Życie w UK

Strach ma wielkie skrzydła

Jeszcze trzy lata temu bilet lotniczy do Londynu był luksusem dla wybranych. Dziś Polacy z Wysp wsiadają do samolotów częściej niż do samochodów. Czasy się zmieniły, strach przed lataniem pozostał ten sam.

Kiedy wreszcie ten samolot się rozbije? (cz. 22) >>

Nie bójmy się latać >>

Kiedy w 2001 roku po raz pierwszy Adam leciał na studia do Anglii, podróż była dla niego wielkim przeżyciem. Większość jego znajomych o bilecie lotniczym mogła tylko pomarzyć. Adam postanowił zaszaleć. Za dwugodzinny lot w jedną stronę zapłacił 1500 złotych, choć w rzeczywistości podróż kosztowała dużo więcej czasu i pieniędzy. Najpierw musiał dostać się z Wrocławia do Warszawy (7 godzin w pociągu i 60 złotych za przejazd), bo samoloty na Wyspy startowały jedynie z Okęcia. Lądowanie na Heathrow było dla niego świętem. Mało, że widział „od środka” największe lotnisko Europy, to jeszcze urzędnicy imigracyjni patrzyli na niego łaskawszym okiem. – Wnioskowali, że jeśli stać mnie było na bilet lotniczy z Polski, to pewnie nie będę podejmować pracy na czarno – śmieje się pasażer.

Ścisk w żołądku

Gdy w Polsce ceny biletów lotniczych były zaporowe, Anglicy już od kilku lat korzystali z ofert tanich przewoźników. Niemal do każdego miasta Unii Europejskiej można było dolecieć za 20 funtów, o ile odpowiednio wcześniej pasażer zadbał o rezerwację.
Czasy sprzed maja 2004 roku minęły bezpowrotnie. Polska jest w Unii Europejskiej, a Adam pełnoprawnym obywatelem Wspólnoty. Samolotem lata do domu raz w miesiącu, bilety kosztują jedną dziesiątą tego, co wydawał jeszcze kilka lat temu. I co najważniejsze, ląduje prosto w rodzinnym Wrocławiu, bo samoloty do stolicy Dolnego Śląska latają z Londynu kilka razy dziennie. Twierdzi, że Anglia nauczyła go łatwości i swobody podróżowania. Wszak Londyn to miasto, skąd można w kilka, kilkanaście godzin dostać się w każdy zakątek świata. Choć świat jest w zasięgu ręki, Adam leci samolotem tylko wtedy, kiedy musi. – Bo się boję. Świat się zmienił, ceny biletów się zmieniły. I co z tego, skoro ja zostałem taki sam? Chyba nigdy nie będę czuł się komfortowo w powietrzu.

Nie on jeden. Krzysiek, 28-letni przedstawiciel handlowy z Warszawy, lata do Anglii kilka razy w roku. Do końca życia nie zapomni lotu sprzed kilku lat, podczas którego doszło do silnych turbulencji. – Samolotem nagle rzuciło, jakby spadł kilkaset metrów w dół. Obie stewardesy przewróciły się na podłogę, wózek z napojami bezwładnie pojechał na drugą stronę samolotu – opowiada.
Pilot kazał pasażerom wracać na miejsca i zapiąć pasy. Załoga w pośpiechu powtarzała procedury awaryjnego lądowania. Jeszcze przed startem, gdy stewardesy pokazywały jak zapiąć kamizelkę ratunkową, nikt nie zwracał na nie uwagi. Tym razem wzrok pasażerów był wlepiony w załogę. Do końca lotu w powietrzu panowało grobowe milczenie.
– Po kilku minutach wszystko się uspokoiło, pilot wyłączył sygnalizację zapięcia pasów. Ale do samego lądowania nikt już nie odważył się wstać z miejsca – wspomina.
Krzysiek od tamtej pory czuje ścisk w żołądku, kiedy tylko wsiada na pokład samolotu. – Wolę przez cały czas siedzieć przypięty pasami. W niczym to nie przeszkadza, a w razie podobnej sytuacji może nawet uratować życie.

Zabrakło foteli

Janusz z Londynu uważa, że dzisiejsze samoloty są dużo bezpieczniejsze niż w czasach poprzedniej epoki. Z racji pracy w mediach jeszcze przed 1989 rokiem zjeździł spory kawał świata, w tym zawitał do Związku Radzieckiego. Z przerażeniem wspomina 2,5-godzinny lot z Nowosybirska do małej, kilkutysięcznej miejscowości na południu kraju.
– Szok przeżyłem zaraz po wejściu na pokład JAK-a, bo nie było w nim nawet foteli dla pasażerów. Zastałem jedynie metalową ławeczkę, wystającą ze ściany maszyny, na której siedziało kilkanaście osób. Reszta spędziła podróż na stojąco. Leciałem w towarzystwie kobiet w chustach, które wracały do domu z miejscowego targu. W rękach trzymały kosze z kurami, do tego co chwilę raczyły się bimbrem.
Zwyczaje z zamierzchłych czasów przetrwały gdzieniegdzie do dzisiaj. Można się o tym przekonać nawet w części świata uważanej za cywilizowaną. Gosia, 24-letnia studentka z Wrocławia, wybrała się w ubiegłym roku na wakacje do Egiptu. Na lotnisku dowiedziała się, że zamiast boeinga, biuro podróży podstawiło wyczarterowany samolot ukraińskich linii. – W ramach oszczędności stewardesy musiały przeżyć start i lądowanie na podłodze, bo wszystkie siedzenia oddano pasażerom – wspomina. Zaraz po starcie pasażerowie otworzyli butelki zakupione w strefie bezcłowej i błyskawicznie je opróżnili. Inaczej ciężko byłoby przetrwać pięciogodzinny lot.
Bo niespodzianka czekała ich jeszcze na ziemi. Pod samolot podwiózł ich lotniskowy autobus. Gosia jeszcze przez okno zauważyła, że na płycie lotniska leży… jej bagaż. Okazało się, że roztrzepana obsługa rozsypała wszystkie walizki. Co gorsza, część z nich miała pozostać we Wrocławiu, inne lecieć do Egiptu, a jeszcze inne do Gdańska. Poproszono więc pasażerów, aby każdy zidentyfikował swój bagaż.
Do starego, 30-letniego „McDouglas’a 80” pasażerowie wchodzili schodami awaryjnymi, wypuszczanymi z podłogi w okolicach podwozia. Główne drzwi się zacięły. Samoloty MD-80 przelatały swoje najlepsze czasy w latach 60. w USA. Seria katastrof lotniczych przyspieszyła wycofanie tych maszyn z użytku. Zamiast trafić na złomowisko, Amerykanie sprzedali je na Wschód. Głównie do krajów byłego Związku Radzieckiego.

Spaść w przepaść

Chwile grozy można przeżyć też w najnowocześniejszym samolocie. Joanna wracała do Polski z wakacji w Grecji. Lotnisko w Heraklionie jest położone tuż nad wodą, a pas startowy kończy się przy urwisku skalnym. Wcześniej wiele razy leciała z tego miejsca, lecz tym razem jeszcze przed oderwaniem się od ziemi zachowanie załogi wyglądało nietypowo.
– W czasie kołowania pilot wydał stewardesom jakieś polecenie. Niestety, nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Załoga pokładowa zaczęła biegać nerwowo i wręczać ludziom gazety. Inna stewardesa zachęcała w tym czasie przez mikrofon do skorzystania ze sklepu pokładowego. Wszystko wydawało mi się podejrzane, bo takie rzeczy robi się dopiero po starcie, gdy samolot osiągnie wysokość przelotową – relacjonuje swoją przygodę. – Boję się latać i te ADHD ze strony stewardes wydawało mi się podejrzane. Przy innych lotach nigdy tak nie skakały.
Gdy „stewki” wreszcie zajęły swoje miejsca, samolot mocno się rozpędził i zaczął odrywać od ziemi. Jednak gdy przód był już w powietrzu, tył wciąż pozostawał na pasie startowym. I wtedy właśnie maszyna dotarła w miejsce, gdzie droga urywa się w przepaść.
– To było uczucie, jakby ktoś chciał zrzucić mnie z krzesła na podłogę. Pootwierały się schowki, bagaże podręczne wypadały na podłogę, a w samolocie słychać było pisk i wrzask. W końcu pilot podniósł samolot w górę i poleciał dalej, ale chwila ta trwała dla mnie wieczność.
Pasażerowie rzucili się do okien. Byliśmy akurat nad skałami.
Narzeczony Joanny, Dawid, był razem z nią na pokładzie. – Procedury lotu mam obstukane na pamięć i wiem dokładnie, co i kiedy robią stewardesy. Po komunikacie pilota ewidentnie nas zagadywały. Mam swoją teorię spiskową. Pilot uprzedził je, że start będzie z „atrakcjami”, a one miały nas po prostu zagadać – uważa.


Kapitan też chce żyć

Joanna i Dawid opisali swoją historię na forum internetowym poświęconym lotnictwu. To miejsce, gdzie swoimi spostrzeżeniami wymieniają się pasażerowie, zawodowi piloci i kontrolerzy ruchu lotniczego. Dopiero tam udało im się znaleźć wytłumaczenie tej groźnej, jak im się wtedy wydawało, sytuacji.
To był normalny start, tylko w Heraklionie pas faktycznie kończy się przepaścią. Starty z reguły odbywają się pod wiatr, więc jeśli silnie wieje on od morza i uderza w skały, może powodować zaburzenia na pobliskim obszarze – odpisał im pilot przedstawiający się jako DreamLiner. – Gdy dodamy do tego różnicę temperatur między nagrzanym pasem startowym i sporo chłodniejszym powietrzem znad morza, robi się niezły kocioł.
Według pilota, dziwne zachowanie załogi mogło rzeczywiście wynikać z informacji od kapitana. Jeśli samolot miał komplet pasażerów i był w pełni obciążony, zapewne kapitan przewidywał, że oderwą się na końcu pasa i trafią w tygielek z zawirowaniami powietrza. Mógł też mieć ostrzeżenie od poprzedzających go samolotów i dlatego uprzedził dziewczyny.
– Choć wcale nie wykluczam, że może kapitanowi wylała się na spodnie gorąca kawa – śmieje się DreamLiner. I od razu schodzi na ziemię. – Pamiętajcie, że kapitan i reszta załogi samolotu też chcą żyć. Z pewnością nie będą narażać siebie i innych na katastrofę.

Ryzyko leci z nami

Wybitny niemiecki pilot i dziennikarz Tim van Beveren wydał serię książek poświęconych katastrofom lotniczym. W ostatnim swoim wydawnictwie zatytułowanym „Das Risiko fleigt mit” („Ryzyko leci z nami”) autor przytacza zaskakujące statystyki. Zestawia w nich liczbę wyprodukowanych samolotów danej serii razem z liczbą wypadków lotniczych, jakim uległy. Dane te mogą przerazić niejednego pasażera.

Dowiadujemy się między innymi, że linie lotnicze z całego świata straciły aż 110 samolotów Boeing 707, z łącznej liczby 856 wypuszczonych na rynek. Produkcja B707 zakończyła się już w 1978 roku, choć do dnia dzisiejszego lata jeszcze 130 sztuk tej maszyny. Głównie w krajach Trzeciego Świata.
Boeing 707 był pierwszym odrzutowym, dalekodystansowym samolotem. Pierwszy egzemplarz zszedł z linii produkcyjnej w 1957 roku i na tamte czasy był cudem techniki. Tim van Beveren podkreśla, że ówcześni konstruktorzy dopiero przecierali szlaki i uczyli się niemal na własnych błędach. Pozbawieni komputerów nie mogli w pełni przewidzieć, jak się zachowa w powietrzu maszyna osiągająca zdecydowanie większą szybkość i wysokość przelotową. Piloci natykali się na wiele nieznanych wcześniej zjawisk i przecierali szlaki swoim następcom, płacąc za to często najwyższą cenę.
Podobnie wyglądały historie innych słynnych samolotów – między innymi produkowanego w analogicznym czasie przez fabrykę McDouglasa DC-8. Tutaj z 556 dopuszczonych do użytków samolotów rozbiło się aż 61, czyli niemal 11 procent. Pasażerowie zaczęli je nazywać latającymi trumienkami. Ile z nich spadło naprawdę, tego nie wie nawet sam autor. Zaznacza, że wszystkie dane uwzględniają wypadki do 1994 roku.


Tanio znaczy bezpiecznie

Poważne katastrofy lotnicze dotknęły w tym czasie również Polskę. W krajach byłego bloku sowieckiego na niebie królowały radzieckie maszyny i tam do tragedii dochodziło znacznie częściej. Nie zawsze z winy samolotów – po prostu mniejszą wagę przywiązywano do procedur bezpieczeństwa i szkoleń pilotów.
Tylko w latach 70. katastrofom uległy cztery samoloty AN-24, latające na krajowych trasach LOT-u. To było aż 20 procent całej floty krótkiego zasięgu, jaką dysponował wtedy narodowy przewoźnik. Ale prawdziwym wstrząsem dla Polaków były dwie katastrofy IŁ-ów, latających z Warszawy do USA. W jednej z nich zginęła znana piosenkarka Anna Jantar – matka Natalii Kukulskiej. Wracała z koncertu w Chicago, gdy samolot spadł tuż przed Warszawą, w Lasach Kabackich. W obu przypadkach przyczyną tragedii była wada konstrukcyjna silnika samolotu, choć Związek Radziecki nigdy nie przyznał się do błędu swoich konstruktorów.
Warto zaznaczyć, że odkąd Polskie Linie Lotnicze wymieniły w 1990 roku całą flotę na amerykańskie boeingi, ich samoloty nie miały ani jednego wypadku. Do dziś linie lotnicze w całej Europie mają najlepszą markę na świecie. Również te niskokosztowe – okazuje się, że mimo niskich cen biletów można utrzymywać najnowocześniejszą flotę samolotów. Dla przykładu Ryanair lata tylko i wyłącznie najnowszymi Boeingami 737-800, gdzie najdłuższy „staż” ma pięcioletnia maszyna. Równie dobrze wypadają inni tani przewoźnicy – Wizzair postawił na nowoczesne Airbusy A319, Easyjet – również na boeingi. Choć maszyny te spędzają znakomitą większość czasu w powietrzu, do dziś nie miały ani jednego wypadku. Skąd więc ten strach przed lataniem?

Za dużo filmów

O tym, jak nerwowo pasażerowie zachowują się na pokładzie, najwięcej mają do opowiedzenia stewardesy. Ewa od roku lata na europejskich trasach znanego przewoźnika niskokosztowego. W wolnych chwilach również udziela się w Internecie i chętnie opowiada historie, jakie spotkały ją w pracy.

– Wystarczy kilka spojrzeń, by ocenić, czy ktoś leci po raz pierwszy. Najgorsi są pasażerowie, którzy naoglądali się filmów o katastrofach lotniczych i przeraża ich każdy odgłos, każde stuknięcie. Pamiętam pasażerkę, która przez cały lot ściskała w rękach różaniec.
Jak pokazują najnowsze statystyki, 2007 rok był najbezpieczniejszym w historii lotnictwa cywilnego. Biuro BAAA z Genewy, które gromadzi dokumentacje katastrof lotniczych, poinformowało w swoim raporcie, że w ubiegłym roku doszło na całym świecie do 136 wypadków lotniczych, w których życie straciło 965 osób. To o jedną czwartą mniej niż rok wcześniej.
Najwięcej tragedii wydarzyło się w Ameryce Północnej (29 procent) oraz w Azji (23 proc.). Najbardziej tragiczna była katastrofa Airbusa A320 w Brazylii. Tam życie straciło 199 ludzi.
Europa wypadła w tych statystykach najlepiej. Doszło u nas tylko do 10 procent wszystkich katastrof. Prostym rachunkiem można policzyć, że w Europie zginęło w powietrzu przez cały rok tylko 96 osób. To mniej więcej tyle, co każdego dnia traci życie na polskich drogach. Dlaczego więc tak wielu z nas wciąż boi się latać?
Stewardesa Ewa ma na ten temat swoje zdanie: – Człowiek tracąc kontakt z ziemią zawsze będzie czuł się nienaturalnie. I nigdy tego nie zmienimy.
Niektórzy pasażerowie przez całą trasę potrafią obserwować stewardesy i chcą wierzyć, że w razie kłopotów to właśnie one uratują im życie.
Są święcie przekonani, że zachowamy się jak na filmach i sprowadzimy boeinga na ziemię. Nie mogę przecież przyznać się, że nie potrafiłabym wylądować nawet na autopilocie – zdradza tajemnicę.

Kiedy wreszcie ten samolot się rozbije? (cz. 22) >>

Nie bójmy się latać >>

Tomasz Ziemba
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Rishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmu23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmuZasady podróży z psem lub kotem z UK do PolskiZasady podróży z psem lub kotem z UK do PolskiCzy Thames Water radykalnie podniesie rachunki za wodę?Czy Thames Water radykalnie podniesie rachunki za wodę?Tesco zabezpiecza wózki sklepowe. Antykradzieżowymi klipsamiTesco zabezpiecza wózki sklepowe. Antykradzieżowymi klipsamiRośnie liczba dzieci w wieku 5–7 lat korzystających ze smartfonówRośnie liczba dzieci w wieku 5–7 lat korzystających ze smartfonów
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj