Styl życia

“Powrót sąsiadki” (cz. 91)

Lodówka mówi, że nie w Acapulco. Węgierskie żarcie w Meksyku. Wielkie zakupy. Faye, ale nie Dunaway. Racial abuse na High Street. „Polacy, czujcie się w UK, jak we własnym domu”. Kusząca propozycja.

"Co kryje węgierski worek" (cz. 89) >>

 

Moja sąsiadka przepadła na tydzień, o czym już wspomniałem i prawdę mówiąc, nie skręcałem się z tęsknoty, ale skłamałbym mówiąc, że nie byłem ciekaw, gdzież to ją poniosło. Nawet zamierzałem zapytać Ahmeda, ale porzuciłem ten zamiar, żeby ten nie pomyślał, że mnie to obchodzi. Zniknęła w piątek i dokładnie tydzień później się pojawiła. Nie miała przy sobie żadnego bagażu, nie licząc niewielkiej torby, którą nosi na co dzień. Trochę to dziwne, że wyjeżdżając na kilka dni zabiera ze sobą tak skromny bagaż, a ściślej – nie zabiera. Brat stwierdził, że widocznie odłożyła już tyle kasy, iż było ją stać na zakup odzieży np. w Acapulco, do którego pojechała na wakacje. Ale to nie było Acapulco, o czym dowiedziałem się zaglądając do lodówki. Nie było tam oczywiście listu adresowanego do mnie, w którym sąsiadka informowałaby mnie, gdzie była na wakacjach, ale były produkty żywnościowe pochodzenia węgierskiego. Wyłącznie węgierskiego. Brat, który zawsze szuka dziury w całym stwierdził, że to jeszcze nie dowód, bo mogła kupić te produkty w Acapulco.

– Węgierskie żarcie w Meksyku? Przecież tam tego nie ma!

– A skąd wiesz, byłeś w Meksyku?

No, nie byłem, ale z hipotezą brata i tak się nie zgadzam.

* * *

Wybieram się na kilka dni do Polski i to był powód, że musiałem zrobić coś, czego nienawidzę, mianowicie udać się na zakupy. Członkom bliskiej rodziny już dawno wybiłem z głowy to, że mogą się spodziewać ode mnie jakichś prezentów, ale tu chodziło o mnie – chciałem kupić kilka ciuchów, bo oczywiście nie zdążyłem zrobić prania (pralka bez przerwy zajęta). Myślałem o jakichś spodniach i podkoszulkach. Złaziłem mnóstwo sklepów i obładowany jednym podkoszulkiem przecenionym z pięciu funtów na trzy, udałem się w drogę powrotną, czyli do domu. Nogi właziły mi już do… no tam, gdzie zazwyczaj włażą po dłuższym ich używaniu. Przed galerią na aktońskiej High Street jest kilka ławek, właściwie to trzy. Dwie były zajęte przez miejscową ludność, czyli Albańczyków i Somalijki, a na trzeciej odpoczywała starsza pani paląca papierosa, obok niej stała kraciasta torba na kółkach. Gapiłem się na przechodzących ludzi denerwując się jednocześnie, że nie bardzo będę miał o czym napisać w kolejnym odcinku, bo Węgierka już mi bokiem wychodzi i nic nowego w związku z nią się nie dzieje. Nuda. Kiedy z powodów wyżej wymienionych dopadał mnie coraz większy stres, siedząca obok mnie kobieta, elegancka i jeszcze dość ładna, choć starsza (około 70 lat, jak sądzę) zapytała, co za dziwne papierosy palę. Były to długie slimy, które nabyłem okazyjnie nieważne gdzie, w każdym razie nie angielskie. Wolałem zachować ostrożność, a nuż to jakaś agentka HM R&C. Powiedziałem, że jakiś cudzoziemiec dał mi je w prezencie, bo pokazałem mu drogę do stacji metra i wyjaśniłem, jak dojechać gdzieś tam. Łyknęła moje wyjaśnienie i spytała, czy może się ze mną wymienić papierosami – ona mi da swojego, a jej swojego. Odpowiedziałem, że mogę ją poczęstować, bez wymiany, że nie ma problemu, bo… i tu ugryzłem się w język, ponieważ chciałem jej powiedzieć, że w domu mam jeszcze dwa kartony. Wydawałoby się, że ściemniałem. Zainteresowała się skąd jestem, więc tym razem odpowiedziałem już zgodnie z prawdą, że z Polski. Pani, na wieść o tym, bardzo się ucieszyła i poinformowała mnie, że bardzo lubi Polaków, że Polacy są wspaniali i w ogóle.

– Wszyscy tak mówicie, a później oskarżacie nas o wyjadanie łabędzi, o to, że zabieramy wam pracą, że wyłudzamy zasiłki.

– O nie, ja nigdy tak nie mówiłam – oburzyła się pani.

– Nie twierdzę, że ty osobiście.

– Tak, w kilku szmatławcach rzeczywiście robią wam złą opinię i chociaż sporo ludzi to czyta, to nie znaczy, że w to wierzy.

Obok nas przeszła hałaśliwa grupa mężczyzn rozprawiających o czymś w nieznanym mi języku. Sądząc z wyglądu, mogli to być przybysze z południa Europy, północnej Afryki lub Bliskiego Wschodu.

– Skąd oni mają pieniądze na te ubrania, samochody, skoro nie pracują? – spytała i natychmiast udzieliła odpowiedzi na swoje pytanie. – Kradną, oszukują, handlują narkotykami, wyłudzają zasiłki – pieprzone Albańczyki albo inna zaraza! A jak masz na imię? Ja jestem Faye.

– O, jak Faye Dunaway. Mam na imię Janusz – i tu wręczyłem jej swoją wizytówkę.

– O, jesteś dziennikarzem. Pisz, pisz prawdę, o tym na kogo idą nasze podatki. Oni nic nie robią, tylko te dzieci płodzą – te słowa Faye skierowała do trzech ciemnoskórych kobiet ubranych na czarno, w chustach na głowach, o tym samy kolorze, wraz z nimi wlokła się gromadka dzieciaków w różnym wieku.

– Co się gapisz!? Jeszcze ci źle!? Jak źle to wynocha! – adresatki tych słów wystraszone przyspieszyły kroku. – Widziałeś jakie buty miały, najmarniej po 50 funtów!

Muszę przyznać, że nie czułem się najlepiej i trochę się bałem, że zaraz przyjdzie policja i zwinie moją wojowniczą rozmówczynię. Zacząłem ją trochę mitygować. Ale ona wcale nie zamierzała przestać.

– Niech tylko przyjdą, to im zaraz wygarnę. Myślisz, że się ich boję, że to pierwszy raz. Czarni policjanci się mnie boją, a biali rozumieją. Nie bój się, ze mną jesteś – tu Faye trzasnęła mnie w plecy.

Zauważyłem nieśmiało, że też jestem emigrantem.

– Ale ty pracujesz i walczyłeś razem z nami na wojnie.

Pracuję, to fakt, ale z tą wojną to sobie nie przypominam, żebym np. brał udział w desancie na Normandię.

– Może nie jestem najmłodszy, ale w czasch wojny nie byłem nawet plemnikiem.

– Och, Dżianas (tak brzmi moje imię w angielskiej transkrypcji – przyp. mój), nie udawaj głupka. Polacy walczyli razem z nami przeciw Niemcom! Ja dobrze znam historię, a mój dziadek ze strony matki był Polakiem. Macie prawo czuć się tu jak u siebie w domu. Ja znam wielu Polaków i bardzo ich szanuję, bo ciężko pracują i są bardzo uprzejmi! Całe nasze pokolenie ma do was szacunek.

No proszę, gdzież bym się spodziewał, że usłyszę tyle miłych słów pod adresem naszej nacji w ciągu niespełna pół godziny. Pewnym dysonansem były jej – co tu dużo mówić – te rasistowskie wycieczki, ale już nie polemizowałem. Zresztą zmieniła temat i rozmowa zeszła na moją osobę. Opowiedziałem jej pokrótce brytyjski fragment swojej biografii. Interesowało ją gdzie mieszkam. Okazało się, że jesteśmy prawie sąsiadami – mieszka za Acton Park. Kiedy jej powiedziałem, że wynajmuję pokój u Pakistańczyka, machnęła ręką z dezaprobatą.

– To już nie mogłeś u jakiegoś białego Brytyjczyka. O mój Boże, ten kraj musi trafić szlag.

Nie chciałem jej rozjuszać mówiąc, że mój landlord jest tego samego zdania. Z drugiej jednak strony nie chciałem się czuć jak zdrajca i stanąłem w obronie Pakistańczyków i powiedziałem, że ci, których znam, to naprawdę wspaniali ludzie.

– Jeszcze mało wiesz, ale niech ci będzie.

Pomilczeliśmy chwilę, Faye dzikim wzrokiem mierzyła każdą przechodząca chodnikiem Murzynkę czy muzułmankę i odezwała się po chwili:

– A ile im płacisz?

– Komu?

– Za mieszkanie.

Powiedziałem ile, a ona na to:

– Złodzieje.

Zaprzeczyłem, wyjaśniając, że w okolicznych domach lokatorzy płacą więcej.

– Posłuchaj Dżianas, mam dla Ciebie propozycję – jesteś miłym, kulturalnym człowiekiem, ja mieszkam sama we własnym dużym domu, z ogrodem. Proponuję ci mieszkanie na piętrze dwa pokoje z łazienką za połowę opłat, które sama ponoszę. Nie chcę żadnego czynszu, tylko woda, gaz, elektryczność i council tax. Możesz sobie tam palić, pić, przyprowadzać kobiety, a nawet co jakiś czas urządzić głośne party, tylko wcześniej musisz mnie uprzedzić. Pomógłbyś mi czasem w ogródku. Mam też dużą bibliotekę.

Propozycja kusząca, ale Faye, choć przesympatyczna, wydała mi się trochę dziwaczna. Powiedziałem, że się zastanowię. Umówiliśmy się na następny dzień, na godzinę 12.00 w kawiarni Poco Loco na High Street, ale nie przyszedłem, bo całą noc pracowałem – w nocy pisze mi się najlepiej. Poszedłem spać o dziewiątej rano, a obudziłem się o 14, choć zazwyczaj wystarczają mi trzy godziny snu. Będę musiał rozważyć propozycję Faye.

Cdn.

Janusz Młynarski

author-avatar

Przeczytaj również

Rekordowa liczba pasażerów na lotniskach w UK. Chaos na drogach i na koleiRekordowa liczba pasażerów na lotniskach w UK. Chaos na drogach i na koleiRejestracja w Holandii i uzyskanie numeru BSNRejestracja w Holandii i uzyskanie numeru BSNRząd UK wstrzyma się od dalszego podnoszenia płacy minimalnej?Rząd UK wstrzyma się od dalszego podnoszenia płacy minimalnej?Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyNosowska w UK – ikona polskiej muzyka zagra koncerty w Londynie i ManchesterzeNosowska w UK – ikona polskiej muzyka zagra koncerty w Londynie i ManchesterzeEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajek
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj