Życie w UK
Siostro Messi basen!
No i znów miałem nosa. No, może nie do końca. Winą za opóźnienie przesłania cotygodniowego felietonu, jak to ma miejsce od kilku już lat, w przypływie karygodnej szczerości mogę zrzucić jedynie na bary rozleniwienia, jakie jest nieodłącznym elementem składowym okresu letniej kanikuły.
Choć tak się akurat złożyło, że w ostatnim czasie można posądzić mnie o wszystko, tylko nie o rozkoszowanie się urokami zamykającymi się w trzech rzeczownikach: słońce, piasek, woda. A jeśli już to bardziej na miejscu byłoby skojarzenie z pracą przy… betoniarce, gdzie tych trzech elementów nie brak.
W każdym razie z prędkością towarzyszącą rozwolnieniu zbliżał się ostateczny termin przesłania tekstu do redakcji, a jakoś nie mogłem się zabrać do pisania. W głowie roiło się od pomysłów, a paluszki wciąż nie fruwały po klawiaturze. No i stało się. Jest sensacja! Trzynastka okazała się feralna i słynna drużyna FC Barcelona olała przyjazd do Polski!
Dotychczas polskie zespoły kopaczy tuzin razy spotykały się z tzw. „Dumą Katalonii”, w których doznały osiem porażek, trzykrotnie potrafiły doprowadzić do wyniku nierozstrzygniętego, a tylko raz odprawiono Hiszpanów z kwitkiem. W Gdańsku „Barca” miała po raz trzynasty pokopać z naszymi, a zarazem pierwszy raz towarzysko i z miejscową Lechią.
Tysiące kibiców, którzy od dłuższego czasu mieli problem ze ślinotokiem na myśl o tak wykwintnej przystawce przed inauguracją nowego sezonu na polskich murawach, niestety musiało obejść się smakiem.
Ba! wielu z nich, którzy zdążyli już przebyć nawet setki kilometrów, by po raz pierwszy bez pośrednictwa telewizji zobaczyć w akcji Leo Messiego i jego kumpli, wieść o fatalnej decyzji szefów „Barcy” zastała już w Gdańsku.
Pielęgniarki z FC Barcelona
Według oficjalnej „wersji dla prasy”, jaką na specjalnie zwołanej konferencji prasowej wyłuszczył szef klubu Sandro Rosell, powodem odwołania wojażu na spotkanie z polskimi piłkarzami i kibicami jest kolejny nawrót choroby nowotworowej trenera Tito Vilanovy.
Drużyna w geście solidarności ze swym trenerem postanowiła rozpakować walizki i pozostać w domach. Choć z tym rozpakowywaniem waliz raczej nie będą się spieszyć…
Jedynie dokonają drobnego liftingu planów wyjazdu na piłkarskie saksy. Nigdy nie uwierzę, że niczym pielęgniarki będą zmieniać się przy łóżeczku chorego trenera i nie odwiedzą Monachium, by spotkać się z piłkarzami tamtejszego Bayernu. Tak się składa, że jedenastką ze stolicy Bawarii zawiaduje na boisku niedawny trener FB Barcelana – Pepe Guardiola.
Przecież nie zrobią takiego afrontu swojemu niedawnemu trenerowi. Super-mecz w Gdańsku miał jedynie stanowić mecz otwarcia pracowitych wakacji piłkarzy z Katalonii. Trzeba dodać, że jest to dość intratna kanikuła. Za możliwość goszczenia u siebie słynnego klubu gospodarze muszą uiścić – bagatela! – od 1,2 do 2 milionów euro.
Ostateczna kwota uzależniona jest od kilku warunków: czasu, jaki trzeba spędzić w podróży, warunków do gry na miejscu, a także od tego, czy na boisku pojawi się gwiazda ekipy, czyli Leo Messi. Przed trzema laty podczas azjatyckiego tournee „Barcy” miał miejsce nieprzyjemny zgrzyt. Otóż decyzją Guardioli Messiego miało zabraknąć w meczu rozgrywanym w Seulu.
Organizatorzy zagrozili, że w przypadku jego absencji Barcelona musiałaby, zapłacić 200 tysięcy euro kary i oczywiście na gwarantowane w kontrakcie dwa miliony mogłaby sobie pogwizdać.
A to dlatego, że w rzeczonym kontakcie jak wół istniał zapis, że Messi musi pokazać się na murawie przez przynajmniej pół godzinki. Polish Sport Promotion, który przygotowywał mecz w Gdańsku miał zapłacić Katalończykom półtora miliona euro.
Bez Messiego na boisku kwota ta leciała na pysk aż o trzydzieści procent. Hiszpanie zapewniali, że nad Bałtykiem pojawią się ze swą największą gwiazdą i wybiegnie ona na boisko.
Biznes, czy ochronka?
Przyznam, że nie kupuję wersji o odwołaniu przyjazdu do Polski z powodu choroby trenera. Przecież to jeszcze nie tragedia. Solidarność z chorym? A co z solidarnością z tysiącami kibiców, którzy marzyli o spotkaniu trzeciego stopnia z ukochaną „Barcą”?
Czyżby w uchodzącej za wzorcową ekipie szkoleniowej tak słynnego i tak perfekcyjnie zorganizowanego klubu brak było osoby, która mogłaby poprowadzić Katalończyków przeciwko Lechii? Mając do dyspozycji tuzy futbolu z najwyższej półki, poradziłaby sobie z takim wyzwaniem nawet moja ciocia.
Coś zbyt wiele pojawiło się znaków zapytania, a jak nie wiadomo o co chodzi, to przynajmniej zawsze wiadomo, ze chodzi o kasę. Czy się to komuś podoba, czy nie, futbol dziś jest jednym wielkim biznesem i nie ma w nim absolutnie miejsca na płaczliwe opowiastki o współczuciu dla chorych.
Przecież trener Vilanova nie umiera do cholery! Według notowania Football Marketing FC Barcelona okupuje pierwszą lokatę w zestawieniu najpopularniejszych klubów na Starym Kontynencie, mogąc pochwalić się astronomiczną liczbą 57,8 milionów fanów.
Drugi w tym zestawieniu Real z Madrytu ma… zaledwie 31,3 miliony zagorzałych wyznawców. Jak widać „Barca” może bez zmrużenia oka narazić się swym miłośnikom nad Wisła. Parę tysięcy w tę, czy w tamtą nie robi im różnicy.
Jak to często się u nas niestety zdarza, miała być impreza z wielkim zadęciem, a wyszło pierdnięcie… Smród pozostanie na długo. A nieprzyjemnej rysy, która powstała na nieskazitelnym wizerunku „Barcy” żaden szlif nie będzie w stanie zmazać. Wielkość od śmieszności często dzieli jeden zaledwie krok. Podobnie jak dumę (Katalonii!) od hańby.
Jerzy Kraśnicki