Styl życia

Pustka wypełniona funtem

Dla wielu Polaków na wyspach maj jest momentem obchodzenia jeszcze jednej rocznicy – wyjazdu z domu i przeprowadzki do Wielkiej Brytanii czy Irlandii.

Pustka wypełniona funtem

Rząd planuje powroty Polaków >> 

Edukacja: Kopciuszku, usmaż nam racuszków >>

Exodus Polaków na Wyspy Brytyjskie nie był chyba dla nikogo zaskoczeniem – w maju 2004 roku tylko kilka państw „starej” Unii zdecydowało się na zupełne otwarcie granic dla przedstawicieli nowych państw członkowskich. Główny nurt polskiej nawały skierował się więc za Kanał La Manche, więcej Polaków niż dotychczas udało się do Skandynawii, choć – co ciekawe – nie straciła na sile emigracja za Wielką Wodę.
W Polsce zostały wierne żony i dzieci, których nikt nie chciał wyrywać z ich środowiska.

Z północy

– Na początku było nam dość dobrze – opowiada Justyna Nowicka z Krakowa. Zaraz po wejściu do Unii Europejskiej mąż wyjechał do Norwegii. Miał pewną pracę na budowie i już w kilka tygodni po wyjeździe był w stanie przesłać żonie i dzieciom pierwsze pieniądze. – Wreszcie mogłam kupić dzieciom lepsze ubrania, wymieniłam w domu pralkę, która szarpała ubrania, mogliśmy zrobić mały remont. Najpierw chodziło o zaspokojenie najpilniejszych potrzeb i wyjście z długów. Justyna Nowicka podkreśla, że w tym przypadku wyjazd męża za granicę był po prostu koniecznością. – Tutaj Paweł pracował tylko dorywczo, a ja jestem pielęgniarką. Naprawdę często brakowało nam pieniędzy dosłownie na wszystko – mówi.

Bardzo szybko niemal wszystkie problemy się rozwiązały. Norwegowie płacili dobrze, a pracy nie brakowało. Wkrótce pieniędzy na koncie zebrało się na tyle dużo, że Nowiccy zaczęli myśleć o kupnie nowego, większego mieszkania w Krakowie.

– Wyjazd całej rodziny od początku nie wchodził w rachubę. Mamy dwie córki, jedna chodzi już do gimnazjum, i to naprawdę nie byłby dla niej najlepszy moment na taką przeprowadzkę. A ja po prostu nie wiem, czy poradziłabym sobie – przyznaje Nowicka. – Dlatego zainwestowaliśmy w mieszkanie tutaj. W końcu mąż kiedyś wróci z tej Norwegii…

Z zachodu

Tuż pod Nowym Sączem stoi śliczny, przytulny domek. Niewielki, ale niedawno odremontowany. Zdawać by się mogło, że mieszkańcom takiego domu niczego nie brakuje. Rzeczywistość nie jest jednak taka różowa.

– Mąż już prawie trzy lata pracuje pod Londynem – opowiada Wanda Krzewik. – Pojechali tam z kilkoma sąsiadami do pracy na budowie. Po paru miesiącach założyli własną firmę budowlaną do spółki z dwoma Anglikami. Zarabiali naprawdę nieźle, mąż przesyłał co miesiąc pieniądze nie tylko do nas, ale i do chorej siostry oraz swoich rodziców. Niczego nam nie brakowało – dzieci chodziły dobrze ubrane, najedzone. Mąż dzwonił przynajmniej trzy razy w tygodniu do domu, nie narzekaliśmy na nic.

Taki stan rzeczy nie trwał jednak długo. Po roku w domu dawało już się odczuć ciężką do zniesienia pustkę, która zdawała się tłumić nawet śmiech trójki dzieci.

Najgorsze były święta, zwłaszcza Boże Narodzenie. – Na pierwsze święta mąż nie mógł przyjechać, bo realizowali jakieś tam zlecenie i mógłby być w domu tylko przez jeden dzień. To było straszne. Powiedzieliśmy sobie, że choćby nie wiem co, następne święta musimy spędzić razem.

Ten sam scenariusz

To tylko dwa przypadki z tysięcy. Historia zawsze wyglądała podobnie – mąż wyjeżdżał z domu, bo musiał – bo nie było pracy albo zarobki były tak niskie, że nie było możliwe utrzymanie całej rodziny bez zaciągania długów. Perspektywa kilku lat spędzonych poza Polską nie wydawała się czymś tragicznym – tym bardziej, że można przecież sprowadzić do siebie całą rodzinę. Początki za granicą też wyglądały całkiem nieźle – zarobki dużo wyższe niż w Polsce, koszty życia do zniesienia, nawet jeśli zarabiało się według najniższej stawki. Zostawiona w domu rodzina nie narzekała, bo co jakiś czas na koncie bankowym pojawiała się przyzwoita suma pozwalająca na spokojne życie, a czasem nawet na odrobinę luksusu. Po jakimś czasie zaczynało jednak czegoś brakować. Rozmowy przez telefon już nie wystarczały. Kontakt przez Internet wcale nie poprawiał sytuacji. A odległość jest na tyle duża, że trudno po prostu wsiąść do samochodu i przyjechać do domu na weekend. Pustka w domu była coraz trudniejsza do zniesienia, a tęsknota nie do wytrzymania.

Przez Ocean

– Mąż i dwaj synowie mieszkają już od dobrych kilku lat w Stanach – mówi Joanna Niemraz z Gorlic. – Ja i najmłodszy syn, Marek, mieliśmy do nich dołączyć jak tylko mały skończy gimnazjum. Został mu jeszcze rok, więc należałoby się już powoli pakować. Ale teraz to już sama nie wiem…

Państwo Niemraz mieszkali w dużym domu, otoczonym przez żywe świerki. Dwupiętrowy budynek przejęli po rodzicach, ale z pensji dwójki pracowników poczty trudno go było utrzymać. Do tego dorastający synowie mieli coraz większe potrzeby. Wyjazd okazał się więc koniecznością.

– Mąż wyjechał, potem dojeżdżali do niego po kolei synowie. Wszystko było dobrze przez kilka lat. Ostatnie miesiące to jednak zupełnie co innego – w Ameryce mają recesję, dolar jest wart tylko 2 złote i mąż przestał przysyłać pieniądze. Teraz to, co zarabia, ledwo starcza mu na utrzymanie się tam, o przysyłaniu czegokolwiek do nas już w ogóle nie ma mowy. Mieliśmy z Markiem dojechać do nich w przyszłym roku. Teraz kto wie, czy oni do nas nie wrócą. Tylko co ich tu czeka…

Waluta w dół

Sytuacja gospodarcza zdecydowanie nie sprzyja rodzinom emigrantów. Zarówno dolar, jak i funt, notują najniższy kurs w stosunku do złotówki w historii. Za dolara jeszcze niedawno płaciło się ponad 3 złote, teraz tylko 2. Funt jeszcze rok temu wart był prawie 6 zł – teraz już tylko 4. A zarobki tak w Stanach, jak w Wielkiej Brytanii nie zmieniły się na tyle, żeby łatwo powetować straty mające miejsce przy wymianie waluty.

– Jest trudno – opowiada Wanda Krzewik. – Nie możemy już pozwolić sobie na tyle, co jeszcze rok temu. Znowu trzeba było zapomnieć o luksusach. I szczerze mówiąc, nie wiem już, czy to wszystko warte tej samotności, płaczu dzieci i tego mordowania się za granicą. Pewnie i tutaj można sobie znaleźć pracę za zbliżoną stawkę.

– Naprawdę chcielibyśmy z dziećmi, żeby mąż już wrócił – wtóruje jej Justyna Nowicka. – Ale teraz spłacamy to mieszkanie, więc jeszcze przynajmniej 2-3 lata to potrwa. I miejmy nadzieję, że złotówka nie pójdzie jeszcze bardziej w górę, bo wtedy będziemy mieli naprawdę poważny problem.

Marzenie z reklamy

W polskiej telewizji można ostatnio zobaczyć reklamę jednego z napojów. Młody człowiek pokazuje, jak wiele się w jego życiu zmieniło na lepsze – To właśnie marzenie coraz większej liczbsiostra zamieniła lalki na kota i psa, a on sam zamienił kumpli na piękną dziewczynę. I do tego ojciec, który zamienił pracę w Irlandii na lepszą pracę w Polsce.y dzieci i żon w Polsce. Coraz bliższe spełnienia, bo ceny walut ani myślą się zmieniać, a tęsknota za mężem i ojcem coraz bardziej daje się we znaki. Pustka w domu jest coraz bardziej przytłaczająca. A pustka w portfelu – dawno niewidziana – coraz częściej do niego wraca. Ale powrót do domu to dopiero początek nowej drogi dla tych, którzy się na nią zdecydują.

– Tłumaczę mężowi, że mam już dość tego, że jest tak daleko – mówi Wanda Krzewik. – Zaczęłam mu nawet szukać pracy. Ale on boi się tego powrotu. Z pracą nie byłoby problemu, teraz wszędzie szukają wykwalifikowanych pracowników. Ale te trzy lata naprawdę wiele zmieniły. Chcielibyśmy być wszyscy znowu razem, znowu być normalną rodziną. Ale trudności z czasem tylko się mnożą.

Rząd planuje powroty Polaków >>

Edukacja: Kopciuszku, usmaż nam racuszków >>

 

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj