Życie w UK

Samotnie dookoła świata

Bez fanfar, żegnany przez garstkę najbliższych i znajomych, odpłynął z mariny w Plymouth jachtem „Tiggy” w rejs dookoła świata kapitan Andrzej Placek. Po Leonidzie Telidze i Henryku Jaskule, kpt. Placek jest trzecim w historii Polakiem, który podjął takie wyzwanie. Jest też pierwszym polskim emigrantem, który wyruszył w taki rejs.

Samotnie dookoła świata

Dziękujemy Panu, Panie Gross >>

Donald Tusk: Poleciały mi łzy >>

Jeśli wszystko przebiegnie pomyślnie, żeglarz pojawi się z powrotem w Plymouth za około dwa lata.

Andrzej Placek to postać niezwykła – swoim życiorysem mógłby obdzielić z tuzin osób. Jak na żeglarza przystało, życie miał burzliwe, obfitujące w ciągłe zmiany. O tym rejsie marzył przez niemal całe swoje życie i wreszcie w wieku 57 lat zdecydował się na realizację swoich pragnień.
Pierwszy raz zetknął się z żaglami na jeziorze Jamno koło Mielna. Miał wtedy 14 lat. Poznał tam znakomitego żeglarza Jacha Michalskiego i to właśnie on zaszczepił w Andrzeju Placku miłość do żeglowania. Swojej pasji podporządkował późniejszą edukację. Zaczął od Szkoły Rybactwa Morskiego w Świnoujściu w 1966 roku i w tym samym roku, na statku szkolnym „E. Gierczak”, wyruszył w swój pierwszy rejs do Edynburga, a później do Afryki, Casablanki, Dakaru i Las Palmas. W Dakarze, w styczniu 1969 roku, spotkał Leonida Teligę, pierwszego polskiego żeglarza, który wybrał się w rejs dookoła świata. Tak się złożyło, że obaj zawinęli w tym samym czasie do dakarskiego portu.

Spotkanie z Teligą

– Było to dla mnie wydarzenie niesłychanej wagi, takie spotkanie z legendą żeglarstwa. Nie mogłem nie skorzystać z okazji poznania tej legendy osobiście. Pamiętam jak dziś, że 9 stycznia 1969 roku, o godzinie 22.00 znalazłem się na słynnym jachcie „Opty”. W środku spotkałem trzech panów – jednym z nich był właśnie on. Na stole stały butelki „Żywca” i leżały papierosy „Philip Morris”. Miałem ze sobą aparat „Smiena” i natrzaskałem nim trochę zdjęć – wspomina Andrzej Placek. – Po tym spotkaniu nie miałem już wątpliwości, że kiedyś też wyruszę w taki rejs „pod gałganami”.

Tam gdzie śnieg pada w poprzek

Po ukończeniu szkoły Andrzej Placek poszedł do pracy w przedsiębiorstwie rybackim „Gryf” w Szczecinie, na jednostkach rybackich przepracował 20 lat. Zaczynał od prostego „bajkoka” przechodząc następnie na stanowisko bosmana, a później szypra II klasy. Najpierw pływał na tzw. kulikach po Morzu Północnym, a później przeniósł się na supry (parowce) i pływał po Atlantyku, głównie na łowiskach w okolicach Kanady. Następnie łowił ryby na szelfie afrykańskim, u wybrzeży Ameryki Południowej, ale też w okolicach Falklandów – Malwinów i wreszcie na Morzu Beringa, gdzie – jak mówi – „mewy latają bez piór, a śnieg pada w poprzek”.
– Odwiedziłem prawie wszystkie kontynenty, zawarłem mnóstwo znajomości, a podczas pobytu w Kolumbii nauczyłem się hiszpańskiego, a w Chinach chińskiego. W czasie tego pływania na „rybakach”, a i potem w żegludze handlowej, wręcz obsesyjnie myślałem o dalekich wyprawach, ale już na swoim jachcie, na którym „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”.

Kurs oficerski

W 1999 roku Andrzej Placek odszedł z rybołówstwa i szukał szczęścia pod obcą banderą. Znalazł pracę u armatora niemieckiego, pływał przez blisko cztery lata. Później przez jakiś czas jego drugim domem był holownik na Morzu Północnym. Kiedy pływał kontenerowcem na trasie Gdynia – Bremenhaven, zaprzyjaźnił się z kapitanem, Niemcem i opowiedział mu o swojej pasji. Okazało się, iż kapitan też jest miłośnikiem żeglarstwa i że ma własny jacht pełnomorski. Nissan, bo tak na imię miał ów kapitan, namówił Andrzeja Placka do ukończenia kursu oficerskiego.
– Blisko cztery miesiące nauki – w dzień akademia marynarki wojennej i szkoła morska, a wieczorami kucie w domu. Było bardzo ciężko. Stres, bo coś nie wchodziło do głowy, a tu egzaminy za pasem. Wreszcie egzamin i dyplom oficera. Muszę tu wspomnieć Mariana Oktawca, bosmana ze Szkoły Morskiej w Gdyni, u którego mieszkałem podczas kursu, i o swojej żonie Halinie. Oboje mocno wspierali mnie w chwilach załamania i dzięki nim dałem radę. I tak oto rozpocząłem pływanie jako oficer. Jego ostatnim statkiem był „Progressor” – blisko 200 metrów długości.

Z tawerny na Wyspy

Potem zaczął się kolejny etap życia naszego bohatera, kiedy to na pewien czas przemienił się w „szczura lądowego”. Osiadł w Bełchatowie i wraz z braćmi przez pięć lat prowadził tam tawernę „Bulaj” sponsorując przy okazji tamtejszy festiwal szantowy.
Czas prosperity się jednak skończył, do lokalu trzeba było dopłacać i wtedy Andrzej Placek uznał, że wyjedzie do Anglii i tam poszuka szczęścia.
– Wylądowałem na Wyspach pełen nadziei i z 40 funtami w kieszeni. Pracowałem jako stolarz, elektryk, szukałem pracy na jednostkach rybackich, ale nie tylko. Będąc w Windsor zobaczyłem bardzo stary statek pasażerski i pomyślałem: O Boże, jak ja bym chciał na nim pływać. Chyba Neptun mnie wysłuchał, bo tego samego dnia poznałem Andrzeja Gołdza, którego syn Konrad kilka lat wcześniej na tym statku pływał. Byłem tam marynarzem sezonowym.
W 2005 roku nasz bohater udał się do Szkocji i tam przez kilka miesięcy pływał jako szyper na kutrze, a przez następne dwa lata na jednostce pasażerskiej.
– W chwilach wolnych od pracy poszukiwałem swojego wymarzonego jachtu i wreszcie znalazłem swoją „Tiggy”. Włożyłem w jego remont wiele pracy, żeby „Tiggy” nie musiała się wstydzić, że ma złego właściciela. Bardzo mi pomogła w tym moja sympatia Julita i jej syn Patryk.
„Tiggy” została wodowana 17 września br. Andrzej Placek odbył kilka krótkich rejsów sprawdzających i uznał, że jego jacht jest gotowy do dalekiej wyprawy.
– Tym rejsem chcę nie tylko spełnić swoje marzenia i zmierzyć się z żywiołem, ale przede wszystkim oddać hołd Leonidowi Telidze, wybitnemu, nieco już zapomnianemu, naszemu żeglarzowi.
Andrzej Placek, podobnie jak nasz legendarny żeglarz Leonid Teliga, postanowił zrealizować swój zamiar wyłącznie własnymi siłami. Pierwszym portem, do którego zawinie będzie Teneryfa, do której planuje dopłynąć w ciągu 20 dni, natomiast podróż ma potrwać około dwóch lat.
Andrzej Placek obiecał nam, że ze swojego samotnego rejsu dookoła świata będzie dostarczał nam szczegółowe relacje z każdego etapu wyprawy. Będziemy je systematycznie publikować w naszej gazecie, a bohaterowi życzyć nieustającej stopy wody pod kilem i pomyślnych wiatrów.

Janusz Młynarski
 

author-avatar

Przeczytaj również

Biustonosze bez podatku VAT. Apelują o to pracownicy służby zdrowiaBiustonosze bez podatku VAT. Apelują o to pracownicy służby zdrowiaZamknięcie odcinka M25 w maju – gdzie wyznaczono objazdy?Zamknięcie odcinka M25 w maju – gdzie wyznaczono objazdy?Tworzenie deepfake’owych obrazów o charakterze seksualnym będzie przestępstwemTworzenie deepfake’owych obrazów o charakterze seksualnym będzie przestępstwemOsoby niepełnosprawne otrzymają 2800 funtów mniej po przejściu na UCOsoby niepełnosprawne otrzymają 2800 funtów mniej po przejściu na UCLotnisko w Dublinie odejdzie od tej 76-letniej tradycjiLotnisko w Dublinie odejdzie od tej 76-letniej tradycjiIle czasu zajmuje oszczędzanie na pierwszy dom w UK – z depozytem 5%, 10% i 25%Ile czasu zajmuje oszczędzanie na pierwszy dom w UK – z depozytem 5%, 10% i 25%
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj