Życie w UK

Sąsiedzi z piekła rodem

Kłopotliwi sąsiedzi to w Wielkiej Brytanii problem ogólnonarodowy. Polacy również mają w tym swój udział. Trwa wyścig zbrojeń pomiędzy koalicją władz i złaknionych świętego spokoju mieszkańców, a tymi, którzy im go nie dają.

Piotrek z rozdrażnieniem wspomina mieszkanie, w którym ostatnio wynajmował pokój. Dokładnie pod jego pokojem mieszkała staruszka, której wszystko przeszkadzało. – Wysyłała do nas listy, w których skarżyła się na hałasy z naszego mieszkania. Przeszkadzała jej na przykład piłka, która odbiła się od podłogi lub skrzypiące krzesło – wspomina z rozdrażnieniem. Zarzewiem konfliktów były też worki ze śmieciami, które według pedantycznie pielęgnującej przydomowy klomb kobiety nie powinny być wystawiane przed posesję, zanim nie nadciągnie zmrok wyznaczonej nocy, po której zabiorą go służby oczyszczania. – Cud, że w ogóle ktoś je wystawiał. Jednego dnia zabierali to, co do recyclingu, a drugiego resztę. Kto ma do tego głowę? – pyta retorycznie. Karolina mieszka w bliźniaku. Lokatorzy polskiej połowy niekoniecznie lubią się z angielską rodziną zza ściany. – To wielki dom. Ma osiem pokoi. Często ma się wrażenie, że jest wręcz opustoszały – opisuje. Niestety sąsiedzi mają na ten temat inne zdanie. Skargą do agencji wynajmującej rodakom dom zakończyło się przyjęcie urodzinowe koleżanki. Administrator zagroził trzema tysiącami funtów kary, jeżeli nocne hałasy się powtórzą. – Przed nami mieszkała w tej części domu trzyosobowa rodzina z dzieckiem. Nic dziwnego, że tamci przyzwyczaili się do grobowej ciszy i teraz nie mogą znieść, że wprowadziło się kilka osób, które chcą po prostu normalnie żyć – skarży się Karolina.

 
Zza drugiej strony płotu
Sprawy miewają się nieco inaczej z brytyjskiego punktu widzenia. Spory rozgłos zyskała niedawno sprawa Marceliny L. z Northampton. Lokalny Council pozwał ją do sądu o wystawianie worków na śmieci w inne dni, niż zaplanowana była ich wywózka. Groziła jej grzywna w wysokości tysiąca funtów. Polka tłumaczyła, że nie ma gdzie w domu przechowywać odpadków. Poza tym nikt nie poinformował jej o obowiązku surowego przestrzegania terminów ich wystawiania. – W tej sytuacji zebraliśmy dowody ustawicznego wystawiania śmieci przez panią L. na kilka dni przed terminem ich usuwania – informuje Michelle Nichols z miejscowego councilu. – Wielokrotnie również rozmawialiśmy z nią na ten temat, a nawet wysłaliśmy listowne ostrzeżenie – raportuje. Wreszcie urząd nałożył na nią grzywnę w wysokości 1000 funtów. Gdy odmówiła jej zapłaty, wkroczył na drogę sądową. Sprawę wycofał, gdy Marcelina L. zdecydowała się w końcu uiścić mandat w jego pierwotnej wysokości. W Trowbridge niedaleko Bristolu rodzina z dwojgiem dzieci miała przyjemność gościć w domu obok polskich squattersów. Niestety lokal, który sobie upatrzyli, nie posiadał czynnej toalety. Zaradni rodacy przysposobili więc na tę okazję jego ogródek. Odwiedzali go często, jako że zażywali sporo płynów. Oprócz woni, mieszkającą obok rodzinę terroryzowały również nieustanne awantury, które wybuchały pomiędzy lubiącymi stan nieważkości zuchami. – Problem ten rozwiązaliśmy znajdując dla posesji nowego właściciela, który należycie ją zabezpieczył – informuje Lance Allan z Trowbridge Town Council. Tamtejsi mieszkańcy wciąż jednak jeszcze zmagają się z kompanią w podobnym stylu biesiadującą co dnia na ławkach w pobliskim parku. Tubylcy przezornie omijają to miejsce.
– W tym wypadku rozważamy wprowadzenie Designated Public Order. Pozwoliłby on zatrzymywać policji osoby spożywające tam alkohol. Nie byłby to jednak zakaz całkowity. Do funkcjonariuszy należałaby ocena, czy dane osoby zakłócają piciem porządek – wyjaśnia urzędnik.
 
Diabeł tkwi w szczegółach
Według tegorocznego raportu „Crossing Borders” przygotowanego przez Audit Commision, to właśnie tego typu codzienne uciążliwości dużo bardziej wpływają na niechęć lokalnej społeczności wobec przybyszy, niż domniemane obciążenia dla służb publicznych, jakie mają sprawiać. Kilka dodatkowych osób zarejestrowanych w miejscowej przychodni zdrowia czy polskie dzieci pilnie nadrabiające zaległości w języku angielskim w lokalnej szkole, to nic w porównaniu do domu z sąsiedztwa, w którym zamiast tradycyjnej rodziny zamieszkuje brygada hydraulików i cieśli. Nawet jeśli piją i awanturują się umiarkowanie, to sam fakt kilkunastu trzaśnięć drzwi ich samochodów o świtaniu, kiedy wybierają się do pracy lub fakt, że zastawili ulubione miejsce parkingowe przed domem sąsiada, potrafi doprowadzić tubylców do szewskiej pasji. Na dodatek nie da się nowym ziomkom wytłumaczyć zasad segregowania śmieci, bo po angielsku nie mówią ni w ząb. Respect to projekt, który ma koordynować działania rządu, samorządów i lokalnych społeczności wymierzone przeciw aspołecznym zachowaniom niektórych mieszkańców okolicy. Według jego autorów tego typu zajścia nie są zwykłym uprzykrzaniem życia sąsiadom, ale prawdziwym zagrożeniem dla funkcjonowania społeczności. Odstraszają z okolicy nowych mieszkańców, tamując odnawianie się tkanki społecznej i regenerację terenu. Stwarzają też klimat sprzyjający popełnianiu poważniejszych przestępstw. Są też niezwykle kosztowne. Same interwencje lokalnych służb kosztują rocznie 3,5 miliarda funtów. Narastający problem sprowokował władze do licznych prób rozwiązań systemowych.
 
Naród neurotyków
– W tej chwili istnieją już bardzo silne narzędzia prawne do radzenia sobie z kłopotliwymi sąsiadami – mówi Peter Jackson, dyrektor Social Landlords’ Crime and Nuisance Group. Wciąż jednak szwankuje wiedza, jak użytkować te narzędzia. Stąd przy współudziale jego organizacji powstał specjalny podręcznik radzenia sobie z niesubordynowanymi lokatorami – „A Performance Improvement Toolkit for Landlords”. – Adresowany jest głównie do właścicieli mieszkań socjalnych, takich jak councile czy housing associations – wyjaśnia.

Przy każdym councilu działa community safety team, do której należy kierować skargi na dokuczliwych sąsiadów. Oprócz mediacji mają w rękach jeszcze takie środki, jak skierowanie do sądu sprawy o eksmisję. Mogą też poprosić sąd o wydanie nakazu zabraniającego uciążliwych dla okolicznych mieszkańców procederów. Za jego złamanie grozi grzywna. Od 1998 roku wprowadzono też tak zwane ASBOs, czyli Anti Social Behaviour Orders, wydawane przez sąd na prośbę lokalnych władz. Łamiący go śmiałkowie mogą trafić do więzienia nawet na 5 lat. Jednak według organizacji Neighbours from Hell zrzeszającej ofiary terroru sąsiadów, nadal co drugi mieszkaniec wysp nie czuje, by spokój jego domowego ogniska był należycie chroniony. Mało tego, trzy czwarte uważają, że ich sąsiedzi to wcielone diabły, których misją jest uczynić z życia okolicznych mieszkańców piekło. Najpowszechniejszym cierpieniem okazały się hałasy, na które wskazał co piąty badany. Innymi popularnymi zarzewiami konfliktów są: dostęp do własnej posesji z terenu sąsiada w celu dokonania niezbędnych napraw, wspólnie używane pomieszczenia, miedze, ogradzające posesję żywopłoty i mury, które są za niskie lub za wysokie, gałęzie drzew zwisających nad naszym ogrodem z terenu sąsiada, przestrzeń do parkowania, czy wreszcie gry i zabawy dzieciaków zza płotu, które krzyczą i przerzucają na nasz teren piłki i inne śmieci.

 

 

 
author-avatar

Przeczytaj również

Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj