Styl życia

Skutki matczynej troskliwości

Przygoda na lotnisku. Do czego Włosi potrzebują drabin. Wielokulturowość wychodząca bokiem. Boże, chroń przed polskim landlordem. Rozmowa z „Pilem”.

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Chyba dziwaczeję na starość >>

Te rzymskie przygody zaczęły się właściwie zaraz po opuszczeniu samolotu, a były skutkiem mojego wcześniejszego pobytu w Polsce. Przytyłem przez ten czas o kilka kilogramów, chyba trzy. To wina mojej mamy, która utyskiwała, że jestem chudy i zabiedzony. Według niej, składałem się wyłącznie ze skóry i kości. Próbowałem jej wytłumaczyć, że moja dieta opiera się prawie wyłącznie na warzywach i owocach, pieczywie gruboziarnistym, że jak tłuszcze, to wyłącznie roślinne. Mama nie chciała tego słuchać, toteż posiłki – jeden wystarczyłby mi na dwa – u mamy jadałem co dwie godziny. To naprawdę były tego potężne ilości, np. jajecznica z 20 jaj, po pięć gołąbków, po 30 pierogów. Nawet już nie mierzyłem poziomu cukru. Dobrze, że mój diabetolog nie zna polskiego, bo gdyby to przeczytał… W każdym razie z dnia na dzień zjadałem coraz więcej, ale mama zamiast się cieszyć, zaczęła mi wytykać, że obżeram się jak przedstawiciel trzody chlewnej. „Sama mi wpychasz, a później masz pretensje” – odpowiadałem wtedy. Kiedy jednak zmniejszałem spożycie, moja matuś martwiła się, że nic nie jem. Tak czy owak dzięki temu wróciłem do Londynu niezbyt szczupły. Przed wylotem do Włoch wciągnąłem na siebie czarne dżinsy, które z trudem dopiąłem, ale miałem nadzieję, że trochę się rozciągną. Kiedy w Rzymie wysiadłem z samolotu i pochyliłem się, żeby dopiąć torbę poczułem, że odpadł mi guzik przy spodniach, a za chwilę rozjechał się zamek. Spodnie zaczęły niebezpiecznie zsuwać się bioder i po przejściu kilku metrów zjechały do kolan. Obie ręce miałem zajęte, więc o podciągnięciu nie mogło być mowy. Całe szczęście, że miałem długą kurtkę – dzięki niej mogłem zaoszczędzić tłumom na lotnisku oglądania moich wdzięków. Najgorsze było to, że nie byłem pewien, czy zabrałem jakieś „alternatywne” spodnie. Jeśli nie, to koniec! Jakoś udało mi się dobrnąć do najbliższej toalety, w której zacząłem gorączkowo przeszukiwać swój bagaż w nadziei, że znajdę tam jakieś inne spodnie. Yes! Yes! Yes! Były! I, na szczęście, znacznie luźniejsze. Przyczynę moich kłopotów cisnąłem do kubła, ale zreflektowałem się i wyjąłem je stamtąd, bo kto powiedział, że już nigdy nie schudnę. A guzik można przyszyć i zamek naprawić. W sumie niepotrzebnie je zabrałem, bo i tak później zapomniałem wziąć je z hotelu.
Przyjemnie popatrzeć na Włoszki i Włochów. Trudno w Rzymie spotkać kogoś źle lub niechlujnie ubranego. Rzuca się to w oczy szczególnie wtedy, kiedy przyjdzie się tam z Anglii. Sporo więc czasu spędziłem na swoim ulubionym zajęciu, czyli przyglądaniu się ludziom. Rzuciło mi się w oczy, że sporo tam bardzo wysokich kobiet, takich ponad 190 cm i niskich mężczyzn. Często też widywałem dziwne pary – chłopak 160 cm obejmujący prawie dwumetrową dziewczynę. Nosili zapewne ze sobą jakąś składaną drabinę, bo jeśli taki „ragazza” chciałby cmoknąć swoją dziewczynę, chociażby w policzek, to bez tego sprzętu nie mógłby się obyć.
Do włoskich przygód jeszcze wrócę, ale muszę zachować proporcje, w tych opowiadaniach nie może „włoskość” dominować nad angielskością. A poza tym pewna sytuacja w naszym domu wyprowadziła mnie z równowagi i straciłem nastrój do pisania o czymś miłym.

*   *   *

Powoli zaczynam mieć już dość tej wielokulturowości, którą się zawsze tak ekscytowałem, szczególnie tej w naszym domu. Zastanawiałem się, jakie mogą być tego przyczyny i doszedłem do wniosku, że to z powodu tych sześciu Pakistańczyków z parteru. Wiem, że oni tak niezłośliwie, ale naprawdę coraz trudniej to wytrzymać. Wróciłem właśnie zmęczony, zmarznięty i głodny, wchodzę od razu do kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia, a tu nie dość, że sześciu Pakistańczyków siedzi przy stole, to jeszcze czterech innych grasuje po kuchni. Nie ma mowy o włożeniu szpilki. Jeden płucze jakieś fragmenty zwierząt pod kranem, drugi robi porządki w szafce, a dwóch pozostałych warzy na kuchence jakieś dziwne potrawy – muszę zaprosić Makłowicza, niech je zaprezentuje polskim telewidzom. Potrawy te mają tak intensywny zapach, że przenika on nawet do mojego pokoju i przesiąka nim moja odzież i muszę ją bez przerwy wietrzyć. Muszę jednak przyznać, że to co gotują, całkiem ładnie wygląda. Pozostałych sześciu siedziało przy stole i rozmawiało. Dość hałaśliwie, niestety. Na nic się zdało moje zachowanie, poprzez które chciałem pokazać jak jestem wściekły z powodu tej sytuacji. Trzasnąłem drzwiami tak mocno, że niewiele brakowało, a piecyk gazowy odpadłby od ściany. Dwie torby z zakupami rzuciłem na stół, przy którym siedzieli, ale to nie zrobiło na nich wrażenia. Zajrzałem do lodówki – zero miejsca. Nawrzeszczałem na nich, że lodówka jest moja i Viktorii, żeby natychmiast zabrali stamtąd swoje produkty. Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, a jeden z nich powiedział mi, że oni mają lodówkę u siebie w pokoju, więc z mojej nie muszą korzystać. Przejrzałem te produkty i stwierdziłem, że są one… moją własnością. Ale nie przeprosiłem ich za bezpodstawne oskarżenie, bo kiedy podniosłem głowę, to uderzyłem się o otwarte drzwi szafki znajdującej się nad lodówką. Wiadomo, bez pewnych wyrazów, uchodzących za wulgarne, nie mogło się w tej sytuacji obyć. Trzasnąłem tymi drzwiczkami tak, że odpadł jeden zawias i zawisły bezradnie nad lodówką. A oni w ogóle się tym nie przejęli. Rozmawiali sobie, jak gdyby nigdy nic. Nie rozumiałem nic, bo rozmawiali po swojemu, czyli w języku urdu. Jedyne słowo jakie zapamiętałem, to było: „maciapa” – padało bardzo często.
Dorwałem się wreszcie do kuchenki, ale niestety moje naczynia, których nieopatrznie nie schowałem, były brudne, to znaczy te, które były, bo niektórych nie było. Zrobiłem krótkie dochodzenie i okazało się, że to oni z nich korzystają, zauważyłem nawet, że jeden z siedzących przy stole żarł z mojej patelni coś czerwonego. Nieważny zresztą kolor żarcia, ważne, że z mojej i bez pytania. Chłopina mnie przeprosił, tłumacząc się, że myślał, iż to jest patelnia ogólnodostępna. Umył ją i oddał, a ja stwierdziłem, że jadł on z niej tak intensywnie, że zżarł nawet teflon, którym patelnia była powleczona. Dałem mu ją więc w prezencie. Udało mi się wreszcie coś przygotować, ale apetyt opuścił mnie na długo po tym co zobaczyłem. Otóż jeden z nich zdjął skarpetę i zaczął sobie czyścić nożem (mam nadzieję, że nie moim) paznokieć dużego palca u prawej nogi. Zwróciłem mu uwagę, że takich czynności nie wykonuje się w kuchni. Popatrzył na mnie zaskoczony i dalej wydłubywał czarną substancję zza paznokcia. Znów udałem się do lodówki i znów ktoś zostawił otwarte drzwiczki od szafki. Pieprznąłem nimi po raz kolejny, ale trzymały się mocno. Później znów je ktoś otworzył i jeden z siedzących przy stole, który nagle z jakiegoś powodu wstał, przywalił w nie tak, że aż się zachwiał. Odnotowałem to z satysfakcją – to była jedyna miła rzecz, która mnie tego dnia spotkała w kuchni. Na drugi dzień rozmawiałem w tej sprawie z Omarem. Poinformowałem go, że mam już dość tego kołchozu w kuchni. Omar pocieszył mnie, że za trzy tygodnie oni już tam mieszkać nie będą. Ucieszyłem się, ale moja radość nie trwała długo, wieczorem dowiedziałem się od Ahmeda, że owszem, oni już nie będą tam mieszkać, lecz… w pokoju obok. Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie zmienić lokum. Rozglądałem się trochę, ofert nie brakuje. Te pochodzące od Polaków od razu odrzucam. Tyle się nasłuchałem o polskich landlordach, że wolałbym mieszkać w kartonie nad Tamizą. Nasłuchałem się od znajomych i czytelników rzeczy nie tylko śmiesznych czy głupich, ale i strasznych. Z tych głupich: polski landlord zabronił np. lokatorom wracania do domu po godzinie 22.00. Jak ktoś wrócił później, musiał czekać do szóstej rano. Inny zabraniał palenia nie tylko w domu, ale przed domem. Kolejny zabraniał przyjmowania gości, reglamentował używanie pralki, a na kąpiel zezwalał raz w tygodniu. U innej pani nie można wchodzić w butach. Trzeba je zdjąć przed domem, włożyć do woreczka i zabrać ze sobą do pokoju. To jeszcze nic, są i tacy, którzy okradają swoich lokatorów albo eksmitują z dnia na dzień. W ubiegłym roku, zimą, jedno bydlę, bo inaczej takiego typa nazwać nie można, wywaliło z domu z dnia na dzień rodzinę z malutkim dzieckiem, pomimo tego, że mieszkała tam od trzech lat i regularnie płaciła czynsz. Landlord – bydlak, nie dość, że wystawił wszystkie rzeczy tej rodziny na chodnik, to jeszcze podpalił samochód. Nie twierdzę, że wszyscy polscy landlordowie są tacy, ale wolę nie sprawdzać. W każdym razie ci „moi” mimo wszystko są lepsi: można palić, pić, hałasować, imprezować, wracać, o której się chce. Jak ktoś ma problemy z zapłaceniem czynszu, potrafią poczekać – jeden z lokatorów nie płacił trzy miesiące i jakoś to znieśli. Z nimi wszystko można negocjować, są jednak bardzo ludzcy. I gdzie ja takich znajdę? Znalazłem co prawda całkiem niezłą ofertę u jakiegoś Nowozelandczyka, można palić i w ogóle, ale mieszkało tam chyba ze 20 starych, krzywonogich Filipinek i kilku facetów nieokreślonej rasy, którzy dziwnie na mnie patrzyli, choć nie byłem ubrany różowo. No nic, mam czas.

*   *   *

Udając się niedawno do północnego Londynu podsłuchałem taką oto rozmowę telefoniczną:
– Cześć Pilu, na której k… stacji mam wysiąść, bo już mi się k… wszystko poje…o, z tego co mi naje… ś do czachy. Taaak? Weź mi nie pie…, k…, chyba cie poje…o. Ja już k… przejechałem dziesięć stacji, k…, a tej, o której gadałeś dalej k… nie widać. Pilu, nie pie…, ślepy k… nie jestem. Cooo? Nie, nie, k…, ja ch… kładę na takie wycieczki! Nie mogę k… popatrzeć na mapkę, bo jak wstanę k…, to ktoś mi się wpie… na miejscówkę, a ja pier…, k…, stać w takim je…nym tłoku. Cooo? Jakieś Gospel Oak, nie wiem k…, ch… go wie.
Niestety, nie wiem jaki był epilog tej podróży, bo wysiadłem wcześniej.

Janusz Młynarski

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Chyba dziwaczeję na starość >>

author-avatar

Przeczytaj również

Nastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódki
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj