego Chorwaci nas nie lubią.

 

 
Wstałem dziś wcześnie, ale nie z łóżka, lecz od biurka. Nie spałem całą noc, bo rozmawiałem z Andrzejem Plackiem przez skype’a. Andrzej to żeglarz, który udał się w rejs dookoła świata na jachcie „Tiggy”, siódmy Polak, który podjął się tego wyzwania i pierwszy emigrant. Co za niewiarygodny spokój emanuje z tego człowieka, jaki uparty – w dobrym tego słowa znaczeniu – i konsekwentny. Pokonał tyle przeciwności losu i dopiął swego. Tak mnie naładował energią, że o spaniu nie było mowy. Zacząłem pisać kolejny rozdział książki pod tym samym tytułem, pod którym piszę ten serial, ale skończyły mi się papierosy, a nie ma dla mnie nic gorszego niż ich brak. Wygrzebałem jakieś niedopałki z worka na śmieci, wykruszyłem tytoń i wykonałem skręty. Nie polecam – nawet ja nie mogłem tego palić.
 
* * *
 
Jakoś dotrwałem do siódmej i popędziłem do sklepu. Przed „Churchfield Caffe”, na której były jeszcze zaciągnięte żaluzje, stała jedna z dziewczyn, które pracują tam jako kelnerki. To była Sveta. Ma niespełna dwadzieścia lat. Poznałem ją bliżej, kiedy pewnego dnia spotkałem się z bratem na kawie. Siedzieliśmy oczywiście na zewnątrz, bo kawa bez papierosa to tak jak komputer bez monitora (ale porównanie). Dziewczyna wyszła na krótką przerwę i usiadła przy drugim stoliku (nie mogła przy trzecim, bo są tylko dwa). Rozmawiała z kimś przez telefon, a my staraliśmy się odgadnąć w jakim języku prowadzi tę konwersację. Mówiła szybko i, niestety, cicho, a do tego na spokojnej zazwyczaj o tej porze ulicy zrobiło się nagle tłoczno od samochodów, które skutecznie zagłuszały to, co chcieliśmy usłyszeć. Wpadało mi do ucha jedynie jakieś „sz” i „cz”. Kiedy widywałem ją wcześniej, myślałem, że to Polka, a to z powodu bezgranicznego smutku, jaki malował się na jej twarzy. Tak czy owak, rumuński nie był to na pewno, może portugalski, ale raczej też nie, bo nie ta melodia. Brat, jako że jest nieco młodszy, więc mózg ma nieco mniej zwapniały, znalazł bardzo prosty sposób na rozwiązanie nurtującego nas problemu. Kiedy dziewczę skończyło rozmowę, po prostu zapytał skąd jest. Pierwsza odpowiedź nie była zadowalająca, ponieważ usłyszeliśmy, że jest z Londynu, ale brat nie rezygnował i kolejne pytanie było już bardziej precyzyjne. Sveta jest z Bułgarii. Dziwne mi się to wydało, bo znam trochę bułgarski, no ale mówiła szybko i cicho, toteż nic dziwnego, że nie załapałem. Uroda dość banalna, ale coś miłego i przyciągającego miała w twarzy, poza tym świetnie mówiła po angielsku, niemal bez akcentu.
Przyjechała osiem miesięcy temu z Błagojewgradu. Tak się złożyło, że zjeździłem całą Bułgarię wzdłuż i wszerz, więc w Błagojewgradzie też byłem. I to nie raz i nie dwa, szczególnie wówczas, gdy jeździłem do – jeszcze wtedy – Jugosławii. Sveta natychmiast się rozpromieniła, choć nie bardzo chciała wierzyć, że bywałem w jej rodzinnym mieście. No, ale okazało się, że nie tylko znam Bułgarię lepiej od niej, lecz również historię jej kraju. Nie wiedziała np., że Bułgarzy byli pierwszymi Słowianami, którzy zaczęli posługiwać się pismem, o czym nam się jeszcze wtedy nie śniło.
 
* * *
 
Sveta wróciła do swoich zajęć, a na przerwę wyszła inna kelnerka. Ciemnowłosa o bladej twarzy, młoda, lekko przysadzista, ale proporcjonalnie zbudowana. Też rozmawiała przez telefon, mówiąc głośno i wyraźnie, ale ten język nie był podobny do żadnego nam znanego. Brzmiało to mniej więcej tak: kriszrisziriszaiszisziszaszoreszszisz itp., itd. Wiedziałem co brat uczyni, jak ona tylko przestanie rozmawiać, ale tym razem się nie udało, bo zanim otworzył usta, ona wstała i wróciła do baru. Urody nie miała jakoś specjalnie egzotycznej, więc nie braliśmy pod uwagę Azji czy Bliskiego Wschodu. Może Albania? Zagadka wyjaśniła się dopiero dzisiaj. Ponieważ Sveta przyszła trochę za wcześnie, zaprosiłem ją do siebie na kawę, której, jak się okazało, nie miałem. Nie pozostało mi nic innego jak zaproponować herbatę, której zresztą też nie miałem. Zaproponowałem więc papierosa. Najpierw rozmawialiśmy o pracy. Wyszło na jaw, że Kemal, choć Turek, zachowuje się jak typowy polski biznesmen – wyciska pracowników jak cytryny, obniża zarobki, ponadto wypłaca pensje nieregularnie, nie płaci za nadgodziny i do tego szantażuje. Miałem o nim lepsze zdanie. Chyba zrezygnuję z tej darmowej kawy, którą stawia mi jego firma ilekroć tam przyjdę. No, ale nieważne. Zapytałem ją wreszcie, cóż to za dziwny język, którym posługuje się jej koleżanka i dowiedziałem się, że ona przyjechała aż z Turkmenistanu. Czyli jednak Azja.
Sveta spojrzała na zegarek i zerwała się z fotela. Poszedłem z nią, bo właśnie miałem zamiar napić się kawy. Kemal akurat otwierał bar.
– Co, spaliście razem? – zapytał ni to mnie, ni to ją.
– Jeszcze nie – odpowiedziała Sveta.
Kemal uśmiechnął się i pokiwał głową:
– To czas najwyższy, już się przecież trochę znacie.
To fakt, jakoś tak się składa, że przychodzę tam na kawę, kiedy Sveta ma przerwę, ale tylko dlatego, że lubię z nią rozmawiać.
 
* * *
 
Wypiłem jedną kawę, potem drugą i przysiadł się do mnie Kemal. Na ulicy zrobił się korek, bo na przejeździe kolejowym opuszczono szlaban. Choć samochody stały na włączonych silnikach, to jednak przez ich warkot przebijała się rytmiczna muzyka – dobiegała z auta, które stało poza zasięgiem naszego wzroku.
– Murzyn albo Polak – stwierdził Kemal zaciągając się papierosem.
Jednak Polak, przekonałem się o tym, kiedy samochód się zbliżył. Słońce świeciło prosto w oczy, więc widzieć go nie mogłem, ale słyszeć, słyszałem: „…banie jego królewny, wpier… ma pewny. Joł!”. Właściciel kabrioletu, z którego dobiegała owa „poezja śpiewana”, a raczej melorecytowana, był ogolony na łyso, w podkoszulku znanej firmy szyjącej odzież sportową, a z szyi – mocno dawał po oczach – złoty łańcuch. Typowy polski „buratino”. Prawy łokieć oparty o drzwi, dwa palce na kierownicy, w drugiej ręce puszka jakiegoś napoju, twarz miał zaciętą jak oficer KGB z filmów sensacyjnych.
– Jednak Polak – powiedział Kemal, cisnął niedopałek w kierunku łysola i poszedł do baru.
 
* * *
 
W południe poszedłem do Acton Park porobić zdjęcia kwitnących drzew, a w drodze powrotnej zatrzymałem się w jednym z pubów. Sącząc bittera usłyszałem rozmowę dwóch mężczyzn, którzy siedzieli przy stoliku obok. Rozmawiali po serbsku lub chorwacku – to języki podobne do siebie, więc trudno je odróżnić. Rozmawiali o pracy, o zarobkach i o jakiejś przeprowadzce. Idąc po kolejnego bittera zatrzymałem się przy nich i zapytałem, czy są Serbami. Odrzekli, że są Chorwatami i zaciekawili się, dlaczego pytam. Opowiedziałem im o swoich licznych pobytach w Chorwacji, o tym jak wielu mam tam przyjaciół. Popatrzyli na mnie z rezerwą, a kiedy dowiedzieli się, że jestem Polakiem, w ich wzroku wyczytałem wyraźną niechęć. Muszę powiedzieć, że zdziwiło mnie to niepomiernie, bo ten niewielki naród znad Adriatyku był zawsze przyjaźnie usposobiony do nas, czego wielokrotnie doświadczyłem. Zapytałem wprost, czemu zawdzięczam tę niechęć.
 
Cdn.
 
Janusz Młynarski
 

 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Holenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejHolenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnej
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj