Życie w UK

Samobójstwa: Pozostawieni samym sobie

Polska ma jeden z wyższych poziomów samobójstw w Europie. Mało kto dostrzega ten problem, który wciąż jest wstydliwym tabu.

Samobójstwa: Pozostawieni samym sobie

Trzy tygodnie temu opisaliśmy tragiczne zdarzenia na farmie owoców w niewielkiej miejscowości Marden, położonej w północno-zachodniej Anglii. W ciągu jednej nocy dwóch Polaków popełniło tam samobójstwo – obaj powiesili się. Najbardziej prawdopodobną przyczyną ich śmierci były problemy osobiste, w tym depresja wywołana trudna sytuacją finansową oraz alkoholizm.

Kilka dni wcześniej po drugiej stronie Wyspy, w hrabstwie Lincolnshire, życie odebrał sobie 49-letni mężczyzna, tydzień po tragicznej śmierci swojej żony. Małżeństwo mieszkało na w Wielkiej Brytanii od kilku lat.

Litania problemów

Informacje o śmierci Polaków w UK trafiają do konsulatów. Londyńskiego z terenu Anglii i Walii oraz edynburskiego, który obejmuje Szkocję oraz Irlandię Północną – tam wystawiane jest zaświadczenie niezbędne przy transporcie ciała lub prochów do kraju. Nikt nie zna dokładnej wielkości naszej populacji w UK, trudno więc ocenić poziom samobójstw, który dla konkretnych krajów określa się w ilości na 100 tys. mieszkańców. To co można policzyć, to ilość samobójstw w ogólnej liczbie zgonów, o których informacje przechodzą przez konsulat. Urzędnicy w Londynie od początku bieżącego roku zajmowali się ok. 300 przypadkami śmierci. – Mniej więcej 20 – 25 proc. z nich to samobójstwa – mówi Monika Banasiuk. – To widoczne zjawisko – zaznacza.

Informację o śmierci konsulat otrzymuje od policji lub koronera. Urzędnicy przekazują ją następnie do wojewody właściwego dla miejsca zamieszkania osoby zmarłej, a ten zawiadamia jej krewnych. – W prawie wszystkich przypadkach bliscy osoby zmarłej są w kraju – mówi Banasiuk.
Wtedy zaczyna się dramat rodziny. To cała litania problemów.
– Ludzie proszą o dokładniejsze informacje, co stało się z ich bliskim. Muszą zorganizować pochówek, kremację lub transport, na który decyduje się większość, następnie je opłacić. Wiele osób decyduje się na przyjazd do Wielkiej Brytanii, żeby to wszystko załatwić, ale często nie znają języka i nie wiedzą, jak poradzić sobie na miejscu – opowiada Piotr Leszczyński, wicekonsul z Edynburga. – To duży problem, bo rodzina właściwie zostaje pozostawiona sama sobie – dodaje.
Koszt kremacji to – w przypadku Szkocji – od 600 do 800 funtów. Do tego dochodzą opłaty dla zakładu pogrzebowego, na przykład opłacenie skromnej ceremonii poprzedzającej spopielenie.

– W sumie to przynajmniej 1500 funtów. Bez kosztów transportu – wylicza Leszczyński.
Co w sytuacji, kiedy bliscy zmarłego nie mają takich pieniędzy? Jeśli samobójca nie żył w Wielkiej Brytanii z rodziną, kosztów nie pokrywa podstawowe ubezpieczenie. Konsulat stara się wtedy pomóc na własną rękę.
– Czasem udaje nam się zbić koszty. Na przykład prosimy o wsparcie urzędy miast, w których doszło o tragedii – opowiada wicekonsul, dla którego najgorszym rokiem był 2006. Wtedy na 30 polskich zgonów w Szkocji, ponad połowa była efektem samobójstwa. – Byłem naprawdę zaszokowany – wyznaje Leszczyński.
Dziś, według szacunków konsulatu, w Szkocji mieszka ok. 80 tys. Polaków. Jako przyczynę kroku samobójczego brytyjska policja zazwyczaj podaje konflikty domowe, często podlane alkoholem.

Bez wsparcia

W Polsce liczba samobójstw spada. W drugiej połowie lat 90. było to ok. 5 tys. przypadków rocznie. W 2007 roku, według komendy głównej policji, samobójstwo pojawiło się jako przyczyna śmierci na ponad 3,5 tys. aktów zgonu. Zdecydowana większość dotyczy mężczyzn, zazwyczaj w średnim wieku i gorzej wykształconych, chociaż przypadki odebrania sobie życia zdarzają się też wśród 10- i 80-latków. Pomimo malejącej liczby samobójstw, nadal plasujemy się w połowie europejskiej stawki. Według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) najwyższy współczynnik notowany jest na Litwie – ponad 40 samobójstw na 100 tys. mieszkańców. W Wielkiej Brytanii wartość ta wynosi w ostatnich latach ok. 10. W Polsce – 25 na 100 tys.

– Nie dziwi mnie ilość samobójstw na emigracji, ale raczej nie odbiega ona od wysokiego, polskiego poziomu – uważa dr Włodzimierz Brodniak, psychiatra z warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii.
– Słyszymy o samej śmierci, ale dużo wcześniej, zanim dojdzie do samobójstwa, pojawiają się problemy, które do niego prowadzą. Mogą być bardzo różne, np. brak pracy. Następnie może pojawić się alkoholizm i depresja, dopiero na końcu myśli, potem plan samobójczy i w końcu decyzja – wyjaśnia dr Brodniak.
Problemy na emigracji mogą być podobne do tych, które dotyczą ludzi w Polsce, mogą się też bardzo różnić. Niektóre z nich powstają wyłącznie po wyjeździe z kraju, na przykład brak naturalnej grupy wsparcia, którą stanowią rodzina i przyjaciele.

Przy okazji

Okazuje się, że w Polsce, w przeciwieństwie do innych państw, nie funkcjonuje żaden program prewencyjny, który pozwoliłby pomóc zdesperowanej osobie, zanim posunie się do ostatecznego rozwiązania swoich problemów. Prowadzonych jest niewiele badań, a specjalistów zajmujących się suicydologią jest w skali kraju niewielu.
– Polscy lekarze pierwszego kontaktu, w przeciwieństwie do brytyjskich kolegów, w większości nie mają wiedzy z zakresu rozpoznania depresji. Specjalistów, którzy zajmują się problemem samobójstw jest w Polsce może setka, a i tak większość z nich zajmuje się tym tematem przy okazji – ocenia Włodzimierz Brodniak.

W Wielkiej Brytanii od ponad 50 lat działają programy oraz organizacje, których efektem pracy jest znaczący spadek ilości samobójstw. To tu powstały pierwsze telefony zaufania, to tu w 1953 roku rozpoczęła swoja działalność organizacja charytatywna Samaritans, oferująca 24-godzinne wsparcie psychologiczne. Dziś Samaritans to prawdziwa armia 17 tys. przeszkolonych wolontariuszy, organizacja posiada 200 oddziałów w Irlandii i UK. W zeszłym roku Samarytanie przeprowadzili ponad 5,3 mln (!) rozmów: telefonicznie, poprzez pocztę tradycyjną i elektroniczną, osobiście w oddziałach organizacji, więzieniach, podczas festiwali etc. Brytyjczycy wiedzą, do kogo zwrócić się o pomoc. Zawsze jest ktoś, z kim można porozmawiać, nawet w środku nocy. Polacy żyjący na emigracji muszą radzić sobie sami. – Nie zawsze rodzina jest wyczulona na to, co się dzieje z jednym z jej członków. Boją się zaangażować, a sygnały o problemach kwitują krótkim: „weź się w garść, przejdzie ci” – potwierdza psychiatra.

O tym się nie mówi

Włodzimierz Brodniak jest również współzałożycielem stowarzyszenia „Tabu”. Powołano je, by nieść pomoc rodzinom i bliskim samobójców. Nazwa organizacji nie jest bez znaczenia – w Polsce samobójstwo to wciąż temat tabu, a dla rodziny powód do wstydu. Z punktu widzenia religii to poważny grzech, do dziś wśród wielu ludzi funkcjonuje przekonanie, że samobójców chowa się za murami cmentarzy, bo nie zasłużyli na godny pochówek.
I nie jest to temat polityczny, unika się go, więc brakuje rozwiązań legislacyjnych, podobnych do tych, które dotyczą na przykład osób uzależnionych od alkoholu. Brak spójnego programu narodowego i programów lokalnych, brakuje też oczywiście pieniędzy.
– Nie mamy programu dla potencjalnych samobójców, lub ich rodzin. Ten temat nie pojawił się do tej pory na forum komisji – potwierdza Bolesław Piecha, przewodniczący Sejmowej Komisji Zdrowia. – Ale być może należy to zrobić – zastanawia się poseł Prawa i Sprawiedliwości.

Błażej Zimnak

KOMENTARZ NACZELNEGO

Jak bumerang powracają do nas sprawy Polaków, którzy powiedzieli samym sobie „to już koniec”. Znamy liczbę tych, którzy postawili ostatni krok. Ilu zatrzymało się i nie przekroczyło ostatecznej granicy – tego nie dowiemy się nigdy. Niektórym z nas nie mieści się w głowie, dlaczego ludzie odbierają sobie życie. Nieistniejąca, praktyczna definicja samobójcy skutecznie utrudnia prewencyjną pomoc. Z encyklopedycznej korzystają co najwyżej lekarze.

Uczucie bezsilności po tragedii jest tym mocniejsze im bardziej niespodziewana jest śmierć bliskiej osoby.
W przypadku emigrantów osłabienie więzi z osobami, które jako pierwsze powinny zareagować, skutecznie wzmacnia odległość. Obce środowisko, nierzadko brak zrozumienia wśród współemigrantów, alienacja kulturowa i językowa to tylko wierzchołek góry lodowej.

Emigracja wzmacnia i hartuje. Nie wszystkich jednak. Tak jak żołnierze wracający w misji – emigrant może wrócić bogatszy o nowe doświadczenia, zdruzgotany psychicznie, lub… nie wrócić wcale. Istnieje jednak coś takiego jak syndrom Ulissesa dotykający „wyjechanych” na całym świecie.

„Wieczne zmęczenie, bóle głowy, serca i kręgosłupa, wewnętrzny smutek, niepokój o przyszłość, wstyd towarzyszący społecznej degradacji, poczucie osamotnienia, upokorzenie sytuacją bytową, wyjaławiająca psychicznie konieczność walki o biologiczne przetrwanie” – to niektóre z jego objawów.

Na ile znajome, wie chyba każdy z nas. Na ile mogą przyczynić się do samobójstwa, możemy się tylko domyślać.

Maciej Ligus

 

author-avatar

Przeczytaj również

Polscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnego
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj