Życie w UK

Londyński restaurator z polskimi korzeniami

Miał dwadzieścia parę lat i jeszcze więcej pomysłów na życie. Pierwsze pieniądze zarobił jako fotoreporter, choć marzył o własnej restauracji. Dziś prowadzi trzy prestiżowe lokale w Londynie, myśli o otwarciu następnych. O drodze do spektakularnego sukcesu opowiada restaurator Jan Woroniecki.

Londyński restaurator z polskimi korzeniami

Można śmiało powiedzieć, że urodził się, by robić interesy. Doskonały zmysł menedżerski i jeszcze lepsze pomysły na oryginalny lokal zaoowocowały sukcesem. Pierwszy biznes zaczynał rozkręcać równo osiemnaście lat temu. W 1988 roku wystartował z pierwszą w Londynie restauracją z polskim jedzeniem. Wódka, bo tak nazwał swój lokal, szybko stała się rozpoznawalną marką i zdobyła uznanie nawet wymagających klientów. Sukces sprawił, że kilka lat później zainwestował w kolejny projekt – klubo-restaurację o słowiańskiej nazwie Baltic. Jakiś czas później do tego grona doszła jeszcze trzecia – Chez Kristof. Dziś można zaryzykować stwierdzenie, że Jan Woroniecki jest na dobrej drodze, aby zostać jednym z ważniejszych londyńskich restauratorów.

Zza żelaznej kurtyny

Z Janem Woronieckim spotykamy się w restauracji Baltic. Właściciel prowadzi nas po schodach do własnego biura nad lokalem. O ile sama restauracja robi imponujące wrażenie, w częściu biurowej co chwilę o coś się potykamy. Jego miejsce pracy to małe biurko, komputer i fotel. W pomieszczeniu ledwo mieszczą się dwie osoby. – Nie muszę mieć ekskluzywnego, wielkiego gabinetu. Wolę zadbać o salę dla gości – tłumaczy.
Jan Woroniecki urodził się w Wielkiej Brytanii, choć ma polskie korzenie. Jego ojciec Krzysztof był żołnierzem, w czasie II wojny światowej walczył o Anglię. Miał dylemat, czy zostać w UK, czy wracać do Polski. Ta druga wizja nie była mniej interesująca, bo Europę podzieliła żelazna kurtyna i blok wschodni opanowali komuniści. Żołnierz Krzysztof ożenił się z Angielką. Choć resztę życia spędził na Wyspach, nigdy nie zapomniał o Polsce. Zabierał tam swojego syna, aby pokazać mu ten kraj, zupełnie inne zwyczaje. – Po raz pierwszy byłem w Warszawie w 1962 roku. Miałem ledwo dziesięć lat, to był szok. Wszystko było inne. Nawet okna i drzwi w domach, bo ludzie musieli chronić się przed śniegiem i zimnem. W Anglii tego nigdy bym nie zobaczył – wspomina.
Ale najbardziej zainteresowała go polska kuchnia. Pierogi, kotlety schabowe, bigos czy gołąbki były czymś wyjątkowym, zachwycającym. Wiele razy odwiedzał Polskę i zawsze cieszył się, że znów będzie mógł spróbować tych specjałów. Bo w Londynie na próżno było szukać polskiej restauracji.

Jan Woroniecki skończył studia na wydziale nauk politycznych. Pracował jako fotoreporter dla kilku londyńskich gazet, zajmował się też fotografią reklamową. Fachu uczył go znany fotoreporter David Montgomery. Dostał się pod jego skrzydła dzięki pomocy znajomych. Ktoś zobaczył jego zdjęcia i zarekomendował go mistrzowi jako dobrego asystenta.
Ale już wtedy wiedział, że chce otworzyć własny biznes. Był rok 1988, Jan miał 28 lat. Wynajął lokal przy Knightsbridge i przekształcił go w restaurację. Taką, gdzie można zjeść wszystkie specjalności polskiej kuchni, wypić polskie napoje wyskokowe. Tak powstała „Wódka”. Inwestycja kosztowała go w tamtych czasach „aż” 14 tysięcy funtów…

Jak wódka, to zmrożona

Dziś Jan Woroniecki wspomina tamte chwile z uśmiechem na twarzy. Nieruchomości były wiele tańsze, wynajęcie lokalu nawet w samym centrum Londynu nie było tak drogie, jak dzisiaj. Gdy dziesięć lat później urządzał restaurację „Baltic” przy Southwark, na rozruch wydał już milion funtów. – To nieprawdopodobne, jak wiele zmieniło się od tamtej pory na rynku – stwierdza.

 

 

 

Aż trudno w to uwierzyć, ale gdy gdy otwierał „Wódkę”, londyńczycy jeszcze nie mieli wielkiego pojęcia o światowych kuchniach. Na próżno było szukać tutaj oryginalnych barów i knajp, nie mówiąc już o jedzeniu z odległych zakątków świata. Jan wstrzelił się w prawdziwą niszę. Dlaczego nazwał swój biznes „Wódka”?
– To proste. Anglicy nie mieli pojęcia, jak smakuje prawdziwa, porządna wódeczka. Pili jakieś popłuczyny, ani to smaczne, ani zimne. Pierwszy pokazałem im, że powinien to być markowy alkohol, porządnie zmrożony, podany w eleganckich kieliszkach – wyjaśnia.
Pod koniec lat 80. w Londynie mieszkała garstka Polaków. Nie była to grupa ludzi, z której mogłaby się utrzymać duża restauracja, do tego nie należąca do najtańszych. Mimo to nie zabrakło klientów. Jan Woroniecki wspomina, że nawet nie musiał wydawać majątku na reklamę. – W prasie ukazało się wtedy kilka bardzo pochlebnych opinii. Ludzie przekazywali sobie wieści drogą pantoflową i niebawem mieliśmy solidną, stałą grupę klientów – wspomina.
Dziś przychodzi tam równiez sporo Polaków. Nie tylko tych, którzy kilka lat temu wyjechali do Anglii za chlebem. Wyrosło tutaj drugie pokolenie Polonii, to są dzieci tak zwanych starych emigrantów. Doskonale sobie radzą w Londynie i nie żałują pieniędzy na spędzanie wolnego czasu.

Wypieramy Anglików?

Trzy restauracje Jana zatrudniają ponad stu Polaków. Właściciel wyraża się o nich w samych superlatywach. – To są fantastyczni ludzie, mają dużo chęci do pracy. Mam czasami wrażenie, że Polacy wypierają powoli Anglików. Ale nie widzę w tym nic złego – wymienia swoje spostrzeżenia. Uważa, że decyzja o otwarciu rynku pracy dla Polaków była najmądrzejszym krokiem, jaki zrobiła w ostatnich latach Wielka Brytania.
– Chciałbym, żeby ci ludzie kiedyś wrócili do kraju. Polsce na pewno ich brakuje. Marzę, aby pewnego dnia pojechali do domu bogatsi o nowe doświadczenia, przywieźli ciężo zarobione pieniądze i zainwestowali je we własny biznes – restaurator nie kryje emocji. – Jeśli dwa miliony ludzi wróciłoby z dużymi pieniędzmi, kraj dostałby ogromnego przyspieszenia.
Ale zaznacza też, że niektórzy Polacy zbyt długo się męczą na obczyźnie. Ma na myśli ludzi, którzy zostawili w kraju rodzinę i dzieci, pracują po kilka lat na zmywaku. – Nawet w restauracji można awansować. Ze zmywaka jest krótka droga do pomocnika kucharza, można potem samemu gotować, a nawet zostać menadżerem. Sam kiedyś pracowałem jako barman. Gorzej, gdy ktoś nie idzie do przodu. Chyba lepiej, żeby wtedy wrócił do kraju.
Restaurator cieszy się, że wielu Polakom udało się odnieść w Anglii sukces. Mówi, że strzałem w dziesiątkę były polskie sklepy, które zapełniły na rynku prawdziwą niszę.

Nie tylko biznes

Restaurator spędza większość czasu w swoich lokalach. Codziennie odwiedza inny. Najłatwiej spotkać go w „Wódce”, gdyż wykupił całą nieruchomość i nad lokalem urządził własny dom. Ale lubi też wyjść do miasta ze znajomymi, odwiedzić konkurencję. – Londyn cały czas się zmienia. Trzeba obserwować co robią inni, bo bardzo łatwo z tego biznesu wylecieć. Mówi, że dzisiaj już nie tak łatwo otworzyć nową restaurację. Statystyki mówią, że na dziesięć nowych lokali upada aż osiem. Mimo to Jan Woroniecki chce otworzyć swój czwarty biznes. – Mam nadzieję, że wystartuję z nim w przyszłym roku. To będzie polsko-rosyjska restauracja na Bloomsbery.
Czy radziłby komukolwiek inwestowanie pieniędzy w bary z jedzeniem? Po chwili namysłu stwierdza, że pewniejsze są dzisiaj małe coffe shopy, gdzie żywność nie jest priorytetową sprawą. – Lepiej serwować zwykłe przekąski, a specjalizować się w podawaniu kawy czy innych napojów. – doradza.
Jan Woroniecki lubi cieszyć się też życiem prywatnym. Ma własną łódź i pasjonuje się żeglarstwem. Uwielbia też motocykle. Wybrał się już na kilka imponujących przejażdżek – między innymi przez Indie oraz wzdłuż Stanów Zjednoczonych. W najbliższe święta poleci do Ameryki Południowej i chce przejechać na motorze z Argentyny do Chile.
Jak siebie wyobraża za kilka lat? – Jeszcze nie wiem, co będę robił. Coraz częściej myślę o otwarciu jakiegoś nowego biznesu, czegoś spoza gastronomii. Być może sprzedam swoje restauracje i zajmę się czymś zupełnie innym – mówi tajemniczo. – Ale na emeryturę jeszcze się nie wybieram – podsumowuje.

Tomasz Ziemba
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj